Fanom ciężkiego grania w iście czarnym, mrocznym wydaniu Obscure Sphinx nie trzeba przedstawiać. I nie mam na myśli tylko polskich fanów, jak się okazuje do warszawskiej Proximy 29 września br. na pierwszy koncert Sfinksów po dość długiej przerwie zawitało sporo gości spoza stolicy (tym bardziej, że w związku z problemami zdrowotnymi perkusisty koncert stał pod znakiem zapytania). Nic dziwnego, wydany we wrześniu tego roku trzeci album Epithaps (recenzja) cieszy się nie małym zainteresowaniem, toteż byłam ciekawa, czy trasa promująca przyciągnie masy. Otóż, jeszcze nie teraz, ale z czystym sumieniem życzę warszawskiej formacji headlinerskich, poważnych tras, bo poziom wykonania i prowadzenia koncertu, jaki zaprezentowali, to nie tyle profesjonalizm – to był majstersztyk.
Zanim Proxima zaczęła się zapełniać, atmosferę wyraźnie podgrzała warszawska sunnata. I zaprawdę powiadam Wam, warto się zatrzymać przy tym zespole. Sludge, jaki prezentują, ma wszystko, czego można oczekiwać od takiego gatunku: odpowiednio stopniowane utwory, ciężar, przestery, ale też przestrzeń w bardziej eksponowanych melodyjnych fragmentach. Wprowadzający Orcan ciekawie zaakcentował wejście grupy, szczególnie że oprócz niskich gitar, czuć było wyraźnego ducha grunge’owej surowości czy też uderzenia wokalem i dźwiękiem wtedy, kiedy trzeba. W Seven Panowie nie odpuszczali, dodając już specyficznego klimatu ze zmianą tempa w powolniejsze. Szczególnie przypadły mi do gustu wykonania dwóch numerów z ostatniej płyty formacji Zorya, mianowicie Long Gone z dłuższym wstępem i świetnym rozwinięciem zabujał publikę do głębszych skłonów podczas występu; natomiast zamykający Beasts of Prey idealnie podsumował całość, ale: co się działo z drugim, ledwo słyszalnym wokalem? Trochę współczuję zespołowi (i sobie) technicznych problemów m.in. z gitarą. Takie incydenty wybijają niestety i publikę, i wykonawców z pewnego rodzaju transu, który sunnata starała się uzyskać. Prawie się udało, lecz prawie czasami robi różnicę. Niemniej jednak uważam, że support idealnie trafiony (Panie perkusisto, szczególnie pozdrawiam!).
Setlista sunnata:
Orcan
Seven
Long Gone
Path
Beasts of Prey
Po niedługiej przerwie przyszedł czas na gwiazdę wieczoru. Obscure Sphinx nie bierze jeńców! I jestem w stanie tak powiedzieć już od pierwszego numeru. Set otworzył pierwszy singiel z ostatniego albumu i zarazem najdłuższy numer Nothing Left. Nie za długie intro, podkręcone, migające oświetlenie i wejście w trzeciej minucie bosej, specyficznie pomalowanej na twarzy Zofii „Wielebnej” Fraś zapewniło klimat, który utrzymał się absolutnie do końca. Co ta dziewczyna wydziwiała! Trudno mi się w ogóle rozwodzić nad możliwościami Wielebnej, gdyż repertuar, jaki zaprezentowała, to parabole wokalne wysokich lotów niczym rollercoaster, w którym z otwartymi na pół twarzy oczami udział wzięli zebrani tego wieczoru. I tym samym miło zaskoczyło nagłośnienie w Proximie (kto tu bywa na koncertach, wie o czym mówię). Tym razem nie było wyraźniej skuchy, wszystko tu zabrzmiało, a każdy detal, jak w interesująco wyważonym, trochę transowym Memories Of Falling Down, był odpowiednio uwydatniony – szczególnie krzyk na końcu spotęgował wymiar tego numeru. Ściany dźwięku przechodziły w łagodniejsze formy bez wyczuwalnego kontrastu, płynnie. Ku mojej wielkiej radości, cudownie zabrzmiała Nieprawota w wersji live, szczególnie przejścia i mocarna perkusja w tle, doskonale współgrająca z ponurym riffem w środku numeru. Nie obyło się bez bisów – sztandarowego Lunar Caustic z poprzedniej płyty Void Mother i At The Mouth Of A Sounding Sea, który kończy Epithaps, gdzie atmosfera była już tak gęsta, duszna, że naprawdę trudno było nie poddać się i odpłynąć wraz ze skupionymi do ostatniego dźwięku Sfinksami. Setlista była bardzo dobrze ułożona. Całościowo koncert był jednym, pięknie poprowadzonym seansem, tudzież swego rodzaju ceremonią. I niepotrzebne były żadne przemowy w stronę publiki, dodatkowe atrakcje w postaci wizualizacji czy przedłużających się bez końca wstępów z niskimi gitarami. Wystarczyła bijąca autentyczność w scenicznym przekazie tej oryginalnej (i w końcu to słowo ma tu faktyczne znaczenie) muzyki, wyzwalająca w słuchaczu te konkretne emocje, które powinny towarzyszyć na koncercie.
Setlista Obscure Sphinx:
Nothing Left
Paragnomen
Memories Of Falling Down (pt. 1)
Decimation
Presence Of Goddess
Sepulchre
Nieprawota
Lunar Caustic
At The Mouth Of A Sounding Sea
Niestety nie udało mi się zdążyć na pierwszy support Sounds Like The End Of The World; robocze czwartki to nie są rurki z kremem. Na pewno sprawdzę co Panowie mają do zaprezentowania następnym razem. Obawiam się jednak, że występ Obscure Sphinx najzwyczajniej w świecie przebija wszystko, co zdarzyło się przed nim tego wieczoru.
Do następnego!
Autorem poniższego nagrania video jest Łukasz Dybowski.
- Podsumowanie roku 2023 wg redakcji KVLT - 6 stycznia 2024
- Summer Dying Loud 2023 – Aleksandrów Łódzki (8-10.09.2023) - 26 września 2023
- Mystic Festival 2023 (Gdańsk) - 28 czerwca 2023
Tagi: Atmospheric Doom Metal, doom, koncert, live, Obscure Sphinx, post-metal, proxima, relacja, report, Sludge, sludge metal, warszawa.