Motörhead w studio to książka wspólnego autorstwa Jake’a Browna i Lemmy’ego Kilmistera, wokalisty i basisty legendarnego rock n’ rollowego ansamblu. Pan Brown jest autorem bardzo wielu biografii muzycznych z różnych bajek, między innymi Tori Amos, Red Hot Chili Peppers, Iron Maiden, AC/DC, Alice In Chains, czy z innej beczki, Prince’a, Lil Wayne’a, „Tupaca” czy wszechstronnego producenta jakim jest Rick Rubin (Slayer, RHCP, SOAD, Slipknot itd). Mogłoby się wydawać, że celując w tak wielu rozmaitej maści artystów nie jest w stanie poświęcić każdemu z nich należytej uwagi, ale nic bardziej mylnego, z książki od samego początku wynika, że Jake jest wielkim fanem grupy Lemmy’ego. I to na tyle zdystansowanym, że nie uświadczycie tu niezdrowych zachwytów nad każdym ich dokonaniem, a rzetelnej analizy tego jak powstawał każdy album, aż do wydania Motörizer w 2008 roku. Omówienia dwóch następnych wydawnictw w podobnym tonie, tak by książka była jak najbardziej aktualna dokonał znany ze współpracy z Teraz Rockiem” dziennikarz Paweł Brzykcy.
Książkowa historia zaczyna się dość przekornie w roku 1975 roku od wydania albumu Motörhead, Lemmy postanowił pominąć w dziele wzmiankę o On Parole, którego nie uznawał za oficjalny materiał. Każdemu krążkowi poświęcono dosłownie kilka słów, panowie się specjalnie nie rozwlekają, ale nad czym się tu rozwodzić, w końcu to rock’n’roll, prosta muza tworzona od serducha przez wyluzowanych koleżków, którzy są archetypami gwiazd cięższej muzyki. Prosta, ale nie prostacka, tworzona według pewnych niepodważalnych zasad, o których będziecie mogli dowiedzieć się z publikacji. Nie brakuje opisów konfliktów wewnętrznych, kryzysów, stabilizowania się, docierania i wszystkiego co w każdym zespole jest na porządku dziennym. Mimo, że Lemmy był niepodważalnym liderem grupy, to pozostali załoganci także mieli coś do powiedzenia, choć na przykład z książki wynika, że Phil Campbell nie powinien popisywać się wirtuozerią i grać zbyt szybko. Jako, że jest to dość przewrotna i niestandardowa biografia nie brakuje szczegółowych omówień technicznych, które przydadzą się realizatorom dźwięku i producentom. Co prawda dla przeciętnego zjadacza chleba będzie to czarna magia, ale „nieprzyjazne” opisy nie zdominowały książki, która jak sam tytuł wskazuje pokazuje pracę zespołu „od kuchni”. A żeby taką kuchnię zwiedzić należy dowiedzieć się jak nazywa się każdy sprzęt w każdej szafce, czyż nie? Dlatego uważam, że w tej produkcji odnajdą się zarówno najwierniejsi fani grupy, osoby, które maniakami nie są, ale lubią chłonąć wiedzę o sławnych osobistościach, ale też inni muzycy i producenci. A to wszystko w publikacji, która ma niewiele ponad 200 stron okraszonych dziesięcioma zdjęciami i reprodukcjami okładek.
Biorąc pod uwagę, że Lemmy opuścił ten łez padół pod koniec zeszłego roku, to tym bardziej warto zaopatrzyć się w Motörhead w studio, ponieważ jest to świadectwo pracy artysty niezmordowanego, kochającego to czym przez lata się zajmował, jedynego w swoim rodzaju, który nigdy nie udawał kogoś innego. 49% Motherfucker, 51% Son of a Bitch – i to z tej książki na pewno wyczytacie. Pozycja obowiązkowa dla lubujących się w ciekawostkach z żywotów muzyków czy po prostu artystów, bo przecież rock’n’roll to nie tylko rozrywka, ale i sztuka, którą powinno się tworzyć albo całym sercem, albo wcale. Byli na rock’n’rollowej scenie przez ponad 40 lat i za to należy im się respekt, który zdecydowanie u Was wzrośnie po przeczytaniu tej książki. Serdecznie polecam i jak za pewne się domyślacie, wystawiam najwyższą notę.
Ocena: 10/10
Książkę można zakupić tutaj.
Autorem jest Dominik „Stanley” Stankiewicz.
- 1914 na dwóch koncertach w Polsce - 17 kwietnia 2024
- .WAVS: premiera albumu „Heavy Pop” - 17 kwietnia 2024
- Najbliższe koncerty zespołu KALT VINDUR - 17 kwietnia 2024
Tagi: Dominik "Stanley" Stankiewicz, In Rock, Jake Brown, książka, Lemmy Kilmister, Motörhead, Motörhead w studio, Phil Campbell, recenzja, review, Stanley, Wydawnictwo In Rock.