Summer Dying Loud 2016 – Aleksandrów Łódzki (9-10.09.2016)

Dzień pierwszy

Tegoroczna, ósma edycja festiwalu Summer Dying Loud była pierwszą, na którą zaproszono zagraniczne gwiazdy metalowej muzyki. Tak! Nieprzeciętne zespoły, a gwiazdy: Bombers (z Abbathem w składzie), Sinister oraz Grave i Jinjer. Nie sposób nie wspomnieć o gwieździe pierwszego dnia, zespole Sweet Noise, który po dobrych kilku latach niebytu powrócił (tego lata zagrał na trzech festiwalach) do aktywności muzycznej.
No ale…po kolei.
Na miejscu zameldowałem się przed czasem, bowiem byłem umówiony na rozmowę z liderem Sweet NoiseGlacą, czyli Piotrem Mohamedem. Zaraz po wywiadzie przywitałem się ze znajomymi z Mad Lion Records oraz Hellshop, którzy to rozkładali swoje stoisko z płytami. Następnie dorwałem organizatora Tomasza oraz Remigiusza – konfenansjera całej imprezy i przy piwku zamieniliśmy kilka zdań o jego przeszłości muzycznej jak i tym co nas czeka na SDL.

Impreza zaczęła się punktualnie o 15:00, a na scenie swoje umiejętności pokazywał zespół Rockasta. Zespół ten gra mieszankę mocnego rocka z dodatkiem akordeonu. Muszę przyznać, że kapela wywarła na mnie bardzo dobre wrażenie. Instrumentalnie się wszystko zgadzało, a czego zabrakło? Myślę, że wokalu. Z dobrze dobranym głosem formacja zyskałaby wiele i mogłaby sporo namieszać na folk rock/metalowej scenie.
Następnym zespołem był Tester Gier. Ślązacy grają thrash metal/crossover. Niestety, zdecydowanie nie są to moje klimaty. Zespół ten zagrał chyba najwięcej utworów spośród wszystkich innych zespołów (czas trwania kawałka około 2 minuty, hehe). Technicznie chłopaki wymiatają, a humor nie opuszczał wokalisty ani na chwilę.

Tuff Enuff to zespół z mojej młodości, lat 90-tych, który przykuł uwagę jajcarskim kawałkiem Piosenka z filmu o Korkim, a następnie zmiażdżył potężnym albumem Diablos Tequilos. Po kilku latach wrócili z nowym albumem Sugar, Death and 222 Imperial Bitches. Od niedawna w zespole doszło do zmian wokalisty, więc tym bardziej byłem ciekaw jak chłopak sobie daje radę. Prawda jest taka, że gardłowy obronił się w każdym zagranym utworze! Z Cyborgów poleciały między innymi: Ma No Samos Gamines, I’m A Man, Disco Relax, Grass Only; z Diablos: Quanto Diablos Anarchismo, Dancing, a z Imperial Bitches mocarny Wróć do Korzeni, Sucidal Girl, I’m Your Conscience. Zespół jest w bardzo dobrej formie i widać, że koncerty dają im dużo frajdy.

Po nich na scenę wkroczył Jinjer, który w tym roku podpisał kontrakt z wytwórnią Napalm Records! Zespół ten miałem przyjemność widzieć przy okazji koncertu Totem w Poznaniu. Nie można im zarzucić braku scenicznej energii. Wokalistka Tatiana dwoiła się i troiła na scenie, zagrzewając publikę do interakcji. W ogóle, na tym koncercie można było zauważyć spory wzrost fanów ciężkiego grania. Jinjer to bardzo zgrabna mieszanka progresywnego metalu z dodatkiem groove’u i elementami djentu. Wokalnie? Znakomicie! Czyste wokale poprzeplatane ciężkim growlem. Jeśli będziecie mieli szansę ich zobaczyć – nie wahajcie się.

Sweet Noise. Bardzo wyczekiwałem tej sztuki. Zespół został przyjęty bardzo gorącą przez liczną, festiwalową publikę. Set był mocno przekrojowy, który zadowolił każdego fana SN! Do tej pory na same wspomnienia mam ciarki. Z Respect poleciała Cisza oraz Godność, z Getto: 9/1 oraz miażdżący i klasyczny Bruk, Koniec Wieku reprezentowały Będę Trwał oraz W Imię Boga, ponadto była też N.U.E.R.H.A., Dzisiaj mnie kochasz, jutro nienawidzisz, Skurwiel. A na koniec zespół zaserwował dwa nowe utwory: Czas Ludzi Słońca oraz Nie oddamy. Glaca biegał po całej scenie, wchodził w interakcje z fanami tuż przy barierkach po obydwu stronach, podczas jednego kawałka przeskoczył przez barierki i wdał się w tłum śpiewając z nimi. Tak energetycznego koncertu dawno nie przeżyłem, to co było do przewidzenia stało się rzeczywistością, czyli mocno nadszarpnięty głos. Teraz czekam na kolejne sztuki tego zespołu i wydawnictwo koncertowe, które ma się ukazać jeszcze w tym roku.

Closterkeller to legenda gotyckiego rocka w Polsce, tak więc nie trzeba specjalnie ich przedstawiać. Kilka lat temu widziałem zespół Anji na żywo, a tym razem byłem ciekaw jak po zmianach personalnych trzyma się zespół. Muzycznie było dobrze, wokalnie tylko porawnie. Setlista? Na festiwal zespół powinien przygotować raczej bardziej hiciarski zbiór piosenek, których im nie brakuje, więc summa summarum się zawiodłem. No i do tego klops z nagłośnieniem gitary.

Następnym zespołem był post-metalowy Vidian. Muszę przyznać, że koncertowo kapela rozwala. Zespół był idealnie nagłośniony, a na dodatek zaserwował niecodzienne koncertowe ustawienie – wokalista był nieco schowany z tyłu (na podwyższeniu za perkusją). Widać, że na pierwszym miejscu jest muzyka. Kawałki zagrane z najlepszego wydawnictwa zespołu, czyli albumu Transgressing the Horizon wypadają na żywo świetnie i wgniatają słuchacza w ziemię.

Na koniec dnia na scenie zagrała legenda punkrocka – KSU. Zespół podszedł do sprawy totalnie niepoważnie, bowiem wyjeżdżając „z domu” miał być na miejscu dosłownie „na zero”. Dodatkowo zepsuł im się środek lokomocji. Niby zespół doświadczony, grający ponad 30 lat a taka wtopa. No comments!

Dzień drugi

Dzień drugi Summer Dying Loud można śmiało określić jednoznacznie metalowym. Przynajmniej dla mnie taki był, bo z powodu upału dopiero przybyłem po 4-tej.
Thermit

Wkrótce rozstawiła się Sunnata, na która zresztą cholernie czekałem. Ciężko jednoznacznie sprecyzować muzykę tej kapeli, aczkolwiek słowo klimatyczna jednoznacznie kłóci się z upałem i światłem dnia… Po prostu kapela miała pecha, że tego dnia wieczór zarezerwowany był dla mocniejszych nazw. Szkoda, bo poprzedniego dnia Vidian grał bardzo późno i w połączeniu ze światłami całość się prezentowała o wiele ciekawiej. Mnie ten misz –masz sludge’a, doomu i transu kupił bezapelacyjnie. Niemniej Sunnata potrzebuje – jakkolwiek to infantylnie zabrzmi – ciemności. A tak – wysłuchałem z przyjemnością, mając na uwadze, by następny ich koncert wyłapać w bardziej kameralnym miejscu.

Antigama
Zawsze doceniam ich warsztat i żywiołowość. Totalny amok oraz finezja odegrania poszczególnych partii może śmiało deklasować większość konkurencji (jakiej konkurencji???). Do tego dodam, że chłopaki z Antigamy mieli naprawdę dobrze ustawiony dźwięk i mimo natłoku poszczególnych riffów nie można rzec, ze to była ściana dźwięku. Antigama to po prostu masakra, a mi momentami przypomniał się ostatni koncert Napalm Death z Gdańska, zatem skojarzenie jak dla mnie hiper pozytywne. Zresztą ponownie najlepszą recenzją był młyn pod sceną i totalne opustoszenie płyty po ostatnich akordach – upał plus masakra dźwiękowa? Antigama jest niczym piwo na kaca. Absolutnie pożądana.

Bombers
Kuźwa tu miałem totalnie mieszane odczucia, bo z jednej strony cover band niczym z zatęchłej knajpy spod pierwszej z brzegu mieściny i opierający się o komizm pomysł odegrania roli frontmana. Wszak Lemmy był tylko jeden!!!
Ale już po dwóch, trzech utworach nie miałem w głowie tych durnych myśli! Ta trójka kolesi ze Skandynawii postanowiła pokazać, że była zajebista kapela i trzeba po prostu Bogom podziękować, że raczyła nas swoją muzyką przez dekady. Oczywiście repertuar oparty o żelazne klasyki: Ace of Spades czy Iron Fist. Czy mega wyk…scie odegrany Orgasmatron. Jeżeli tak ma wyglądać hołd, to ja jestem totalnie kupiony. Cały koncert przeleciał totalnie szybko, człowiek się wyluzował, a piwo było tak oczywistym dodatkiem, jak powietrze dla płuc. Totalny rock&roll’owy koncert. Kto tego nie kuma, ten po prostu niech … po prostu niech sobie odpuści, masa ludzi totalnie odleciała. Ja też. Wielkie brawa dla organizatora, za to, że ich ściągnął, to była świetna odskocznia przed resztą kapel.

Sinister
Ostatni raz widziałem Sinister za czasów Rachel. Nie było to zbyt wielkie wydarzenie, ot dwa koncerty dosyć blisko siebie rozłożone w czasie, gdy uznałem, ze czasy Hate czy Cross the Styx nie powrócą, a oto kapela, która dawno temu była wymieniana jednym tchem z najlepszymi, to już zaledwie końcówka drugiej ligi. W międzyczasie zaszło sporo zmian, również personalnych. Obecnie Sinister nadrabia straty, a ostatnie krążki ostro zacierają złe wspomnienia słabych płyt. Set był rozpisany znakomicie, bowiem wybitnie wspierali ostatnie dwa krążki. Niemniej Holendrzy nie odpuścili sobie klasycznych kawałków,a koncert otworzyło Intro znane z debiutu. Nie za wiele, ale dobrze, bowiem obecnie tych pięcioro (a i owszem jest na pokładzie niewiasta, zresztą atrakcyjna) ludzi stawia na promowanie się nowym materiałem, nie zaś jechanie na sentymentach. I całe szczęście, że brzmienie dopisało, nie było żadnych irytujących zdarzeń. Po prostu udany koncert weteranów.
Dobry koncert, dobrej kapeli. Tylko i aż tyle.

Grave
No i mój mocno wyczekiwany punkt programu – Grave. Nie tak popularni jak Entombed, nie tak melodyjni jak Unleashed, ale kopiący dupę band, który ostatnimi laty zwyżkuje. Out of Respect… i Endless Procession.., – na tych krążkach kapela oparła swój występ. Nie powiem, obecny poziom zgrania, atmosfery w kapeli to chyba jedne z najlepszych lat dla kapeli, a gdy odegrali kawałki z Soulless, w tym tytułowy, to po prostu mogłem tylko machać łbem nie zastanawiając się, czy jutrzejszy dzień nie będzie moim koszmarem z naderwanym karkiem. Był. Ale to nic. Grave to obecnie czołówka Szwecji, to pieprzony death metal, gdzie finezja, specyficzna melodyka i brutalność tworzą rewelacyjny konglomerat. Wybór ich na ten fest to po prostu strzał w przysłowiową dziesiątkę. You will never see… Heaven!!! Słyszeliście w Aleksandrowie Łódzkim? Nie? A ja kuźwa tak. I zaraz sobie odpalę dwójeczkę I będzie zajebiście. Grave, byliście, jesteście bogami!

Mord’a’Stigmata
Weszli cholernie późno, a na dodatek po dwóch kapelach, które nie oszczędzały publiki. Ale… to był jeden z najlepszych koncertów tego festu. Klimatycznie i zarazem agresywnie. Ta muza płynie, poraża swoistą nieodgadnioną konstrukcją. Przez cała podróż, jaka odbyłem na ten fest, a była ona sporo wydłużona przez wypadek na przejeździe, słuchałem sobie płyty Ansia, zastanawiając, czy jest realne odtworzenie tego klimatu na żywo, w upalny dzień? Żaden problem, zagrali na końcu, w klimatycznej atmosferze, totalnie angażując publikę, sprawiając, ze oczekiwanie na nowy materiał jest po prostu koszmarem, bo to na pewno będzie mocny punkt przyszłego roku.

Podsumowując…..

Bardzo udana, kolejna edycja Summer Dying Loud. Podobno są plany, aby w przyszłym roku festiwal objął trzy dni. Wg mnie to świetny pomysł. Piątek dobrze by było rozpocząć od godziny nie wcześniej niż 18-tej, sobota bez zmian, a w niedzielę koncerty zakończyć maksymalnie o 20-21 w nocy. Na pewno w ten sposób kapele grające na początku w pierwszy dzień będą miały znacznie bardziej liczną publikę.
Które punkty są do poprawy?
Przede wszystkim światła. Były chaotyczne, nie współgrały z muzyką, na dodatek brakowało oświetlenia na przodzie sceny, przez co wieczorem postacie muzyków były mało widzialne. Na koncertach zespołów Sweet Noise oraz Closterkeller nie popisali się akustycy, gitara była zbyt cicha a i perkusji też jakby zabrakło mocy.
Gastronomia bardzo smaczna, piwko zimne, choć warto by było pomyśleć nad redukcją kolejek.
Przy zwiększającej się frekwencji festiwalowiczów i powiększającym się polu namiotowym można by rozważyć wprowadzenie opasek upoważniających do wejścia na teren pola namiotowego wraz z kilkoma ochroniarzami pilnującymi wejścia (komuś w tym roku zwędzono prostownicę do włosów, hehe).

Tomasz, wielkie podziękowania za tak dobry festiwal.
Oby tak dalej!

Wielkie podziękowania dla Łukasza Orłowskiego za udostępnienie zdjęć do relacji.
Autorami relacji są Piotr Czwarkiel i Tomasz Antosik.

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , .