Within Destruction – „D E A T H W I S H” (2018)

Na nowy wypust Within Destruction czekałem odkąd tylko ruszył internetowy hype. Nie tyle nawet chodziło o kolejną dawkę ich muzyki (poprzedni Void uważam za krążek nawet niezły, ale na pewno nie na tyle, bym dla niego zwariował), co o samą otoczkę szydery z „prawdziwego slamu” i rosnącego bólu dupy sporej części brutalowców. No bo jak to, jakiś pozerski deathcore wygłupia się i udaje slam? Przecież tak nie może być, zadzwońcie po Slampolicję!

Cóż, okazuje się, że D E A T H W I S H pożera ogromną większość „prawdziwych” zespołów, i to bez popijania.

Mowa tutaj o trzecim długograju słoweńskiej ekipy. Zawiera on dziesięć strzałów druzgoczącego deathcore’u. Razem trzydzieści siedem minut. Za wydanie odpowiada Rising Nemesis Records.

Within Destruction udało się osiągnąć coś nietypowego: do skrajnie skostniałego slamu dodali dużą ilość deathcore’u, tworząc coś oryginalnego. W przeciwieństwie do setek nierozpoznawalnych, identycznych projektów, oni faktycznie się wyróżniają. Jednocześnie zupełnie nie tracą na ciężarze, wjeżdżając przemocą w dupsko jak spychacz Boba Budowniczego. Ba, D E A T H W I S H jest nawet masywniejszy niż ich poprzednie dokonania. Zaczyna się od intra, które w przeciwieństwie do generycznych sampli rzeczonej niszy, nie posiada żadnych rozciapkanych dźwięków, jednocześnie będąc przyjemnie niepokojącym. A zaraz po nim zaczyna się rzeźnia. Szybkie, całkiem techniczne gonitwy, slammujące groove’y i brutalny, świński wokal tworzą naprawdę porywającą mieszankę. Album jest bardzo przyjemny w odsłuchu. Zamiast koncentrować się na skomplikowaniu i przesłaniu, postawiono tu na dobrą zabawę, przebojowość i taneczność. Sprawdza się to świetnie, a lekkość treści i ciężar formy paradoksalnie bardzo fajnie się dopełniają, tworząc naprawdę kozacki krążek. Nowe Within Destruction jest idealne do odpalenia przy dobrym humorze albo do posłuchania na żywo.

Tutaj powinienem wymienić i opisać kilka numerów. Będzie to jednak dość trudne, bo ciężko je odróżnić. Można wymienić te, które wyszły lepiej (Self-Hatred, Extinction), ale to w sumie tyle. Wszystkie są do siebie podobne i mają podobny schemat. Dodatkowo praktycznie każdy kończy się w ten sam sposób. Co sprawia, że jakoś w okolicach szóstego numeru D E A T H W I S H nie kopie już tak bardzo, jak na początku. Zdarzają się fragmenty z bardzo dobrą grą efektów (szczególnie na Darkness Swallows Life), ale jest ich za mało, by znacząco wpłynęły na całość.

Nic złego nie mogę powiedzieć za to ani o miażdżącym brzmieniu, ani o umiejętnościach Within Destruction. Dźwięk to walec, który będzie jeździł po tobie aż wyplujesz resztki flaków, a chłopaki świetnie sobie radzą i z biczowaniem, i z bardziej melodyjnymi częściami. Dodatkowo znajdziecie tu gościnne występy Duncana Bentleya z Vulvodynii (któż mógłby się spodziewać? Swoją drogą, duet pięknie sobie kpi z beatdownowej stylistyki) i Dickiego Allena z Infant Annihilator. Czyli sami znani i lubiani.

D E A T H W I S H to kawał dobrej masakry. Nie próbuje silić się na śmieszną powagę, daje dużo radochy i bardzo dobrze brzmi. Nie jest idealny, ale i tak często będę do niego wracał.

Within Destruction na Facebooku

Ocena: 8/10

Kapitan Bajeczny
Latest posts by Kapitan Bajeczny (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , .