Death – rocznica śmierci Chucka Schuldinera

Tak się składa, że ten dzień – tj. 13 grudnia- zawsze będzie dla mnie końcem pewnej epoki w metalu. Nie tylko tej z szyldem – nomem omen – śmierć…Wtedy to odszedł Chuck , a dokładniej Charles Michael Schuldiner (zmarł 13 grudnia  2001 roku).

Dziś tylko dla refleksji parę słów o Nim, wszak nie chodzi tu o zapędy bycia Wikipedią… Niech zatem każde słowo lepiej określa muza. Zatem wybaczcie skrótowość, ale zamiast wielkich słów, niech nam towarzyszą dźwięki Osoby, która dla mnie nagrała jedne z najważniejszych płyt. Nie tylko w metalu.

Death, kapela, a raczej lider, będący zawsze w centrum uwagi sceny, zawsze postać kontrowersyjna (a który geniusz jest łatwy we współpracy???), którego każda płyta budziła oczekiwania i rodziła dziesiątki sporów. Poszczególne albumy, nawet jeśli były ostro krytykowane, to i tak Death był odnośnikiem, znakiem jakości dla szeregów muzyków… I niezależnie czy Death był kojarzony z obskurnym, grobowym brzmieniem na Scream Bloody Gore, rewelacyjnie kontynuowanym na Leprosy (znacie Wy kapelę Gruesome? Ha! To się nazywa hołd!), by następnie pokazać całemu gatunkowi, kto tu jest liderem… Spiritual Healing, już okładka i tytuł zwiastuje odejście od sztampy metalowej, na położenie akcentu w tekstach na życie jednostki… Pięknie jest to rozwinięte na Human. Chyba nie trzeba nikomu przypominać, że Chuck to muzyk o wielu  twarzach (Secret Face)

Zarazem oferuje nam odskocznię, oderwanie od prozy życia. Któż z nas nie był w kosmicznym morzu…

Czy zatem mógł dziwić dalszy progres Death na ich kolejnym albumie. Dla mnie będącym dziełem skończenie idealnym. Death dalej świadomie kreował własny styl (Individual Thought Patterns), nawet jeśli swoista karuzela w składzie biła rekordy…

Symboliczna kontynuacja w pełni ukazała Death jako zespół mający korzenie w śmierć metalu, zarazem jako kapeli idącej naprzód. Poza sztywne ramy. Gdzie nie słowa, a dźwięki miały przemawiać… Zwłaszcza, że słowa oponentów to często były puste słowa (Empty Words):

Nic nie mogło Death pokonać, ani kolejne zmiany w składzie, ani zmiana wytwórni. Dźwięki wytrwałości (The Sound of Perseverance), które obalały wszelka krytykę. Nie bacząc na nikogo Death wydał kolejny, jak się okazało niestety, ostatni album…

Niestety Chuck został pokonany… Na szczęście muzycznie ma trwale zapewnioną pamięć. I chyba tylko taki może być zwieńczenie tych paru słów, wykonanie legendy przez godnego kontynuatora metalowych bogów: Painkiller!

A Wy jakie macie wspomnienia?

Tomasz
(Visited 4 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , .