L’Albero Del Veleno – „Tale Of A Dark Fate” (2018)

Na płycie Tale of a Dark Fate bardzo wiele rzeczy mogło się nie udać, to instrumentalna muzyka o progresywnym zacięciu i towarzyszący jej koncept, który odwołując się do mitologii greckiej, spaja całość w dwuaktową, instrumentalną operę. Ryzyko popadnięcia w pewną pompatyczność i kiczowatość było spore, a jednak Włosi z L’Albero del Veleno nie tylko wyszli z tego wyzwania obronną ręką, ale nagrali dzieło intrygujące, które wieczorową porą wprowadzi słuchacza w świat snów, niekoniecznie miłych i przyjaznych, ale wciągających. Trzeba jednak dać tej płycie ciut więcej czasu, bo pierwsze przesłuchanie nie odkryje całej palety pomysłów.

Gdzie jest źródło sukcesu? Wydaje się, że na albumie Tale of a Dark Fate spotkali się zdolni muzycy, którzy potrafili powściągnąć egoistyczne zapędy i przede wszystkim skupić się na tworzeniu muzyki – to ona jest tutaj najważniejsza. Wszystko doskonale się łączy w dobrze wyważonych proporcjach: od konceptu, opierającego się na postaciach z greckiej mitologii, orędowników świata marzeń, snów i śmierci, poprzez zwartą i wysmakowaną oprawę graficzną, ostatecznie po muzykę, która jest przemyślana i nie stanowi zbitki przypadkowych dźwięków. Rockowa sekcja rytmiczna, smyki, paleta instrumentów klawiszowych (od fortepianu po elektronikę), gitara elektryczna, flet – każdy z muzyków ma tutaj swoje przysłowiowe pięść minut, jednocześnie pokazując się z dość oszczędnej strony. Brak popisów wychodzi płycie na dobre. To nie parada solówek, a kolaż ciekawych motywów.

Czasem to smyki będą napędzać rytmicznie kompozycje (Morpheus), by dać innym instrumentalistom chwilę na solowe partie. Innym razem fortepian wprowadzi trochę rytmicznego połamania (Interlude I – Momus). Zdarza się, że całość brzmi klasycznie rockowo, nawiązując do tuzów progresywnego grania z lat 70. (najmocniej wypada chyba Atropos), a gitara podaje floydowskie motywy (Interlude II: Ananke). Flet, instrument zdawałoby się pełen czaru, tutaj przynosi odrobinę żywiołowej zadziorności, która w połączeniu z klawiszowymi, niepokojącymi plamami tworzy mistyczny klimat (mój faworyt na płycie: Phantasos). Choć trzeba zaznaczyć zdarza się, że muzyka L’Abero del Veleno wypada niespodziewanie pogodnie (Lachesis), innym razem rzewnie i nastrojowo (Phobetor, Postlude – Moros) – zawsze jednak z pomysłem i w pełnym zharmonizowaniu obranej formy.

W informacjach o zespole można wyczytać, że inspirują się instrumentalną muzyką z lat 60. i 70., pisaną do filmów grozy. To czuć. Jest tu rzeczywiście pewien lekko niepokojący duch. Włosi z pewnością czerpią też garściami ze złotej ery rocka progresywnego. Gdy zaś w grę wchodzi analogowa elektronika, słychać w ich muzyce pewne echa wczesnych dokonań Tangerine Dream. Przede wszystkim zaś udało się na albumie Tale of a Dark Fate doskonale wyważyć proporcje. Całość brzmi spójnie – jak na koncept-album przystało – właściwie jak jeden, potężny, ale wielowątkowy utwór, który konsekwentnie jest napędzany przez różne muzyczne tematy. Kapela skutecznie żongluje motywami i klimatami, nie przeciążając kompozycji w żadną stronę, korzystając zmyślnie z całego instrumentarium, nie wysuwając nikogo nachalnie na pierwszy plan.

Jednocześnie nie mam wrażenia, że te utwory są przeładowane. Mimo wszystko cechuje je pewna szlachetna prostota. Dzieje się w nich niby sporo, ale wszystko jest uporządkowane i poddane spójnej, całościowej myśli, która czyni odbiór tej muzyki przyjemnym. Być może są tutaj muzyczne tematy, które nie znalazły pełnego rozwinięcia. Czuję podskórnie, że Włochów stać na jeszcze więcej. Ale uważny słuchacz i tak dostanie sporo inspirujących dźwięków – oczywiście jeśli będzie miał ochotę udać się w wędrówkę po onirycznych światach.

ocena: 8,5/10

Oficjalna strona zespołu na Facebooku

Oficjalna strona Black Widow Records na Facebooku

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , .