Zawartość niniejszej płyty wywołała niezły mętlik w mojej głowie. Sprawcami tego zamieszania są dwaj muzycy, którzy tworzą pod szyldem Distressful Project. Recenzowany album, zgrabnie zatytułowany Fucked-Up Songs, jest ponownie nagranym materiałem z ich pierwszego wydawnictwa Neverending Pain. Ostatnie zdanie w książeczce do płyty brzmi: In 2016 we decided to re-record it without any changes in arrangements but something went wrong… . Brzmi nieco tajemniczo i można się jedynie domyślać, co autorzy mieli na myśli. Co poszło źle, jeśli faktycznie poszło? Odpowiedź poniżej.
Rosjanie w swojej muzyce łączą doom metalowy ciężar, gotycką melancholię i dorzucają do tego elektroniczne elementy, czego w poprzedniej wersji utworów nie było. Te bity i sample wywołały we mnie mieszane uczucia. Intro brzmi tak… specyficznie – inne określenie nie przychodzi mi do głowy. Szczególnie w połączeniu z barwą i stylem wokalu a ’la Johnathan Davis. Kompletnie to do mnie nie przemawia, tym bardziej że początek muzycznie skupia w sobie wyłącznie melancholijne pianino oraz gitarę, a wspomniany bit przychodzi dość nieoczekiwanie.
Już nieco lepiej te części składowe komponują się w dalszych utworach, chociażby w Tristia, Twilight (tutaj całkiem nieźle łączy się to z gitarowym solo), czy od biedy w instrumentalnym The Curse. Nadal jednak takie połączenie nie przekonuje mnie całkowicie. W moim odczuciu wprowadza pierwiastek tandety i gryzie się z doom metalową ciężkością gitar.
Drugą kwestię sporną stanowią czyste wokale Yanisa. Co prawda na Fucked-Up Songs są one zdecydowanie bardziej strawne, aniżeli na poprzedniczce, ale nadal dużo im brakuje do tego, aby nie raziły słuchacza. Na ogół lubię męskie wokale, które mają w sobie skrzecząco-nosową manierę, czy lekkie wrażenie fałszu (Septicflesh, Pallbearer, Secrets of the Moon etc.). Tutaj jednak momentami jest to bardziej zawodzenie niż śpiew, np. w Soulles. Z kolei już w Volition, gdzie wokal Yanisa nabiera trochę większego pazura, brzmi to bardziej przystępnie.
Natomiast plusem materiału Rosjan są stricte doom metalowe elementy w ich muzyce – ciężar gitar, porządne growle, za które odpowiedzialny jest Alextos. Te fragmenty wypadają korzystnie i są trzonem płyty. Stąd Blindness jest jedną z lepszych kompozycji na albumie. Bez bicia przyznaję, że tutaj bit, który łączy się z podwójną stopą i istotnie ciężkimi riffami brzmi najlepiej spośród wszystkich innych tego rodzaju zabiegów. Równie dobrze prezentuje się poprzedzająca go Paranoia z początkiem w bardzo anathemowym stylu, jednocześnie będąca chyba najżywszą pozycją z całej tracklisty.
Faktycznie nie wszystko poszło na Fucked-Up Songs idealnie i dobrze. Nie sądzę, żeby były to jednak totalnie spieprzone utwory. Na pewno o wiele lepiej by było, gdyby elektronika poszła w kierunku takim, jak w kawałku Blindness, i gdyby Yanis miał nieco większą kontrolę nad swoim wokalem. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że mimo tych mankamentów materiał Rosjan jest czymś nieszablonowym i wartym zainteresowania. Na pewno muzycy różnorodnością elementów w ciekawy sposób budują depresyjną atmosferę. Distressful Project tym albumem i aranżacjami trochę odczarowali złe wrażenie, jakie wywarli na mnie swoim pierwszym wydawnictwem.
Ocena: 6/10
- Debiutancki singiel zespołu Inanes - 28 grudnia 2020
- King Apathy – „Wounds” (2019) - 17 października 2020
- My Dying Bride – „The Ghost of Orion” (2020) - 8 marca 2020
Tagi: 2016, Darknagar Records, Distressful Project, Fucked-Up Songs, Gothic/Doom Metal, grimmdistribution, More Hate Productions, Narcoleptica Productions, recenzja, review.