Sounds Like The End Of The World – „Stories” (2017)

Jeśli jeszcze raz przeczytam, że post-rock w Polsce przechodzi odrodzenie lub stanowi najbardziej wyeksploatowany gatunek muzyczny, gałki oczne w końcu nie wrócą mi na miejsce od przewracania nimi na tego typu uwagi. Muzyka instrumentalna i sposób jej interpretacji w umownych ramkach post-rocka gdzieś z tyłu głowy nieustannie budzi swego rodzaju zainteresowanie, czy tym razem zaskoczy, a z takimi formacjami, jak Sounds Like The End Of The World nie wydaje mi się, że szybko się ono zakończy. Trójmiejska piątka entuzjastów wyrażania emocji w muzyce „bez słów” 6 marca br. uraczyła innych entuzjastów swoim drugim albumem pt. Stories. I z miejsca ostrzegam, owszem, wrzucam propozycję SLTEOTW do szuflady z napisem post-rock, ale Stories wychyla się z niej całkiem odważnie, dość niepokornie lawirując na granicy z progresywnością. 

Pierwsza rzecz, to naprawdę dobre brzmienie Stories, już od pierwszego, mocnego singla No Trespassing słychać, że mamy do czynienia z dopracowanym albumem. Wydawnictwo firmuje Jan Galbas, doskonale znany w trójmiejskim świecie muzycznym m.in. ze współpracy z Blindead lub Behemoth,  toteż spodziewałam się na tym polu odpowiedniej jakości, mimo że po zapowiedziach zespołu nagrywania zawartości Stories „na setkę” miałam wątpliwości. Ponieważ nie ma tu charakterystycznych dla post-rocka ścian dźwięku czy noise’wych elementów, nie ma też się czego obawiać. Nic nie umyka, słychać fantastyczny bas, który w końcu nie niknie, perkusja nie przytłacza, gitary nie dominują a prowadzą, jest smacznie i zgrabnie. Druga sprawa, całość jest doskonale wyważona i odpowiednio utrzymuje napięcie do końca albumu, dzięki czemu 40 min materiału zawartych w 8 utworach nie nuży, zaciekawia podróżą po muzycznych pasażach i prawdziwie wypełnia przestrzeń swoimi „opowieściami”. Panowie nie odkryli niczego na nowo, ale na pewno nie trzymają się kurczowo sprawdzonych, utartych patentów. Szczególnie słychać polot w dynamiczniejszych utworach Faults i Outflow z większym zaangażowaniem elektronicznego instrumentarium i prostych acz świetnie skomponowanych linii melodycznych gitary prowadzącej. Na myśl od razu przychodzą zapożyczenia z utworów gigantów z Tangerine Dream.  Nieco mniej przekonują mnie wolniejsze utwory, jak Walk With Me z niemal pink-floydowskim zacięciem czy stonowany, trochę schematyczny Acceptance. Za to świetne Breaking The Waves i Obssesion z rozwiniętymi gitarowymi wariacjami oraz gościnnym udziałem Jana Gałacha na skrzypcach wpasowują się jednak w inną stylistykę niż rzeczony post-rock. Zamykający album, zharmonizowany All Over Again, w podobnej, sinusoidalnej dynamice jak numer pierwszy, dowodzi natomiast, jak doskonale przemyślane paraboliczne wahania temperatury na albumie Stories wpływają na pozytywny odbiór całości. 

Podsumowując, należałoby się zastanowić, czy Sounds Like The End Of The World rzeczywiście można nazwać post-rockiem, a nie po prostu zespołem parającym się gitarową muzyką, nawiązującą do szeroko pojętego rocka bez wokalu. Z drugiej strony zblazowanie i oceny tzw. wyeksploatowanych gatunków muzycznych, o których wspominałam na początku, niekoniecznie są aż tak istotne. Czy muzyka nie powinna być „opowieścią”, którą można snuć na tysiące sposobów, nawet na końcu świata? SLTEOTW pokazują, że pole manewru na terytorium muzyki instrumentalnej jest naprawdę ogromne, a oni potrafią świetnie się na nim poruszać.  Mam nadzieję, że Panowie będą eksplorować kolejne działki, pokażą jeszcze więcej i jeszcze bardziej odsuną się od przypinanej im łatki. Tymczasem Stories polecam z pełnym przekonaniem!

Ocena: 8/10

Joanna Pietrzak
Latest posts by Joanna Pietrzak (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , .