Podsumowanie 2017 roku wg wydawców

Kolejny etap podsumowania 2017 roku to wrażenia właścicieli wytwórni płytowych.

 


Greg (Godz Ov War)

Cholera, to już…? Rok 2017 zleciał jak z bicza strzelił! Znowu posypało nowymi albumami, a ja jeszcze nie nadrobiłem zaległości z poprzednich lat. No nic, nadrobię na emeryturze! Tradycyjnie w swoich podsumowaniach pomijam pewniaków z wszystkich mainstreamowych zestawień, bo kolejne albumy Immolation, Azarath, Morbid Angel, Suffocation, Obituary, Cannibal Corpse, Origin czy Incantation nie wywołały u mnie większych emocji i kompletnie nie ogarniam wszelakich „ochów i achów” w ich temacie. Ot, wyrobnicy zrobili swoje, lecz konar już nie płonie i rutyną wali na kilometr.
Natomiast w podziemnym kotle smoła bulgoce i ulewa się strumieniami. Wypłynęły dziesiątki, a nawet setki wydawnictw, wśród których niewątpliwie warto zawiesić ucho na albumach Ascended Dead, Attic, Specrtal Voice, Urn, Vassafor, Weregoat, Sortilegia, Heresiarch, Rude, Unaussprechelichen Kulten, Dread Sovereign, Diabolic Messiah, Soulrot, The Ruins of Beverast, Craven Idol, Devilpriest, Pig’s Blood, Possession, Aosoth, Lantern, Au Champ Des Morts, Goatpenis, Engulfed, Mordbrand, Harvest Gulgaltha, Procession, Blackevil, Contaminated. Oczywiście to tylko wierzchołek góry lodowej i na dodatek stworzony z moich osobistych preferencji. I jeśli mam wybrać te najciekawsze 10 pozycji, do których wracałem często i jeszcze na długo zagoszczą w mojej świadomości, obstawiam na poniższy zestaw:

01. Godflesh – „Post Self
02. Tchornobog – „Tchornobog
03. Prenelith – „Desolate Endscape
04. Anima Damnata – „Nefarious Seed Grows to Bring Forth Supremacy of the Beast
05. Degial – „Predator Regain
06. Corpse Garden – „IAO 269
07. Ensnared – „Dysangelium
08. Triumvir Foul – „Spiritual Bloodshed
09. Venenum – „Trance of Death
10. Blaze Of Perdition – „Conscious Darkness

Cholera, to już…? Rok 2018 za chwilę wejdzie na salony, a ja już wiem, że ukażą się w nim albumy, które z pewnością znajdą się wysoko w przyszłorocznym podsumowaniu. Portal, Hooded Menace, Lurker of Chalice.


Morgul (Putrid Cult)

01. Barathrum – „Fanatiko” Klasyczny album Finów, a to wystarczy za rekomendacje. Pozycja obowiązkowa!
02. Blood Stronghold – „The Triumph of Wolfish Destiny
Niesamowicie klimatyczny album, Black Metal przepełniony melodiami z przed dwóch dekad. Muzyka wyzwalająca tęsknotę za daleką przeszłością średniowiecznych krajobrazów oraz surowej nieposkromionej natury. Dawno nikomu nie udało się zrobić na mnie takiego wrażenia! Mistrzostwo!
03. Urn – „The Burning
Przebojowy a zarazem siarczysty Black/Thrash Metal, z jadowitym wokalem i świetna produkcją. Każdy utwór to hit który zapada w pamięć. Mieszanka Venom z Bewitched na silnym speedzie!
04. Black Magic SS – „Kaleidoscope Dreams
Kolejny album ze szlagierami tym razem psychodeliczny hard rock z blackowymi wstawkami i vintagowym piaszczystym brzmieniem. W tej muzyce majaczą gdzieś echa Coven, Devil’s Blood, Black Sabbath wymieszane w najlepszych proporcjach tworząc bardzo udany efekt.
05. Sinister – „Syncretism” Ciągłe zmiany składu wychadza na dobre Death Metalowej machinie z Holandii. Tym razem jest dużo więcej mroku, ciężaru i jakoś bardzo kajarzy mi się z Dechristianize– którą uwielbiam!
06. Whoredomrife – „Dommedagskvad” Coraz więcej młodych Black Metalowych kapel stawia duży krok na przodu w ramach swojej konwencji, nie kopijując żywcem z klasyków gatunku tylko tworzac nową jakość. I tu nie chodzi o wielkie eksperymenty muzyczne, wystarczą pewne drobne modyfikacje by móc zawiesić swoje proporce na poddanej ziemi wroga. Taki wg mnie jest Whoredom Rife. Melodyjny w pewnym sensie, można by powiedzieć symfoniczny BM jednak dość oryginalny i nie oczywisty.
07. Spectral Voices ‎– „Eroded Corridors Of Unbeing” Mroczny, gęsty, przepastny Doom Death Metal. Nie da się słuchać tej muzyki gdzieś w tle codziennych zajęć, jest na tyle pochłaniająca, że trzeba poświecić prawie 45 minut w skupieniu na tortury które zafundowali nam chłopaki z Colorado.
08. Darkstorm – „The Oath Of Fire” Blackened Heavy Metal łaczący w sobie fascynacje Mercyful Fate i Bathory. Album w 100% nafaszerowany klasycznym metalem zabarwiony lekko Pagan Black z lat 90-tych. Słuchając tego meteriału mozna przenieść się w czasy Hammerheart czy Don’t Brake… oczywiście jesli ktoś lubi takie klimaty he he.
09. Evilfeast – „Elegies of the Stellar Wind” Oooooo kurwa jaki to jest rozpierdol! Klimatyczny Polski Black Metal, który bez problemu może rozdawać karty na światowych salonach. Monumentalny i epicki, a przy tym chłodny i jadowity. Mus to mieć! Klasa!
10. Haunt – „Luminous Eyes” Co prawda jest to tylko 4 utworowa epka tego one-man bandu ale spowodowała takie zniszczenia w mojej głowie, że spokojnie wystarczy żeby stawiać ją w jednym rzędzie z najlepszymi. Heavy Metal najwyżzszych lotów-jak dla mnie rzecz jasna!


Fabian „Moloch” Filiks (Via Nocturna)

Jeszcze kilka lat temu słuchałem rocznie prawie każdą nową płytę jaka ukazywała się w podziemiu. Przynajmniej się starałem. W tym roku, odliczając to co wydaję w Via Nocturna, zwróciłem uwagę zaledwie na kilkanaście może nowych płyt. Naczelny Kvlt zmusił mnie, żebym przygotował listę 10 tytułów, gdzie tak naprawdę intensywnie słuchałem z tych nowości może z 5 płyt. Ja należę do tego gatunku słuchaczy, którzy katują daną płytę bez przerwy przez np. 4 tygodnie aż znają w niej każde przejście, każdą zmianę tempa, każdą nutę… Nie wiem czy to dobrze, ale dzięki temu mogę powiedzieć coś więcej o tym czego słuchałem najwięcej w tym roku. Czy to są najlepszy płyty 2017? Każdy niech oceni według własnego sumienia. Tak czy siak moja lista prezentuje się następująco. Kolejność przypadkowo nieprzypadkowa.

01. Perturbator – „New Model
Gdy ja zamykałem (jak się okazało czasowo) swój „etap elektroniczny” w twórczości i arogancko wkraczałem na scenę black metal James Kent pracował nad „Terror 404„. Pięć lat później, zaledwie rok po doskonałym „The Uncanny Valley” wydał „New Model„. Nie do końca może stanowi ten krążek próbę dekonstrukcji własnego stylu ani też negację retrosynthowych inspiracji ale na pewno Perturbator stworzył jedną z ciekawszych płyt elektronicznych ostatnich lat. Album, który staje pod prąd masowemu wręcz zalewaniu rynku „plumkaniem” na modłę lat 80-tych. Nie wiem czy to jest „ucieczka do przodu” jak to gdzieś przeczytałem, ale na pewno jest to reakcja na całą masę naśladowców, którym marzy się powtórzenie sukcesu Jamesa. „New Model” słuchałem w tym roku chyba najczęściej. Może to wystarczy za rekomendację 🙂

02. Myrkur – „Mareridt
Nie zdradzę tu żadnej tajemnicy jeśli powiem, że jestem oczarowany, czy wręcz zakochany w Amalie Bruun. Jej skomplikowana i nieszablonowa osobowość, szalona przeszłość i dołująca teraźniejszość pozwoliły jej stworzyć coś naprawdę wyjątkowego. Na „Mareridt” udało jej się uchwycić coś nieuchwytnego. Duńska nimfa swoją ostatnią płytą objawiła się jako artystka, która wie czego chce i która potrafi odnaleźć się na scenie z własnym, niepowtarzalnym emploi. Wbrew hejterom, krytykom i black metalowym mizoginom. Nic dziwnego, że koncertuje niemalże co drugi dzień a „Mareridt” to krążek, który ląduje na szczycie prawie każdego podsumowania za rok 2017. Bo tu nie ma już Garma. Tu jest Amalie. Z całym jej bagażem emocjonalnym i z kompletnym zatraceniem się w muzyce. Myrkur jest na „Mareridt” autentyczna. I to przesądza o jej sukcesie. A sukces, jak widać, jest to niemały…

03. Hans Zimmer & Benjamin Wallfisch – „Blade Runner 2049” OST
Od początku śledziłem z wypiekami na twarzy wszelkie doniesiena z produkcji tego filmu. Miałem jednak obawy, gdy nagle zwolniono kompozytora – Johann Johannsson na kilka miesięcy przed premierą. Zimmer to świetny kompozytor ale obawiałem się, że braknie mu świeżości i nie będzie potrafił korespondować z Vangelisem. Strasznie się pomyliłem. Zimmer i jego pomocnik Wallfisch stworzyli muzykę, która wgniata w fotel. Poszerza doznanie świata Blade Runnera 2049 i umożliwia pełną w nim immersję. Film zrobił na mnie piorunujące wrażenie. A muzyka Zimmera przygnębiające. Dlaczego? Bo pokazała mi dobitnie jak niewiele potrafię i jak nigdy nie zbliżę się do takiego poziomu kompozycji i myślenia o dziele muzycznym. To niesamowite, że 60-letni facet z takim dorobkiem potrafi być zaskakujący, oryginalny i prawdziwy względem ducha oryginału. Dla mnie chyba największe zaskoczenie tego roku.

04. Dvne – „Asheran
Mam słabość do dobrego stoner / dooma. A jeszcze jak ciągnie się jak flaki ze sludgeowym sosem to jestem wniebowzięty 🙂 Szkocki Dvne ma jeszcze jedną cechę. Potrafi zaskoczyć. W świecie oklepanyuch riffów, gdzie wszyscy rżną z Electric WizardAsheran” to świeża jakość. Doskonałe i dojrzałe kompozycje, nienaganna technika wykonania i charyzmatyczne wokalizy sprawiają, że Dvne to zespół, który trzeba znać i podziwiać. Jeśli macie wątpliwości to sprawdźcie „Asheran„. Już od pierwszego numeru jest jasne, że to jedna z lepszych płyt w swoim gatunku w tym roku.

05. Chelsea Wolfe – „Hiss Spun
Chelsea żyje w swoim świecie. Pozornie jest kompletnie odklejona od rzeczywistości choć jej muzyka jest głęboko w niej zakorzeniona. To niesamowite połączenie ciężaru, brudu i przyziemności z pewną efemerycznością wokalistki i kobiecą wrażliowścią sprawia, że „Hiss Spun” chce się słuchać na okrągło. To w głównej mierze amerykańskie granie, ale jakie! Jest tu pewna nonszalancja i niefrasobliwość, które połączone z doskonałą produkcją tworzy absolutnie jedną z lepszych płyt jakie mogliśmy usłyszeć w 2017 roku.

06. Incarnal – „Mortuary Cult
Że prywata? Że nie wypada? Mam to gdzieś. Czy to się komuś podoba, czy nie Incarnal w tym roku wróciło nie tylko ze swoją najlepszą płytą w dorobku ale pewnie też i jedną z lepszych death metalowych płyt 2017 roku. Nie jestem przesadnym fanem „szwedzizny”, w ogóle nie podniecam się jakoś death metalem, no chyba, że tym z Florydy, ale to co zrobili panowie z Puław to jest sztos absolutny. Numery, które ciągną do przodu, przemyślane, świetnie zaaranżowane i zagrane. I ta energia! Zazwyczaj nie ekscytuję się pracą (czyt. płytami, które wydaję) ale ten krążek katowałem w samochodzie do zajechania. Polecam!

07. Witchery – „I Am Legion
W 2000 roku siedziałem na tzw. „hardkorowej nocce” w jednej z rybnickich kafejek internetowych i surfowałem do rana. Szukałem głównie informacji na temat mojego idola Kinga Diamonda i muzyków z którymi współpracował. Tak trafiłem na Sharlee D’Angelo i jeden z jego zespołów – Witchery . 17 lat później wciąż jestem fanem. I choć „Witchkireg” w ogóle mnie nie zachwycił a „In His Infernal Majesty’s Service” olałem to „I Am Legion” zwnów przywrócił mi wiarę w ten zespół. Sprawdźcie sami Szwedów i powiedzcie mi, że się nie mylę. Miła niespodzianka tego roku.

08. Solstafir – „Berdreyminn
To niesamowite móc śledzić ewolucję muzyki Islandczyków z Solstafir , którzy proste black metalowe riffy zamienili na przemyślane, pomysłowe granie, które wymyka się normom klasyfikacyjnym. Na „Berdreyminn” mamy prawdziwą paletę emocji i wrażeń podanych w niekonwencjonalny sposób. Nie jest to może moja ulubiona płyta z tego roku ale szczerze zazdroszczę tym chłopakom wrażliwości muzycznej i kompozycjnego polotu. No ale nie pierwszy raz Skandynawia i Daleka Północ zabiera nas na nowe muzyczne obszary. Jeśli macie odrobinę wyobraźni to Solstafir zabierze was w niesamowitą podróż w głąb siebie.

09. Paradise Lost – „Medusa
Dwa lata po doskonałym krążku „The Plague WithinParadise Lost wróciło ze swoim największym dziełem zatytułowanym „Medusa„. Zespół kroczy stylistyczną ścieżką wyznaczoną przez poprzednią płytę i robi to po mistrzowsku! Prawie 30 lat stażu a muzyka Nicka Holmes’a i Spółki wciąż potrafi zaskakiwać. Bardzo podoba mi się ten dojrzały, ciężki i wyjątkowo posępny kierunek. I choć może „Medusa” nie wgniata tak w fotel jak „The Plague Within” to jest to na pewno jeden z tych krążków, który przez długie tygodnie nie opuszczał mojego odtwarzacza. Na pewno jedna z lepszych płyt w swoim gatunku w tym roku.

10. The Ruins Of Beverast – „Exuvia
Niby wszystko się zgadza, niby jest wsparcie wytwórni (Van Records), zespół gra koncerty, a jakoś nie potrafi przebić się do szerokiej świadomości i zająć należne mu miejsce na europejskiej scenie bm / doom. Choć może to tylko moje wrażenie? Uwielbiam The Ruins Of Beverast od momenty gdy usłyszałem pierwsze takty „Blood Vault„. Ich najnowsza płyta – „Exuvia” to kolejny krok w ewolucji zespołu. Ma charakterystyczny „beverastowy” sound ale też i bardziej ambitne podziały i aranżacje. Kawał niebanalnego grania z wręcz przytłaczającą atmosferą. Jeśli jeszcze nie znacie to najwyższa pora nadrobić zaległości. Prawdziwa perełka.


Mordor (Mara Productions)

01. Afraid of Destiny -„Agony
02. Svartsyn -„In Death
03. Endezzma -„The Arcane Abyss
04. Urn – „The Burning
05. Nokturnal Mortum – „Істина
06. Anima Damnata – „Nefarious Seed Grows to Bring Forth Supremacy of the Beast
07. Satyricon – „Deep Calleth upon Deep
08. Arvas – „Black Path
09. Attic – „Sanctimonious
10. Degial – „Predator Reign


Eryk (Old Temple)

Najtrudniejsze pytanie dla fana muzyki. Jak zawsze olbrzymi wybór bo jak by nie patrzeć trochę wyszło muzyki w 2017 roku. Zawsze mam olbrzymią trudność z tymi naj naj, więc polecę kolejnością alfabetyczną i pozycjami których słuchałem najczęściej. Nie będę skromny oczywiście dając swoje (hehe).

01. Cień – „Fate” Trochę mnie zaskoczył kierunek w jakim poszli, ale jeśli da się tej płycie szanse świetnie ryje w ciele swoje zimne, depresyjne korytarze. Gdzieś zostaje pod skórą, zostawia niespokojne piętno. Na szczęście ominęli cały ten post-black metalowy klimat.
02. Dagorath – „Glare of the Morning Star” Ich koncert mnie zaskoczył mega pozytywnie, kawał świetnego old-school , zatęchłego black metalu. Ten materiał potwierdza, że mają pomysły. Czekam na więcej.
03. Death Worship – „Extermination Mass” Można by napisać super grupa skazana na sukces. Czasami takie twory powstają i nie dają rady kompletnie. W tym przypadku naprawdę konkretni ludzie nagrali konkretna muzykę. Liczę na coś więcej, bo łomot miły dla ucha.
04. Diabolical Messiah – ‎”Demonic Weapons Against The Sacred” Po raz kolejny się nie zawiodłem, łomot od początku do końca. Południowo Amerykańska bezkompromisowość.
05. Doomster Reich – „Drug Magick” Ta płyta pokazali, że są jedyną taką kapelą w Polsce. Całość nagrana na setkę, klimat transowo – psychodeliczno – krautrockowy. Nie da się oderwać uszu. I co najważniejsze, diabeł wylewa się z głośników.
06. Godflesh – „Post Self” Prawie zapomniałem o bogach industrial metalu. Po ich powrocie myślałem, że coś nagrają i koniec, ale na szczęście ciągną temat dalej i to jeszcze jak. Bardzo dobrze się słucha tych chorych, zakręconych, niespokojnych dźwięków. Maja jeszcze co nieco do powiedzenia.
07. PandemoniumNihilist” Zespół o którym nie trzeba pisać. Uwielbiam tą duszą atmosferę albumu. Gniecie od początku do końca bez zbędnego pitolenia. Od początku do końca słychać klimat tego zespołu. Mimo wielu zakrętów w ostatnich latach udało się nagrać taki album.
08. SwansDeliquescence” Kolejny koncertowy album tej legendy. Zespół który na płytach wypada fenomenalnie, ale to nic w porównaniu do tego co dzieje się na koncertach. Płyta zjechała ze mną całą Polskę na autostradach i nie tylko. W nocy podwaja się jej hipnotyczno transowa siła.
09. Unaussprechlichen Kulten – „Keziah Lilith Medea (Chapter X)” Znowu Chile hehehe. Ale co zrobić, po prostu bestialsko zapieprzają tak, że aż się chce włączyć kolejny raz. Załoga która również nie zawodzi. Jest trochę klimatu, trochę zwolnień, ale mrok i diabelstwo utrzymane jak zawsze.
10. Whalesong – „Disorder” Za odwagę wejścia w wydaje się trochę zapomniany klimat industrial metalu mają dużego plusa. Mam wrażenie, że zespół dopiero się rozwijają. Dzięki temu albumowi, odkurzyłem sobie stare płyty Swans, Godflesh i kilku innych kapel.


Fredy (Czar Of Crickets Productions)

01. Godflesh – „Post Self
02. Chelsea Wolfe – „Hiss Spun
03. Quicksand – „Interiors
04. Impure Wilhelmina – „Radiation
05. Schammasch – „The Maldoror Chants
06. Zeal & Ardor – „Devil Is Fine
07. Sum Of R – „Orga
08. Blut aus Nord – „Deus Salutis Meæ
09. Wolves In The Throne Room – „Thrice Woven
10. Enslaved – „E


Grzegorz Iwaniec (Green Lungs Records)

Gdy dostałem propozycję podzielenia się na łamach kvlt.pl , podsumowaniem roku 2017 w odniesieniu do własnych doświadczeń w dziedzinie odsłuchiwania muzyki, zgodziłem się bez wahania. Pomyślałem, że z łatwością wymienię 10 płyt, których słuchanie uprzyjemniało mi ostatnie 12 miesięcy. Jednak już na etapie robienia rachunku sumienia, okazało się to dużo bardziej skomplikowane niż pochopnie zakładałem. I o ile bez trudu wytypowałem mój „numer jeden”, to reszta znalazła się tu głównie z powodu wykręcenia odpowiedniej ilości obrotów w moim odtwarzaczu, co rzecz jasna świadczy o pewnej subiektywnej wartości tychże tytułów,  jednak niekoniecznie, szczególnie z dziejszej perspektywy, będą to pozycje ponadczasowe.
01. Zacznę do Converge i ich cieplutkiego jeszcze „The Dusk in Us„. To bez wątpienia jedyna wyczekiwana przeze mnie płyta w tym roku, i co ciekawe, to wyczekiwanie skutecznie było podgrzewane juz gdzieś od sierpnia. Co samo w sobie jest już sporym osiągnięciem, bo wypuszczane za wczasu numery mocno rozbudzały apetyt a nie przyćmiły całości jako takiej. Ta gdy już się ukazała, skutecznie przywaliła mi prosto w szczękę, odbierając na dłuższą chwilę racjonalne postrzeganie świata. Converge od Jane Doe wydaje płyty wybitne, co jest o tyle dziwne, że sam zespół nie wykonuje żadnego przewrotu stylistycznego a jedynie kosmetycznie wzbogaca charakterystyczne dla siebie cechy. Gdy odpalam”The Dusk in Us„, dostaję wszystko to, czego od Converge oczekuję: idealnie dopasowaną  produkcję, karkołomne łamańce, przygniatające ciężary, szalone galopady i sprzężenia , czy może już trochę mniej wściekłe, ale za to bardziej emocjonalnie zróżnicowane wokale. Całość podana jest z taką  świeżością i autentycznością, której na próżno szukać u innych artystów z podobnym doświadczeniem. Bez wątpienia stawiam najnowsze dzieło tych dojrzałych juz panów na szczycie mojego skromnego zestawienia A.D. 2017.

Kolejność pozostałych tytułów jest już zupełnie przypadkowa, a sama ich obecność w tym zestawieniu wynika głównie z wypracowanych wspólnie”roboczogodzin”. Innymi słowy – w tym roku podobały mi się następujące płyty:
Leprous – Malina Melodia i rytmika w nieoczywistym wydaniu. I choć początkowo marudziłem na zbyt wygładzoną produkcję i ogólnie chwytliwy charakter tej płyty, to jednak zmieniłem zdanie, po skonfrontowaniu jej na żywo. Jeśli Leprous przynależą do sceny progresywnej, to postrzegają ją dokładnie tak, jak ja chciałbym ją widzieć.
Quicksand – Interiors Byłem zupełnie zaskoczony faktem aktywności twórczej w Quicksand, gdy ta spadła na mnie niespodziewanie w formie reklamy w internecie, a co za tym idzie, nie miałem wobec niej żadnych oczekiwań. Mam słabość do Waltera i jego różnych wcieleń i możliwe, że to dzięki temu ta płyta tak gładko „weszła”, bo to jednak (może i dobrz )  inny Quicksand, niż ten z czasów mojego liceum
Bloodclot Up in Arms” To kolejna niespodzianka, o której istnieniu dowiedziałem się już przy bezpośredniej konfrontacji. Szybkie hardcore’owe pociski, wypełnione energią, której dawkowanie byłoby w dobrym tonie, by nie zostać posądzonym o stosowanie dopalaczy. A to wszystko wygenerowane przez „starych dziadów”, którzy witalnością mogliby obdarować kilkanaście, młodszych o dekady, kapel. No i ten duch Bad Brains unoszący się nad całością.
Also with Razors – NWBAIS Piorunująca mieszanka „postnych” odmian hardcore’a, black metalu i różnych odlotów prosto z Tczewa.  Płyta spokojnie mogłaby znaleźć sie w katalogu Deathwish Inc.     
Immolation Atonement” Śmierć metal to gatunek po który sięgam niezbyt często, a jeśli już, to raczej wracam do klasyki, niż penetruje nowe rejony.  Pewnie dlatego nowe dziecko Immolation na dłużej zagościło w moim odtwarzaczu, gdyż ma wszystkie cechy dobrego, klasycznego death-metalowego albumu. Bez zbędnego epatowania nieludzkimi prędkościami i nadmiernego kombinowania w strukturach, świetnie brzmiący i na swój sposób świeży i chwytliwy krążek.
Shihad FVEY” Może to nie miejsce by umieszczać płytę z 2014 w zestawieniu za rok 2017 , ale obiektywnie, spędziliśmy wspolnie  sporo czasu i uważam, że warto o tej płycie wspomnieć. Shihad to raczej średnio znany w Europie zespół, choć w Nowej Zelandii z której pochodzą, cieszą się ogromną popularnością. „FVEY „to beznadziejna okładka, ale świetna produkcja. Gdzie potega niskiego stroju w połączeniu z transowym wałkowaniem prostych patentów dała zaskakujący w  efekt.  Klimat Killing Joke jest wręcz fizycznie namacalny, co w sumie nie dziwi, gdy sprawdzi się kto odpowiadał za produkcję.
Major Kong – „Brace for Impact” Nie jestem szczególnym fanem doomowo-stonerowych klimatów, ale ten zespół zawsze się wyróżniał, bardziej „otwartogłowym” podejściemem do tematu, a z płyty na płytę coraz bardziej tego dowodzą. 
Mastodon Emperor of Sand” Znów płyta doświadczonego zespołu , który podaje swoją twórczość w sposób świeży i w tym wypadku bardzo przebojowy. 
No i na koniec  płyta Chelsea Wolfe – Hiss Spun” trochę wstyd przyznać, że twórczość tej Pani omijałem szerokim łukiem, mając jakieś fałszywe wyobrażenie o tym co robi. Gdy jednak skonfrontowałem się z muzyką, okazała sie na tyle uzależniająca i intrygująca, że nadrabiam dziś te zaległości.

(Visited 8 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , , , , , .

One Response to Podsumowanie 2017 roku wg wydawców