Abyssal Ascendant – „Chronicles of the Doomed Worlds – Part I: Enlightenment from Beyond” (2015)

Muszę to napisać: gdy po raz pierwszy zobaczyłem okładkę do Chronicles of the Doomed Worlds – Part I: Enlightenment from Beyond, padłem na glebę targany spazmami śmiechu. No bo co to ma być: jakiś zmutowany smokoślimak z waginą na klacie i głową nabitą rurkami z kremem? Do tego paskudny logos, z którym nawet ja miałem problem z rozczytaniem (okazało się, że słowo Abyssal napisane jest od tyłu), no i layout, o którym mogę powiedzieć co najwyżej „średni”. Nie oceniaj jednak książki po okładce, a płyty po ślimaku.

Wydany w roku ubiegłym przez Dolorem Records CeDek O W Chuj Długiej Nazwie to pierwszy długograj francuskiego Abyssal Ascendant. Zawiera on dziesięć kompozycji trwających prawie trzy kwadranse. Muzyka, w której obracają się bagieciarze oscyluje przede wszystkim wokół death metalu, choć znajdzie się także doom.

Płyta zaczyna się prawie że klimatycznie. Złowieszczo-kinematyczny intros podszyty klimatami arabsko-egipskimi sugeruje, że zaraz trafimy do Epickiego Świata Ślimaków. A tu, panie, dupa. Bo intro niby jest podniosłe, dopieszczone i takie tam, ale kawałek, który po nim następuje ma to zupełnie gdzieś i nie utrzymuje nawet cząstki z zbudowanej przez Celephais Chant atmosfery. Brzmi jak ucięte tasakiem i zszyte na siłę. Chwilę później dostałem drugi cios w ryj, tym razem w formie brzmienia perkusji. Jest cyfrowe i brzydkie, werbel wyszczególniając. A że perka przez większość nagrania łomocze gęsto i grubo… no, za różowo nie jest. A skoro już szkalujemy brzmienie to poszkalujmy bas, który rzadko kiedy przebija się przez resztę, a jak się przebije to chcemy wepchnąć go nazad w zapomnienie. Gitarom ogólnie brakuje ciężaru, choć mogą się podobać. Do wokalu nie mam uwag ani pozytywnych ani negatywnych.

Natomiast jeżeli mówimy o kompozycjach, to jest całkiem nieźle. Abyssal Ascendant prezentuje death metal całkiem melodyczny, rozwinięty, dość techniczny i na pewno nie monotonny. Co prawda czasami (chociażby w The Nameless Shape) wystają grube szwy, ale w większości przypadków zmiana stylistyki gładko uchodzi. W Disrupted Incarnation trafiamy na melodyczność nawet ładniejszą niż przeciętne, notabene wcale niezgorsze, a The Prowling of Rlim Shaikorth potrafi mile zaskoczyć doomową partią i motywem bazującym na slide’ach. No i jest także The Black Pharaoh oraz jego partia symfoniczno-chóralna.

Te symfoniki, chóry i tym podobne mają jeden cel: atmosferę. Mam przeczucie, że Chronicles of the Doomed Worlds… miało być w ogóle atmosferycznym death/doom metalem, tylko coś im nie wyszło. Cała para bazująca na mitologii Lovecrafta, utrzymywaniu mrocznego klimatu i takich tam spełza w zasadzie na niczym. Dodatki kinematyczne są używane wysoce niewłaściwie, za rzadko, nietrafnie i zamiast tworzyć klimat to zadają słuchaczowi solidnego ładafaka. Ten aspekt Abyssal Ascendant wyjątkowo ssie pałę. I nawet pomimo tego, że wyszły im niezłe, łatwe do słuchania kawałki, to niesmak pozostaje. To miało być czymś większym, tylko muzycy nie potrafili tego stworzyć. A ślady pozostały.

Niezależnie od powyższego zarzutu muszę przyznać, że AA nie jest tak złe jak ich okładka. Wręcz przeciwnie, oni mogą się nawet porządnie rozwinąć. Na razie jest całkiem nieźle.

Ocena: 7/10

Kapitan Bajeczny
Latest posts by Kapitan Bajeczny (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , .