Saltus – „Jam jest Samon!” (2017)

Stołeczny Saltus już od 20 lat niesie kaganek wiedzy, przedstawiając nam historię Słowian z czasów przedchrześcijańskich, hołdując potędze i wierzeniom ludów, które zamieszkiwały nasze ziemie przed przybyciem misjonarzy spod znaku krzyża. W tym roku pod szyldem Battle Hymn Production powracają z trzecim dużym albumem zatytułowanym Jam jest Samon! Powracają, to może za dużo powiedziane, gdyż warszawiacy nie zniknęli ze sceny, ale faktem jest, że poprzedni długograj ukazał się aż 8 lat temu. W międzyczasie zespół uraczył fanów kilkoma splitami i kompilacjami m.in. opisywaną na łamach
Kvlt EP-ką Opowieści z przeszłości (recenzja) oraz wydanym przez Via Nocturna albumem kompilacyjnym W imię bogów.

Na Jam jest Samon! Saltus przedstawiają nam historię państwa Samona, które było pierwszym udokumentowanym państwem słowiańskim. Sam Samon był prawdopodobnie frankijskim kucem, który przybył w latach 20. VII wieku po Chryście na tereny ówczesnych Czech i Moraw, i zrządzeniem losu wziął udział w słowiańskim powstaniu przeciwko Awarom. Musiał zdobyć uznanie w oczach lokalnych mieszkańców, gdyż został obwołany wojewodą i do roku 658 przewodził nowo powstałemu państwu. Niestety rozpadło się ono po śmierci Samona, ale spuścizna pozostała, gdyż Słowianie uwierzyli w swoją moc i z czasem zaczęły powstawać kolejne państewka, z których wyrosło także państwo Polan. Ale to już inna opowieść.

Dzieje państwa Samona Saltus przedstawia nam w 8 aktach, które trwają niecałe 40 minut. Teksty w całości po polsku są autorstwa Wojnara i skupiają się głównie na walkach Słowian z Awarami i Frankami oraz na gloryfikacji wolności, która pchnęła miejscowe ludy do walki. Nie braknie w nich też pogańskiej retoryki, ale trudno doszukiwać się silniejszej antychrześcijańskiej wymowności. Wydaje mi się, że przebrzmiewa w nich pewna nostalgia za pan-słowiańskim państwem, które mogłoby powstać na terenach Europy Środkowo-Wschodniej wolne m.in. od obcych kultów.

Od strony muzycznej Saltus prezentuje kombinacje black i death metalu, jednakże moim zdaniem celniej byłoby opisać muzykę warszawiaków jako slavic/pagan metal. Oczywiście black i death metalowe pierwiastki są słyszalne, czy to w pracy gitar, które momentami zahaczają nawet o trochę bardziej skomplikowane  death metalowe granie, a czasami wpadają w black metalową motorykę, a także w gęsto sypiących się blastach. Z drugiej strony wśród wokali próżno szukać growli czy krzyków, co nie odbiera im w żadnym wypadku agresji oraz ekspresji. Towarzyszą im kobiece partie oraz momentami wojenne, chóralne przyśpiewy. Kilka razy pojawiają się podniosłe deklamacje, a klimatu dopełniają klawisze oraz akustyczne partie gitar, jednakże nie uświadczymy folkowych melodii.

Jam jest Samon! to album intensywny, w  agresywnym,  szybkim tempie. Muzyka na nim zawarta jest trochę dzika i nieokiełznana, odrobinę barabrzyńska. Przy pierwszym zetknięciu z albumem można odnieść wrażenie, że nie wyróżnia się spośród innych, ale z kolejnymi odsłuchami  przy odpowiednim skupieniu pojawią się drobne, ukryte smaczki, które sprawiają, że płyta szybko się nie nudzi i w połączeniu z bezpośrednimi lirykami z zainteresowaniem słucha się całej historii. Warto zapoznać z się z tym wydawnictwem, chociażby po to, aby poznać więcej szczegółów dotyczących Samona i dziejów jego państwa.

Ocena 7/10

Łukasz
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , .