In Twilight’s Embrace „Trembling” (2016)

Dwa dni temu poznańska załoga In Twilight’s Embrace wydała mini. Zatem tylko rzucę parę zdań osobistych wynaturzeń w skrócie recenzją zwanych.

Powiedzieć, że lubię mini albumy, to tak jak by rzec, że podobają mi się kobiety z dużym biustem. Czyli byłby to nieco zbyt stonowany entuzjazm.  Ja po prostu uwielbiam konkretny biust… tzn. mini albumy.

Chłopaki z In Twilight’s Embrace już przy wydaniu The Grim Muse chwycili ostro wiatr w żagle; wywiady, koncerty, zaś o samej kapeli wszędzie zrobiło się głośno. Zatem wydanie EP Trembling jest idealnym pomysłem, by podgrzać atmosferę wokół kapeli, jak i przypomnieć o sobie premierowym materiałem.

Na początek zawartość EPki, tegoroczny materiał ITE jest mini naprawdę, bo to raptem 2 utwory premierowe i kower Armii. Ten ostatni zostawię na później, zaś o samym nowych kawałkach mogę rzec, że prezentują nieco inne oblicze In Twilight’s Embrace. Nie wiem, dlaczego ja czasem tam słyszałem echa Carcass z etapu Heartwork, ale to chyba tylko jest stosowna rekomendacją? Tak naprawdę Trembling to nadal szwedzka szkoła grzania z odcieniem melodii. Jeżeli to jakiś wyznacznik kolejnego albumu, to nie będzie na pewno żadnego zawodu. Konkretne kawałki. Szybko przelatują te nowe utwory, na finał ciekawe akustyczne wyciszenie drugiego, Into the Mouth of Madness i mamy oto kower.

Armia… Do niedawna z racji maniactwa religijnego Budzyńskiego (jakby kto nie wiedział, lidera Armii…) nie można było wśród prawdziwków przyznać się do znajomości albumów Legenda czy Triodante. No bo jak można słuchać Armii?! Ten tam wyje o bogu i to jeszcze z pozycji kolan. Już Creation of Death wkurwiało wielu swoimi religijnymi akcentami, tak jakby każdy je czytał i rozumiał w tamtych czasach…

Ot i tyle tytułem refleksji. Ostatnio Behemoth sięgnął po klasyk punkowej Siekiery, teraz zaś kolejny przykład eksploracji polskiej sceny…. Stanowczo lepszy to pomysł niż kolejne wersje metalowej klasyki.

A sama Opowieść Zimowa jest zagrana z pałerem i zacięciem, bez taniochy i silenia się na oryginalność. Znający oryginalny utwór łatwo zauważą wyraźne zbrutalizowanie perki i gitar. Wokalnie jest kower świetnie poprowadzony. Trzeba przyznać, że odśpiewanie tego kawałka wyszło Cyprianowi bardzo sprawnie. Sam utwór zachował klimat oryginału. Nie ma co prawda tej duchowości Armii, za to ITE przemycił do niego swoisty metalowy brud. Taki chamski sznyt.

Mało? Nie ma bzdetów. Nie ma na siłę remiksów, lajfów, jakiś demo itp. śmieci. Jest meritum. Jak już wspominałem, cycki powinny być obfite, a mini albumy – ciekawe.

ps. No i czekam na drugi, tfu, czwarty album In Twilight’s Embrace

Ocena: 8/10

Tomasz
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , .