Lunatic Soul – Under The Fragmented Sky (2018)

Na niektóre projekty potrzeba czasu, kilku cichych chwil, żeby przemyśleć w spokoju koncept i zastanowić się nad całością. Najnowszą odsłonę Lunatic Soul miałam okazję usłyszeć na 25 dni przed premierą w Studio U22 w ramach inicjatywy ZPAV (Związku Producentów Audio-Video), jednak potrzebowałam tego materiału tylko dla siebie, w swoich czterech ścianach, żeby zamknąć się z nim sam na sam. Po kilkudziesięciu spotkaniach z szóstym solowym albumem Mariusza Dudy w końcu jestem gotowa stwierdzić, że projekt ów znów zachwyca, znów wciąga w inny świat i buduje go na swój sposób w odrobinę jaśniejszych niż ostatnim razem barwach. Odpowiedzialny za tę magię Duda jest artystą nietuzinkowym, niesamowicie kreatywnym i niepokornym, co bezsprzecznie udowadnia, wydając co roku przynajmniej jeden album sygnowany swoim nazwiskiem. Zdążył już przyzwyczaić fanów do pełnego oddania swoim pomysłom i dopracowania ich w najdrobniejszych szczegółach, niezależnie od ilości pracy i czasu, który nieustannie dzieli na kolejne wydawnictwa. Jeszcze nie ostygła ostatnia pozycja Lunatic Soul w postaci świetnie przyjętego albumu Fractured (2017), a już od miesiąca możemy cieszyć się krążkiem pod tytułem Under The Fragmented Sky, nagranym na poziomie  światowym i genialnie wydanym pod skrzydłami legendarnej wytwórni Kscope. Początkowe zapowiedzi zwiastowały jedynie dodatek, suplement do poprzedniego albumu, a tymczasem otrzymaliśmy 36 minut cudownej muzyki w ośmiu nowych utworach.  

Każda odsłona Lunatic Soul jest częścią większej całości i każda niesie ze sobą osobny ładunek emocjonalny, kawałek układanki, który prowadzi ostatecznie do indywidualnych wniosków, o czym w istocie opowiada ten projekt. Fractured był zapisem emocji i prób radzenia sobie po tragicznych przeżyciach autora związanych z odejściem bliskich (obszerny wywiad do przeczytania tu), miał zostawić ślad, rozłożyć bolesne uczucia na czynniki pierwsze, choć już powoli posklejane z powrotem, natomiast Under The Fragmented Sky już takiego gorzkiego obciążenia nie ma, refleksyjność i narracja są tutaj inne. Oczywiście nie da się uniknąć pewnych punktów stałych i naturalnego nawiązania do poprzednich wydawnictw, ale po dłuższym namyśle nie traktuję nowego albumu jako uzupełnienie Fractured, który powstawał w szczególnych dla artysty okolicznościach, zaś bardziej jako przedłużenie pewnej opowieści, historii o człowieku, który idzie przez życie dalej. Tym razem subtelna wręcz elektronika i dość minimalistyczna, może kameralna oprawa instrumentalna wiedzie słuchacza w rejony zawieszenia, jak sam Mariusz określił – w miejsca fascynacji pomiędzy życiem a śmiercią. I tak rzeczywiście odczuwa się tę muzykę – bardzo nastrojowo, klimatycznie, momentami jakiś fragment mocno ściśnie za gardło, innym razem zapętli się gdzieś w środku aż do wyciszenia i obudzenia się z tego snu. Słuchając albumu, nie sposób nie zwrócić uwagi na wiele warstw emocji nierozerwalnie narysowanych muzyką i wokalami, które w większości stanowią instrument współgrający z każdym, detalicznie dobranym elementem kompozycji. Warto podkreślić, że wszystkie partie instrumentalne artysta zagrał sam, a więc nie tylko te basowe, ale również linie gitary akustycznej, klawisze i perkusję – w Untamed na wpół z Wawrzyńcem Dramowiczem. Pełne liryki natomiast znalazły się tylko w dwóch utworach – tytułowym Under The Fragmented Sky i właśnie Untamed. O ile pierwszy totalnie mnie zaczarował, nie tylko tekstem, ale i atmosferą budowaną bardzo powoli od dźwięków gitary akustycznej przez delikatną, niemal filmową elektronikę w momencie kulminacyjnym, o tyle drugi, a ostatni na płycie numer zdziwił mnie swoją przystępnością i „piosenkowością”, a także optymistycznym wydźwiękiem – to jak zapowiedź wyjścia z mroku, nadzieja na nową siłę. W ogólnym rozrachunku więcej na tym wydawnictwie delikatności, pogięte, przytłaczające elektroniczne motywy z Fractured ustępują miejsca na rzecz nostalgicznych melodii. Najbardziej mroczny w tym wydaniu wydaje się Trials z pulsującą elektroniką i powtarzanymi frazami wokalnymi Dudy, oraz najdłuższy, 8-minutowy The Art of Repairing, który z kolei jest najbardziej charakterystycznym utworem dla Lunatic Soul i jednocześnie najmocniejszym punktem albumu ze wszystkimi najlepszymi patentami projektu. Dość ciekawą w wydźwięku formę stanowi Shadows z orientalnym motywem i mocnym, niepokojącym elektronicznym tłem, jednak już bez takiej duszności czy ciężkości, jakiej można było wcześniej doświadczyć. Całość smakuje refleksyjnym przenikaniem się różnych wpływów na twórczość Dudy na przestrzeni lat. Jestem skłonna na koniec stwierdzić, że album Under The Fragmented Sky tą niewymuszoną miękkością i melancholijnością w jakiś sposób jest dla mnie wytchnieniem, dla autora chyba też.

We wszystkich projektach Mariusza Dudy nie ma przypadków, wszystko okryte jest jakimś znaczeniem, niejednokrotnie symboliką. Wystarczy spojrzeć na okładkę albumu autorstwa Jarka Kubickiego (zmienioną zresztą w ostatniej chwili), by już móc dopowiedzieć sobie, że znów mamy do czynienia z dziełem zamkniętym, ale fragmentem czegoś większego i głębokiego. Oprócz backgroundu całego pomysłu na wydawnictwo Under The Fragmented Sky za całością stoi szereg pomysłów na kolejne płyty cyklu Lunatic Soul. Niezmiernie mnie to cieszy i niezmiennie jestem w pełni oddana kolejnej propozycji muzycznej autorstwa Dudy. Znów. 

Ocena: 9/10

Joanna Pietrzak
Latest posts by Joanna Pietrzak (see all)
(Visited 4 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , , .