Soulstone Gathering Festival 2017 – Kraków (7.10.2017)

Wybija równy tydzień kiedy to krakowski Zet Pe Te na dwa dni zamienił się w prawdziwe święto szeroko rozumianego stoner rocka/metalu. Mowa rzecz jasna o Soulstone Gathering Festival 2017. Niestety, nie mogąc uczestniczyć w całej ceremonii jaka miała miejsce na ul. Dolnych Młynów, pojawiłem się jedynie drugiego dnia, lecz już teraz mogę wam zdradzić: to był cholernie intensywny wieczór – muzycznie, jak i w każdym innym aspekcie.

Rozpoczynający cały wieczór Somali Yacht Club moim zdaniem wywiązali się naprawdę zgrabnie z roli otwieracza. Delikatny, nieco psychodeliczny, czasami wręcz ostrożny rock, który gdzieś tam wplatał swoje „postowe” romanse, trafił do mnie i fajnie nastroił na to, co dopiero miało się wydarzyć. Wprost mogę powiedzieć, że lwowscy muzycy zabrzmieli o wiele bardziej interesująco niż na swoich dotychczasowych wydawnictwach. Z tego, co się orientuję, to już całkiem niebawem wydadzą na świat swój drugi pełnowymiarowy materiał, dlatego tym lepiej dla mnie, że „narobili mi jedynie smaków” i z przyjemnością poczekam na premierę.

Następnie na scenę wlazła ekipa Szwedów z formacji Suma, która jak się okazuje hałasuje już na metalowej scenie ponad 15 lat. Ich koncert natomiast był idealnym odzwierciedleniem ich umiejętności oraz doświadczenia. Niskie, potężne wręcz brzmienie oraz motoryczne kompozycje jechały do przodu po prostu jak walec, który powoli popychał publikę w kierunku większego chaosu. Nie zawiodłem się. Kościoły w Skandynawii jak widać służą tylko do utrzymywania wiecznie tlącego się płomienia.

Dopelord zaczęli dość niefortunnie, bo od małego niedopatrzenia pod postacią niepodłączonego (bądź nie do końca działającego?) mikrofonu Piotrka. Moim zdaniem to szczęście w nieszczęściu, gdyż  lekkie zdenerwowanie muzyków tym faktem przełożyło się na jeszcze większą energię podczas całego koncertu. Ta natomiast dosłownie biła z każdym dźwiękiem, jaki zaserwowali lubelscy weterani stonera. Choć cały set był wyśmienity, tak z mojej strony wielki ukłon za Dead Inside I & II – naprawdę to, jak został odegrany ten numer, do tej pory powoduje ciarki na mojej skórze. Zresztą atmosfera wokół tego koncertu była już od samego początku właściwie nastrojona, a większość uczestników drugiego dnia Soulstone Gathering Festival była nastawiona na polską reprezentację (o czym nieco później). Tego wieczoru od publiki również biła niesamowita radość z faktu, w jak genialnym występie uczestniczą. Dla mnie Panowie zawiesili poprzeczkę na tyle wysoko, że niestety nikomu później nie udało się jej przeskoczyć. Drugi raz miałem przyjemność posłuchać ich koncertu na żywo, ponownie mimo przeciwności (rok temu na Red Smoke Festival burza skróciła występ) pokazali, że żaden problem techniczny czy siły natury nie mają najmniejszego znaczenia, by zagrać na 200%. Brawo!

Choć Kielce mogą jednoznacznie kojarzyć się z pewnym Scyzorykiem, tak od 2008 roku śmiało można przyjąć, że nóż został zamieniony na szyderczego kozła ze szklanym wazonem. Belzebong to klasa sama w sobie – instrumentalna podróż zaserwowana przez czwórkę długowłosych miłośników zieleni można najkrócej określić jako trans. Od początku do końca Zet Pe Te zostało przepełnione klasyczną mieszanką doom metalu i stonera, który stanowi jawny hołd dla klasyki gatunku. Nie ma większej potrzeby rozpisywać się nad tym występem. Kto choć raz widział chłopaków w akcji, ten wie, że należy to traktować jako wewnętrzną podróż na narkotycznych nutach aniżeli zwyczajny koncert. Podziwiać, słuchać, szanować!

Gdy przyszedł czas na gwiazdę wieczoru, którą był Greenleaf, liczba osób w klubie uległa dość wyraźnemu przerzedzeniu. Cóż, można było to przewidzieć, bo reprezentanci polskiego podwórka nie dali nawet cienia szansy na przebicie swojego poziomu. To jednak w żaden sposób nie sprawiło, by szwedzka formacja złożyła broń. Ten, kto nie był, ma czego żałować, albowiem muzycy pokazali prawdziwą klasę! Energetyczna mieszanka stonera, hard rocka, a momentami wręcz taneczno-imprezowego rock n’ rolla była dla mnie sporym zaskoczeniem. Jak studyjne dokonania  są dla mnie „po prostu do posłuchania”, tak na żywo bronią się we wszystkich możliwych aspektach. Na dodatkowe superlatywy zasługuje imponujące solo perkusyjne, które nie tylko u mnie wzbudziło podziw za umiejętności garowego. Z chęcią zobaczę Greenleaf ponownie i z dłuższym czasem antenowym.

Wierzę, że w przyszłym roku ponownie będę miał przyjemność pisać relację ze Soulstone Gathering Festival, bo to inicjatywa naprawdę godna pochwały. Muzyka, sprawność organizacji, nagłośnienie, luźny klimat pozbawiony jakiegokolwiek przepychu czy bufonady, a przede wszystkim ludzie(!), którzy cenią i rozumieją to szaleństwo w rytmach ulubionego, bujającego, a czasami wręcz zapętlonego riffu, którego siła od dawien dawna pokazuje, że muzyka rockowo-metalowa to coś więcej niż koszulki, piwo czy kolekcjonowanie płyt. To po prostu miłość do buntu wobec szarej codzienności i niepohamowana chęć do zabawy. Dziękuję #soulstonegathering!

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , .