Zrobili to ponownie. Tajemniczy skład Briqueville w ubiegłym roku powrócił z krążkiem równie mrocznym i przytłaczającym, co debiut, zatytułowanym po prostu II. Trio, zachowujące do tej pory anonimowość, dokładnie 29 września 2017, pod egidą Pelagic Records, podnosi sobie poprzeczkę najnowszym wydawnictwem, będącym bezpośrednią kontynuacją pierwszej odsłony swoich poczynań, a także ponownie skutecznie i głęboko wciąga w swoją schizofreniczną podróż z iście sludge’owym, dronowym i z klasycznie podrasowanym, cierpkim posmakiem.
Kto zupełnie nie ma pojęcia, o kim rozprawiam, natychmiast spieszę z pomocą. Briqueville powstali na gruzach innych, lokalnych belgijskich kapel sceny jazzowej, electro i metalowej ponad 10 lat temu, z ambicjami zarejestrowania improwizacji „wokół jednej nuty”, tj. motywu przewodniego – anonimowo, tak aby skupienie bazowało wyłącznie na muzyce. Legenda głosi, że inspiracją całego przedsięwzięcia Briqueville było przypadkowe spotkanie starszego mężczyzny, który opowiedział im historię syna mordującego ojca tuż przed wejściem do szkoły, w której grali swoje próbne kompozycje. Mężczyzna wyciągnął nawet wyciętą wzmiankę prasową o zabójstwie, aby potwierdzić, że mówi prawdę. Po co ktoś trzymał artykuł opowiadający o ojcobójstwie w portfelu przez x lat i dzielił się emocjami z przypadkowymi ludźmi – tego nie wie nikt. To smutne, dziwne zdarzenie stało się podwaliną do napisania swego rodzaju sztuki w podziale na akty. Po czterech częściach na album z 2014 roku kolejne musiały powstawać aż trzy lata, i oto muzycznie historia wydaje się przeciągnięta w dalszą stronę.
Na dzień dobry Briqueville serwuje dość dziwną grafikę wydawnictwa. Okładkę zdobi zdjęcie usypanych w górę szczątków zwierząt, prawdopodobnie słoni. Czy chodzi tym razem o zwrócenie uwagi na mord niewinnych? Źródła na ten temat brak. Muzycy zdradzili natomiast, że album II powtarza schemat z debiutu, całość powstała podczas jammowania. Kompozycje są jakby zawieszone od jednej powtarzającej się nuty lub tonu, wszystkie sesje są następnie połączone, tworząc jedną spójną całość. Tym razem trzy akty, ponumerowane od liczby V, to łącznie 40 minut parabolicznej, psychodelicznej tułaczki w kilku odcieniach post-metalu. Utwory są długie, głównie instrumentalne z zachowanymi w tle elementami wokalnymi w pogłosie. Żaden utwór nie zachowuje klasycznej normy kompozycji – progresywne rozciągnięcia melodii poprzez ciężkie, doomowe powyginane riffy, pięknie dudniący bas i totalnie z nim sprzężona perkusja, plus różne natężenia dynamiki utworów przypominają mi starsze dokonania grup Pelican, Russian Circles i oczywiście pod względem jakiejś aury mistyczności Amenra. Akt V rozpoczyna się nawałem riffów i perkusji, by za chwilę przejść do zupełnej zmiany atmosfery w spokojną, stonowaną i stopniującą napięcie, jak cisza przed burzą, wprost do leniwego zakończenia z gitarowym sustainem. Moją czarną perłą okazała się kompozycja następna, około 12-minutowy Akt VI, który wciąga od początku do końca, przy czym ten koniec z hipnotyzującymi wokalami wprawia w trans i niepokój. Ostatnia kompozycja to prawie 20 minut przejażdżki, znów zapętlone, dziwaczne wokale i sustainowe przejście do orientalnych zaśpiewów i ociężałej, hipnotycznej sekcji rytmicznej.
W podsumowaniu kilka osobistych spostrzeżeń. Materiał od Briqueville nie jest dla każdego, nie zachęcam nikogo, kto uważa sludge/post-metal za wyeksploatowany i przerzedzony o zwykle podobne do siebie zjawiska. Na II rewolucji nie ma, fantazji też niekoniecznie wiele, ale produkcja bije inne na głowę, a całość nie nudzi na dłuższą metę. Słuchając Briqueville, i mając na względzie, w jaki sposób traktują swoją muzykę, zastanawiam się nad naturą gatunku sludge/post-metal w ogóle, którego nieodłącznym elementem musi być jakiś obraz, opowieść. Wiadomo, że muzyka instrumentalna w takim zabarwieniu idealnie się sprawdza jako towarzysząca ścieżka dźwiękowa do filmów i dokumentów. Siłą takiej muzycznej sztuki, w której emocje się stopniuje, wyrównuje i tonuje bezsprzecznie może być uzupełnienie klimatycznych scen na dużym ekranie. Zresztą Mogwai czy chociażby Explosions in the sky doskonale się w tej materii odnaleźli. Zostawiając Was z tą refleksją, na koniec wracam z odezwą, aby każdy wielbiciel, fan sludge/doom/post-metalu zajrzał co jakiś czas do belgijskiego, ponurego podwórka z czarnym jak smoła klimatem. Nie tylko Amenra wyróżnia się z tamtejszej sceny muzycznej, bo na zapleczu jest jeszcze niniejszy Briqueville i ja wyciągam z ich muzyki pełną, czarną satysfakcję.
Ocena: 8/10
- Podsumowanie roku 2023 wg redakcji KVLT - 6 stycznia 2024
- Summer Dying Loud 2023 – Aleksandrów Łódzki (8-10.09.2023) - 26 września 2023
- Mystic Festival 2023 (Gdańsk) - 28 czerwca 2023
Tagi: 3 akty, Amenra, Belgia, Briqueville, Chaos, długie utwory, hałas, II, kontynuacja pierwszej płyty, post-metal, Sludge.