No Salvation „Defiling Verses” (2015)

Zacznę od tego, że No Salvation uprawia niemożebnie wkurwiony death metal. Bezkompromisowy, pozbawiony jakichkolwiek ozdobników, pozwalający sobie na delikatny oddech tylko w solówkach. I dzięki nim muza nie jest łupaniem na jedno kopyto. Panowie nie wpadli na mieliznę, o którą zahacza ostatnio bardzo wiele kapel. Wokal wydobywa się z samych trzewi piekieł, brzmienie jest szorstkie i raczej nie przypadnie do gustu audiofilom. Kiedy słucham Defiling Verses to do głowy przychodzą mi takie nazwy jak Deicide, Morbid Angel, Nile czy z naszego podwórka chociażby Stillborn.

Pięć numerów czystego metalu śmierci w tym jeden wyryczany w ojczystym języku plus wprowadzające w klimat intro to przepis na około 25 minut materiału, po którym maniacy poczują spory niedosyt, a którym ja się nie miałem szans zmęczyć. Bez silenia się na przesuwanie jakichkolwiek granic, czysta radocha z zadawania przyjemnego bólu słuchaczowi. Jak już wspominałem wcześniej wyróżniają się dość poukładane i jak na taki rodzaj muzy mało chaotyczne solosy, które nieco wygładzają ogólną wściekliznę wylewającą się z głośników. Tekstowo jak w tytule – wersety są plugawe i wychwalające Kosiarza, Rogatego i wszelaką zgniliznę.

Nie ma co przedłużać, bo to short, raw and fast materiał. Progres w porównaniu do poprzedniego wydawnictwa jest konkretny, nawet w departamencie okładek (ta jest klimatyczna i prosta i jednoznacznie wskazująca z czym będziemy obcować). Jeśli szukacie albumu, który pozwoli wam się pozbyć tymczasowo wkurwu wobec świata to obadajcie ten krążek. Gwarantuję, że zyskuje z każdym odsłuchem. Solidna robota, solidna ocena.

Ocena: 7/10

Autorem jest Dominik „Stanley” Stankiewicz.

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , .