Jaka jest najlepsza recepta, aby odnieść sukces w muzyce? Przede wszystkim być sobą, grać muzykę, jaką się czuje w sercu i szanować swoich fanów, grając tyle koncertów, na ile starczy sił. W przypadku Mothership te trzy warunki są spełnione i z wielką przyjemnością przyglądam się karierze tego fantastycznego trio z Texasu.
Mamy rok 2017 i niedawno, można powiedzieć, cieszyłem się jak dziecko ich pierwszą płytą. Połączenie stonerowo-pustynnych riffów z absolutną klasyką spod znaku Thin Lizzy czy UFO robiło wielkie wrażenie. Drugi album natomiast miał być lepszy, a stał się dość nieudaną kalką debiutu. Trzeci z kolei leży na moim biurku i jest bohaterem tej recenzji.
Na najnowszym wydawnictwie pt. High Strangeness (premiera 17.03.2017) za konsoletą usiadł Tony Reed. Ten sympatyczny Pan może być kojarzony z takich kapel, jak Stone Axe czy Mos Generator. Można by pomyśleć, że facet tworzył muzykę w latach 70., bo tego typu granie płynie w jego żyłach i wie na czym to wszystko polega. Nie dziwi więc fakt, że ten album brzmi tak solidnie i przypomina bardzo hard rockowe klasyki.
Całość to tylko osiem numerów. Każdy z nich ma dostateczną ilość emocji, riffów i fajnych melodii. A wszystko zaczyna się od numeru tytułowego, by później przejść w Ride The Sun, który przypomina mi pierwsze dokonania Spiritual Beggars. Początkowy riff rozpędza i uderza refrenem, gdzie Kyle Juett (bassista i wokalista) wyśpiewuje frazę „C’mon ride the sun…” – brzmi to wszystko wręcz bosko i po dwóch numerach nie mam pytań. Jednak jedziemy dalej, pośród tłustych gitar i rozpalonych „wzmaków” lampowych.
Właściwie, kiedy się słucha tej płyty, nie ma czasu na rozmyślanie, co jest dobre, a co brzmi nie tak. Muzycy trafiają w punkt, rozpętując gitarową zawieruchę w Crown Of Lies, w którym jakość sekcji rytmicznej przypomina wczesne dokonania Żelaznej Dziewicy z czasów Killers. Dobre, proste pomysły są zawsze w cenie i wywołają nie jeden szczery uśmiech na twarzy każdego słuchacza.
Mothership, jak wspomniałem wyżej, od początku istnienia ubóstwiał stare kapele i ich niesamowite płyty, które cieszą uszy do dzisiaj. Faktem jest, że po ciężkich riffach warto odpocząć w postaci jakiejś balladki czy zwolnienia. Praktycznie każdy zespół-legenda wklejał na longplaya jakiś spokojny numer. Na High Strangeness jest to Eternal Trip, który przenosi naszą wyobraźnie w dalekie nieziemskie światy. Jest bardzo klimatycznie i nastrojowo.
Ostatnie numery Wise Man i Speed Dealer zamykają ten świetny album. Podróż dobiega końca a wraz z nią nasuwa się pytanie, skąd bierze się tyle pozytywnej energii i pomysłów od muzyków w obecnym szarym świecie wokół nas.
Oprawa graficzna – okładka, jak zwykle dopracowana jak należy. Muszę po raz kolejny pochwalić całą ekipę Heavy Psych Sounds za świetną robotę. Jest skąpo odziana kobietka, a obok niej siedzące i ponure lwy. Gdybym miał zgadywać po okładce, jaką muzykę prezentuje dany zespół, wskazałbym bez wahania retro rockowe granie. W przypadku Mothership cała ta otoczka zakurzonego grania wygląda wyśmienicie.
Cieszy mnie niezmiernie fakt, że istnieją takie kapele i są w stu procentach szczere w tym, co robią. Po drugiej płycie Mothership troszkę się zmartwiłem, jednak teraz moje serce wypełnia wielka radość i duma, a ocena również nie pozostawia wątpliwości.
Ocena 9/10
- Tortuga – „Tortuga” (2017) - 14 lipca 2017
- Gallileous – „Stereotrip” (2017) - 7 czerwca 2017
- Strange Clouds – „Calm Before The Storm” (2017) - 19 kwietnia 2017
Tagi: 2017, 70 rock, american stoner rock, european stoner rock, Hard Rock, Heavy Psych Sounds Records, Mothership, review, Texas, Tony Reed.