Psychedelic Witchcraft – „Magick Rites and Spells” (2017)

Odłożyło mi się przez ostatnie miesiące płyt do recenzji jak tłuszczu pod skórą. W przykurzonym stosiku albumów zupełnie mi nieznanych, które czekają na swoją kolej, ze zdziwieniem znalazłem Magic Rites and Spells Psychedelic Witchcraft, grupy o całkiem dobrej renomie na scenie retro i psychodelicznego rocka. Od czasu, kiedy do mnie dotarła, moda na retro zdążyła już mocno osłabnąć, a na placu boju pozostali jak zwykle najlepsi pod względem komercyjnej siły przebicia i najbardziej wartościowi artystycznie, których udało się wygrzebać międzynarodowej rzeszy słuchaczy. Psychedelic Witchcraft raczej o swój status nie muszą się martwić – lada moment wypuszczą trzeciego długograja, na dodatek są pod opieką przyzwoitej wytwórni, jaką jest Listenable. Nie będę zatem odwlekał konfrontacji z Rytuałami i Zaklęciami dłużej, żeby zrobić sobie porządny podkład pod nadchodzący w listopadzie album Sound of the Wind.

Włoski kwartet dowodzony przez Virginię Monti chyba nie lubi się nudzić. Zespół powstał w 2015 roku, nagrał epkę Black Magic Man, w kolejnym roku wypuścił pierwszego długograja The Vision (naszą recenzję możecie przeczytać tutaj), na początku 2017 poczęstował słuchaczy opisywaną poniżej płytą Magick Rites and Spells, a pod koniec roku wyjdzie wspomniana wyżej Sound of the Wind. Poszło dość szybko, może dlatego, że Magick Rites and Spells nie są w pełni materiałem premierowym, a raczej kompilacją.

Na albumie znalazło się dziewięć utworów, ale jeśli ktoś miał wcześniej styczność z Psychedelic Witchcraft, to spora ich część nie będzie dla niego nowością. Na CD zmieściły się w niezmienionych wersjach cztery z sześciu kawałków z debiutanckiej epki Black Magic Man Angela, Lying on Iron, Black Magic Man i Slave of Grief. Pozostałe dwa, czyli Set Me Free oraz Wicked Dream zostały na potrzeby Magic Rites and Spells nagrane ponownie. Do tego zespół dołożył dwa covery – The Dark Lord, nagrane oryginalnie przez Sam Gopal z udziałem niejakiego Lemmy’ego Kilmistera, oraz Godzilla z repertuaru Blue Öyster Cult. Listę utworów zamyka jeden nowy kawałek, czyli otwierający album Come a Little Closer.

Zacznijmy od tego, że Psychedelic Witchcraft brzmią dokładnie tak, jak ich nazwa – psychodelicznie i bardzo retro. To wręcz podręcznikowy reprezentant nowej fali takiego grania. Na albumie słychać też różnice pomiędzy kawałkami nagranymi w 2015, a zarejestrowanymi rok później. Niby niewielka różnica w czasie, a kwartet brzmi zupełnie inaczej. Czy lepiej? Chyba nie. Jedyny nowy numer na albumie, Come a Little Closer, to dobra piosenka, mocno tchnąca latami 60-tymi i utrzymana w znanym klimacie, ale jednak przewidywalna i w zasadzie nudna. Te starsze numery, nawet nagrane ponownie Set Me Free i Wicked Dream, są bardziej fantazyjne, nieco misterniejsze, a przez to więcej w nich luzu, rock’n’rolla i tajemnicy. Set Me Free to zresztą w zasadzie rock’n’rollowy klasyk – tylko posłuchajcie, jak Psychedelic Witchcraft połączyli w jedno najlepsze fragmenty ze starych rockowych numerów. Covery też brzmią fajnie, ale akurat Godzilla i The Dark Lord to kawałki, które naprawdę trudno jest zjebać. Ale kiedy wjeżdża ten stary materiał, począwszy od kawałka Angela, rozpoczynającego się fajnym filmowym intro, robi się naprawdę dobrze. Brzmienie nagle staje się cieplejsze i pełniejsze (te nowsze nagrania brzmią jakoś zbyt surowo i zbyt cierpko, różnicę słychać nawet w sposobie śpiewu Virginii), a numery ciekawsze. Angela jest kawałkiem wkręcającym, w którym wokalistka uwodzi ciepłym głosem i kojarzy mi się z czasami, kiedy zachwycałem się demówką Ghost, na której znalazł się numer Elisabeth, nagrany potem na ich debiutanckim longpleju, który zrobił z nich gwiazdy. Lying on Iron jest przejmującym majstersztykiem, w którym prym wiodą smutne gitary i zawodząca w refrenie Virginia. Black Magic Man jest bardziej pokręcony, luzacki, nieco w klimacie Josha Homme, jednocześnie mocno retro, a momentami nawet psychobilly. Slave of Grief podąża tą drogą z lekkim riffem, ale gęsta perkusja i melodie kojarzą się bardziej z The Devil’s Blood. To wszystko każe mi twierdzić, że epka Black Magic Man była naprawdę świetnym materiałem, a Magick Rites and Spells są tak naprawdę pretekstem do pokazania tego materiału słuchaczom, których od momentu premiery tamtych numerów Psychedelic Witchcraft trochę zdobyli. Nowy materiał brzmi inaczej, mniej ciekawie, ale mimo wszystko jako kompilacja starych numerów z kilkoma zapychaczami Magick Rites and Spells stanowi ciekawe nagranie, w którym kryje się sporo dobrej muzyki.

7/10

 

 

nmtr
Latest posts by nmtr (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , .