Sankt Otten + N – „Männerfreundschaften und Metaphysik” (2016)

Z muzycznymi kolaboracjami różnie bywa, o czym zapewne każdy z nas miał szansę się przekonać. W wypadku duetu Sankt Otten (Stephan Otten i Oliver Klemm) współpraca z eksperymentującym gitarzystą ukrytym pod mistycznym pseudonimem N (Hellmut Neidhardt) rozszerza ich spektrum muzyczne o dodatkowy instrument. W rezultacie poskutkowało to ponadgodzinnym materiałem pod nazwą Männerfreundschaften und Metaphysik.

Męskie przyjaźnie i metafizyka? Z pewnością efekt tego połączenia można znaleźć pośród zbudzających niepokój dźwięków na płycie projektu Sankt Otten + N. Album zawiera osiem kompozycji, które rzekomo oparte są na luźnych improwizacjach w studiu nagraniowym. Wszystkie zostały z resztą zarejestrowane na żywo, z późniejszym overdubbingiem w wykonaniu niemieckiego duetu. Doświadczeni muzycy stworzyli magiczne dzieło, które można porównać do metafizycznej podróży w głąb ludzkiej duszy. Pierwsze trzy kompozycje oplatają słuchacza mrokiem prostych, głębokich dźwięków. Ambient, ciemność i eksperymentalne rozwiązania to elementy, których należy się spodziewać. Do tego dochodzą inspiracje synthpopem i cold wavem lat osiemdziesiątych, co razem tworzy niezwykłość szczególnie kompozycji Massiere die Maschine.

Słuchając numeru czwartego, zatytułowanego Heile Welt, na myśl przyszedł mi soundtrack Vangelisa do filmu Łowca Androidów. Atmosfera tego utworu przypomina trochę motyw z Love Theme i gdyby podmienić ścieżki, to, moim zdaniem, równie dobrze oddawałby sens związku Deckarda i Rachael. Auf drei lassen wir los przywodzi na myśl krautrockowe eksperymenty lat siedemdziesiątych, z gitarą brzmiącą momentami jak w psychodelicznych utworach Pink Floyd. Przewrotnie zatytułowany Milchmädchen und Herrenschokolade wprowadza odbiorcę w trans, który trwa przy dźwiękach Diese bessere Welt ist auch nicht besser. Tu smętne melodie przeplatają się z potężnym dźwiękiem zawodzącej długo i nieprzerwanie gitary. Album zamyka powolny, wydłużony jakby głos wydobywający się z syntezatorów i gitar. Klimatu, jaki na zakończenie serwują nam Niemcy, nie powstydziłby się sam Angelo Badalamenti, kompozytor muzyki do filmów Lyncha.

Podczas odsłuchu albumu Männerfreundschaften und Metaphysik minimalizm wprost wylewa się z głośników. Harmonia dźwięków, połączenie klawiszy, strun i automatu perkusyjnego – otrzymujemy w efekcie kompletne dzieło, którego rewelacyjnie słucha się od początku do końca. Fani muzyki drone i dark ambient nie powinni przejść obojętni obok tego wydawnictwa.

Ocena: 10/10

Vladymir
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , .