Weedpecker „II” (2015)

Warszawiacy z Weedpecker udowadniają albumem II (nazwa trafnie sugeruje, który to w dorobku zespołu), że w naszym pięknym kraju psychodeliczne, wciągające gęstwiną dźwięków granie o stonerowym i post rockowym zabarwieniu, ma się dobrze. Nawet jeśli w parze z tego typu wydawnictwami nie idą tysiące fanek, rzucających swą bielizną na scenę (jest tak, chłopaki?), a podobne kapele nie są zapraszane do kampanii reklamowych, w których informuje się o niskich cenach w marketach ze sprzętem AGD i RTV, to przecież powody do zadowolenia być muszą. Nikt nikogo tu nie naśladuje, a słuchacz dostaje jakąś jasną wizję muzyczną i rzetelną robotę. Weedpecker mają swój styl, który owszem – może się nie spodobać każdemu – ale trudno obok ich drugiej płyty przejść obojętnie.

Jest tu i klimat grungowych nagrań z przełomu najlepszych dla tego stylu dekad, i psychodelia lat 60., i troszkę zawiesistych, nowocześniejszych riffów, które budują ścianę dźwięku. Przede wszystkim jest naturalnie i organicznie. Nacisk został postawiony na nastrój, narkotyczny nieco, senny, rozmarzony, ale nie mdły w żadnym wypadku. Bywa mocno, ale częściej melodyjnie i spokojnie. A jednocześnie nie brak muzyce zawartej na II ikry i wyrazistości. Można ambitnie, a jednocześnie przystępnie? Można. Da się przemycić ciekawe melodie w alternatywnym graniu, bez narażania się na komercyjne ukłony? A jakże! A że Polacy jeszcze to robią? #PolishPride po prostu!

Utwory takie jak Reality Fades czy Into the Woods rozkręcają się powoli, brodząc w onirycznym klimacie, by wraz ze ścianą przesterowanych riffów nabrać mocy. Flowering Dimensions brzmi jak idealna ścieżka dźwiękowa do bosego spaceru po opromienionej wschodzącym słońcem łące, pod warunkiem, że to skraj tajemniczego lasu, a zawczasu wzięło się dawkę LSD. Są tu kawałki zwiewne, delikatne wręcz, a jednak nie brzmiące, jakby wykastrowane je z muzycznych pomysłów i intrygujących, kompozycyjnych rozwiązań – wystarczy posłuchać Nothingness, albo Already Gone. Odlecimy też skutecznie z pomocą kawałka The Vibe, pełnego uczuć i narkotycznej atmosfery. Kto tęskni za mocniejszymi gitarami znajdzie je chociażby w kompozycji Fat Karma (tam pojawia się niemal doomowy, pełzający nisko riff) albo we wspomnianym już Into the Woods, gdzie słychać przyjemnie przesterowane, „zardzewiałe” dźwięki gitary.

Brawo za fajną, instrumentalną robotą. Motywy muzyczne ciekawie się rozwijają, klimat jest budowany sprytnie wykorzystywanymi środkami, a jednocześnie nie ma tutaj przeładowania patentami. Dodatkowo pochwały dla wokalisty, który dowodzi, że można śpiewać melodyjnie, często wysoko, a jednocześnie bez nadmiernego lukru i z rockową zadziornością.

Wydaje mi się, że można jeszcze lepiej, że zespół nie powiedział ostatniego słowa. Nie chcę ich też obłaskawiać nadmiarem komplementów, zwłaszcza, że w tego typu graniu łatwo jest zacząć dręczyć słuchacza pewną powtarzalnością i „kisić” się wciąż w tym samym sosie. Oby nie zabrakło im muzycznych pomysłów. Wypada z uwagą przysłuchiwać się wieściom z obozu Weedpecker.

Ocena: 8/10

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , .