Twinesuns „The Empire Never Ended” (2017)

Berlińczycy z Twinesuns w sposób intrygujący wykorzystują to, co dla wielu jest tylko odrzutem, brudem, hałasem. Post rockowe sprzężenia połączone z oszczędną elektroniką i pewną wprawą w operowaniu monotonnymi, ale wciągającymi plamami dźwięków, tworzą zamknięty muzyczny świat – dla jednych zbyt monotematyczny i hermetyczny, dla innych urzekający. Na pewno zaś nie jest to przestrzeń, w której zawsze będziemy się czuć komfortowo. Za najlepszy przykład niech posłuży Going Through Life With Eyes Closed, w którym dojmujące, pełne mocy, a jednocześnie leniwie dźwięki gitary prowadzą nas wprost do domu wiedźmy, którego lokatorka zdaje się rzucać ostatnie przekleństwo, by zaraz potem rozpłynąć się w muzycznej mgle zapomnienia. To jedyny moment, w którym pojawia się partia wokalna, ale za to jaka.

No właśnie, kompozycje zawarte na płycie The Empire Never Ended działają na wyobraźnię. Pojawiająca się w nich delikatność i zwiewność, bywa zwodnicza – poszczególne utwory podszyte są nieuchwytnym niepokojem (Simon the Magus), a pozorna łagodność kończy się wraz z mocnym finałem (Firebrigth). Twinesuns buduje nastrój grozy podobnie jak H.P. Lovecraft w swych opowiadaniach, stopniowo docierając do źródeł obłędu. Pomagają w tym posępne, niby organowe głosy (początek System Regained) lub ściana gitarowych hałasów, wciągająca do centrum chaosu wraz z czarną, dźwiękową magmą brumów i sprzężeń (Die Zeit is da oraz tytułowy The Empire Never Ended).

Płyta trwa ponad 70 minut. To długo, jak na muzykę instrumentalną, w dużej mierze eksperymentalną i opartą na niespiesznej koncepcji budowania nastroju. Być może warto sobie dawkować poszczególne kawałki oddzielnie, albo wyciszyć się podczas długiego, mrocznego wieczoru, kiedy nic nie będzie nam przeszkadzać w odbiorze. Na pewno propozycja Twinesuns nie trafi do każdego, ale warto poświęcić jej trochę czasu.

ocena: 8/10

Oficjalna strona zespołu na Facebooku.

 

 

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , .