Podsumowanie 2017 roku wg muzyków

Kolejnymi muzycznymi podsumowaniami roku 2017 podzielili się muzycy! Tak jak w ubiegłym roku, postawiliśmy na dowolność interpretacji, a więc wypracowania i rozprawki, krótko i na temat (albo i niekoniecznie), typowania z numeracją, alfabetycznie oraz wyróżnienia bez szczególnej analizy lub z wypunktowanymi konkretami. Wśród najczęściej wymienianych albumów na polskiej scenie królowali wykonawcy z Hate, Decapitated, In Twilight’s Embrace, Azarath czy THAW, a w podsumowaniach zagranicznych wydawnictw znaleźli się m.in. Morbid AngelParadise Lost, Robert Plant, Immolation, Ulver, a nawet……Kendrick Lamar czy mocno krytykowany Linkin Park. Zapraszamy!


aW – (Cold Cell)

  1. AmenraMass IV” 
  2. Aosoth The Inside Scriptures” 
  3. Arkhon Infaustus Passing The Nekromanteion” 
  4. Dool Here Now, There Then” 
  5. Gold Optimist” 
  6. Grave PleasuresMotherblood” 
  7. Leprous Malina” 
  8. Marilyn Manson Heaven Upside Down” 
  9. Soror Dolorosa Apollo” 
  10. The Ruins Of Beverast „Exuia” 

Przemysław „Exile” Bachaj (Depravity, ex-Sphere)

Generalnie jestem dość leniwy pod kątem sprawdzania każdej nowej płyty, jaka wyszła, zwłaszcza jeśli chodzi o stare zespoły. W 2017 wystąpiło kilka wydawnictw, które skopały mi dupę i/lub wpłynęły na moje postrzeganie muzyki czy pisania utworów.

  1. RedemptorArthaneum„. Bardzo wyczekiwana przeze mnie plyta. Z racji bardzo wysokiego poziomu „The Jugglernaut” poprzeczka została postawiona bardzo wysoko. Miałem okazję posłuchać Redemptor na żywo z nowym materiałem – efekt był powalający. Potwierdziło się to na płycie, zdecydowanie album roku 2017.
  2. Hate Tremendum„. Bardzo mi się spodobała ewolucja stylu Hate na przestrzeni ostatnich lat. Na ogół sceptycznie podchodzę do takich tematów, jednak Hate wyewoluowało w bardzo ciekawą stronę – zdecydowanie zwolnili tempo oraz postawili na klimat w swoich utworach. Na szczęście nie w każdym przypadku. Świetny album.
  3. ArchspireRelentless Mutation„. Moim zdaniem Archspire z płyty na płytę udowadnia coraz bardziej, że techniczne granie nie musi być równoznaczne z brakiem chwytliwości czy zapamiętywalności utworów. Mimo natłoku blastów czy ultra szybkich partii, można pomachać łbem. Jestem naprawdę pod wrażeniem tej płyty.
  4. Hideous Divinity Adveniens„. Dopiero ta płyta przekonała mnie do Hideous Divinity – wcześniejsze wydawały mi się strasznie nudne i na jedno kopyto. Utwory na Adveniens moim zdaniem są znacznie ciekawsze, brutalniejsze i lepiej brzmiące niż na poprzednich, dużo bardziej zapadają mi w pamięć. I co ważniejsze, do tej płyty chce mi się wracać (zwłaszcza na siłowni).
  5. Alluvial The Deep Longing for Annihilation„. Kolaboracją Keith’a Merrowa z Wesem Hauchem byłem zainteresowany od długiego czasu, w tym roku nareszcie można doświadczyć owoców tej współpracy. Spodziewałem się shredów i death metalu, coś jak Conquering Dystopia, ale okazało się, że ta płyta jest zupełnie inna. Solówek mało, za to dużo atmosfery, mroku i ciekawych riffów. Całość instrumentalna. O ciekawy instrumental nieprzeładowany solówkami nie jest łatwo. Debiut Alluvial na pewno takim jest.
  6. Ne Obliviscaris Urn„. Bardzo mi się podoba pomysł na muzykę, który jest realizowany w tym zespole. Nie jestem fanem śpiewu, ale to, co tutaj się dzieje, to poezja. Połączenie blastów oraz śpiewu, skrzypiec czy black metalowych riffów o dziwo kupiło mnie w 100%!
  7. Azarath In Extremis„. Bardzo udany album. Został zachowany kierunek z „Blasphemer’s Maledictions„, jednak słychać powrót do korzeni.
  8. Cytotoxin Gammageddon„. Kolejny zespół udowadniający, że zachowanie balansu między techniką a chwytliwością utworu jest możliwe. Ta płyta groovuje znacznie mniej niż poprzednia, postawiono bardziej na całościowe, bardziej spójne kompozycje.
  9. Devilish Impressions The I„. Zespół długo kazał na siebie czekać po bardzo ciekawej EPce „Adventvs”, jest to ewidentnie kontynuacja obranego stylu. Co prawda brzmienie moim zdaniem pozostawia wiele do życzenia, ale nie umniejsza to wysokiego poziomu całej płyty.
  10. Nephren-Ka La Grande Guerre De L’Epice„. Moją listę zamknie ta oto płyta. Wypada dużo lepiej od poprzedniczki, która mimo całościowo świetnego materiału pozostawia wiele do życzenia pod kątem brzmienia i jakości nagrania partii solowych. Ciężar i tempo tej płyty wgniata w fotel i nie daje o sobie zapomnieć.

Fabio Bava (Lectern)

  1. Morbid Angel Kingdoms Disdained„. Król death metalu powrócił!
  2. Cannibal Corpse Red Before Black„. Brutalność we krwi!
  3. Iron MaidenThe Book Of Souls: Live Chapter„. Klasyczny metal na scenie!
  4. Incantation Nexus Nexus„. Szatan w szarości!
  5. Spectral VoiceEroded Corridors Of Unbeing”. Przeznaczony upadek!
  6. Iced EarthIncorruptible”. Thrashujący z powerem!
  7. Dying Fetus Wrong One To Fuck With”. Death metalowe szaleństwo!
  8. Suffocation …Of The Dark Light”. Nowy Jork! Nowy Jork!
  9. Bullet-ProofForsaken One”. Atakując majstersztykiem!
  10. Whitesnake 1987”. Niesamowity heavy rock wydany ponownie!
  11. Metallica Master Of Puppets”. Ponowne wydanie mitu!
  12. Morfin Consumed By Evil”. Imponujący deathrash!
  13. Municipal Waste Slime And Punishment”. Do parku z thrasherami!
  14. Necrot Blood Offerings”. Nowa śmierć metalowa sensacja!
  15. Necrophor Reborn”. Melodyjny dotyk!
  16. Blazing Rust Armed To Exist”. Heavy metalowe wybicie z matuszki Rosji!
  17. Hideous Divinity “Adveniens”. Włoskie ogiery!
  18. Horrid Beyond The Dark Border”. Tylko jedno pytanie: włoski czy sztokholmski death metal?
  19. Running Willd Black Hand Inn”. Kolejny reprint, kolejny cios w ich arsenale!
  20. Obituary Obituary”. Death metal ze słonecznego stanu!

Bithorn (Saltus)

Polska:

  1. Saltus Jam jest Samon!” 
  2. Stworz Wołosożary” 
  3. Varmia Z mar twych” 
  4. In Twilight’s Embrace Vanitas” 
  5. Iperyt The Patchwork Gehinnom” 

Świat:

  1. SólstafirBerdreyminn” 
  2. Satyricon Deep Calleth upon Deep” 
  3. Taake Kong Vinter” 
  4. The Stone Teatar Apsurda” 
  5. Nokturnal Mortum Істина” 

Maciej Boroś (Medebor)

Na pewien okres mojej podróży po bezkresie muzycznych poszukiwań przypada poczucie, że łapię się na tym, że przekonanie się do nowości z roku na rok jest coraz trudniejsze, mniej rzeczy zaskakuje i trudniej o odkrycie pozycji, które są wyjątkowe. Pytanie, czy nimi nie są, czy też nam w pewnym wieku brakuje tej młodzieńczej wrażliwości sprzed 20 lat. Nie jest to miejsce, aby to teraz roztrząsać, ale trzeba też o tym pamiętać. Pisząc to zestawianie, pochyliłem się naprawdę mocno nad całą masą albumów, które w tym roku zostały wydane i różnymi drogami trafiły do mnie do przesłuchania, choć zdaję sobie sprawę, że jeszcze sporo mam przed sobą.
Te, które wywarły na mnie największe wrażenie prawie idealnie wyważają tzw. tuzów i zespoły z bardzo silnymi aspiracjami.

  1. Paradise Lost „Medusa„. I cóż tu można powiedzieć. Czy powrót obserwowany od ostatnich płyt do tego, czego się oczekuje po nich, to wada czy zaleta, niech każdy sam sobie odpowie po przesłuchaniu tego albumu. Dla mnie osobiście obcowanie z tym albumem to przyjemność sama w sobie – przecież lubimy te melodie, które już kiedyś słyszeliśmy, ale tu oprócz tego zyskujemy dużo smaczków do odkrycia, i nawet jak nie są to przełomowe rzeczy, to muzyka ma poruszać emocje, a takich momentów nie brakuje.
  2. Arch Enemy „Will To Power„. Dynamika i ciężar. Opakowany nowoczesną produkcją album Szwedów jest kwintesencją stylu melodic death metal, może nie odkrywczy, ale idealnie zbilansowany, melodie, techniczne pościgi na gryfie, ciężkie riffy i vocal, dzięki któremu obecna wokalistka na tej płycie mnie przekonała do siebie, choć miałem wcześniej spore co do tego obawy. Dobrze by było ją na kolejnych albumach usłyszeć w bardziej urozmaiconych vocalizach, ma dziewczę spore możliwości nie tylko do zdzierania gardła. Dojrzałość bije tu w każdym momencie, dlatego dobrze się tego słucha i o to własnie chodzi.
  3. Moonspell „1755„: płyta, która mnie naprawdę zaskoczyła. Zarówno stylistyka z użyciem chórów, jak i aranż bardzo dobrze ze sobą współistnieją, do tego świetnym zabiegiem przy tych kompozycjach było użycie macierzystego języka. Cały album charakteryzuje się spójnym klimatem kompozycji, czuć tu niepokój, smutek, jak i złość oraz inne mroczne emocje. Widać, że jest to bardzo szczera w wyrazie i osobista wręcz płyta Portugalczyków, od razu wskoczyła wysoko w ich hierarchii, naprawdę polecam.
  4. Bell Witch „Mirror Reaper„: amerykański funeral doom metal najwyższych lotów, i na tych słowach można by było skończyć, ale się nie da 🙂 Jako ciekawostkę dodam, że autorem okładki jest polski malarz Mariusz Lewandowski, a na płycie znajduje się jeden utwór który trwa 83 minuty. Trudno mi czasami zrozumieć, jak zespoły 2-osobowe mogą tak dobrze funkcjonować. To, że się da nie jest zaskoczeniem w tym wypadku – przy tej stylistyce kompletnie nie ma to wpływu, realizacja albumu wręcz stanowi o sile tej muzyki – prostota, ale nie trywialność, budowanie nastroju poprzez oniryczną podróż po niezbadanych pokładach podświadomości. Muzyka do celebrowania w samotności, wymagająca uwagi i skupienia.
  5. Kauan „Kaiho„: jest siódmy album naszych sąsiadów ze Wschodu, którzy ewoluowali od typowo doom folkowych albumów po obecne brzmienie, które aż za bardzo się prosi, aby wrzucić do szufladki z post-rockiem, czego nie lubię robić, bo jest tu bardzo dużo anathemowskich klimatów, przestrzeni, mrocznej atmosfery, niepokoju i nostalgicznej tęsknoty, zawartej w melodiach, wgniatających słuchacza w odmęty świadomości i zmuszającej do pogodzenia się z tymi dźwiękami.
  6. Wolfheart „Tyhjyys„: dla mnie spore zaskoczenie, jest to trzeci album Finów, członków nieodżałowanego przeze mnie świetnego Before the Dawn. Założyciel wręcz zastąpił go tym projektem, więc nie uniknąłem porównań w obiorze tej muzyki, a dzieje się tu naprawdę sporo, bo jest to kolejny zespół z łatką melodic death metalu, do tego świetnie wyprodukowany, z większą brutalnością poprzez vocale i pracę sekcji. Ta melodyjna surowość i brutalność jest okraszana sporą dozą mrocznej przestrzeni, tworząc niepokojąco urzekającą atmosferę.
  7. Heretoir „The Circle„. Słowem-kluczem do otwarcia się na ten album jest różnorodność. Klasyfikowanie bądź próba określenia, jaki styl dominuje na tym albumie po każdym przesłuchaniu przechyla mi się w inną stronę, w zależności od mojego nastroju. Jest tu dużo przyjemnych dla ucha post-rockowych pasaży, przeplatanych niepokojącymi melodiami, podlewanych wręcz blackowymi momentami. Jest to druga płyta naszych sąsiadów zza Odry, w odbiorze jest wręcz kojąca na przyziemne rozterki dnia powszedniego, doskonała do posłuchaniu w chwilach relaksu. Ciężko znaleźć słabe momenty, a rozpatrywana jako całość uważam, że się broni całkowicie swoją spójną w odbiorze, ale jednak mieszaniną stylów.
  8. Persefone „Aathma„. Progressive/Melodic Death Metal z Andory brzmi abstrakcyjnie, ale miałem okazje odwiedzić ten kraj i poczucie izolacji dobrze wpływa na pewno na tych kilku mieszkańców, skoro są autorami tak dobrego albumu. Dla mnie jest tu mocno wyczuwalny klimat Dream Theater z okresów Awake, ale bez takiej nachalnej pompatyczności w kompozycjach, w co potem popadli. Do tego, oprócz czystych wokali mamy tu bardzo dobre growle, sekcja widać, że ma ciągoty do brutalniejszego grania, ale sporo tu też melodii i klimatu, tworzonego przez elektronikę, pasaże przełamane są symetrycznymi rytmami świetnie budują nastrój, nawet jak są zwolnienia, to są idealnie spasowane z całością. Nie mu tu czasu na nudę, ta płyta wymaga od odbiorcy skupienia.
  9. SauleSaule„. Płyta debiutantów z Sosnowca urzekła mnie na wiele sposobów, jest to kompilacja wielu elementów, płyta na wskroś eklektyczna, ale w tym dobrym znaczeniu. Muzycy czerpią garściami pomysły zarówno od progresywnych meandrów melodii, aż do brutalnych, ale naznaczonych chłodem akcentów blackowych, aranże są nieoczywiste, utwory płynnie się rozwijają, zaskakując niejednokrotnie odbiorcę kolejnymi rozwiązaniami, do tego praca wokalisty i jego zakres od czystego śpiewu, wykrzykiwanych dramatycznie zaśpiewów, po brudne zasiarczone growle na pewno przykuwają uwagę. Przyklejanie temu albumowi łatki post-coś-tam jest zbyt oczywiste i chyba krzywdzące, krążek jest porostu atmosferyczny z klimatem pustki i samotności.
  10. Anathema „The Optimist„. Kolejna pozycja w dyskografii tego uwielbianego niegdyś przez mnie zespołu po raz kolejny wystawia odbiorcę na próbę, i to nie łatwą, bo po ostatnich płytach, na których chwytanie odbiorcy za serce poprzez emocje serwowane prze Brytyjczyków nie zawsze było na tyle mocne jak powinno. Poprzedni album nie przypadł mi do gustu po bardzo obiecującym „Weather Systems”. Tym razem otrzymujemy inną Anathemę, może nie z czasów początków, bo ta droga już dawno jest dla nich zamknięta, ale jest to album, który mógłby się śmiało znaleźć kilka lat po „Judgement”. Oczywiście w warstwie muzycznej ewolucja poszła mocno w tę bardziej elektroniczną stronę, ale są utwory, które świetnie rozbudzają słuchacza do poszukiwań we własnej duszy tego, czego tylko te dźwięki mogą dotykać do emocji, których pomimo tytułu poszukiwałbym po ciemnej stronie. Płyta do wielokrotnego smakowania.

Na koniec chciałbym jeszcze wspomnieć o dwóch albumach, które mnie bardzo przyjemnie zaskoczyły: pierwszy to Archspire„Relentless Mutation„- Kanadyjczycy zaserwowali najlepszy tech death metal od lat, jaki miałem przyjemność obcować, tę płytę po prostu trzeba przesłuchać, to 30 min totalnej jazdy. Drugi to Wintersun „The Forest Seasons” – album też do obowiązkowego przesłuchania, to taki wyraz mojej tęsknoty za kierunkiem, którym np. nie podążył Therion po Theli.

Ten rok wzbogacił moją kolekcję o bardzo ciekawe pozycje, ciężko, tak jak wspomniałem wcześniej, jest znaleźć przełomowe albumy, ale tych solidnych, do których z radością się wraca i po przesłuchaniu kilkukrotnym nadal mam ochotę odkrywać na nowo – nie brakuje, co cieszy, bo nie ma nic lepszego niż muzyka pobudzająca emocje.


Bartosz „Boro” Borowski (Lonker See, Borowski/Miegoń, Black Mynah)

Zacznę od tego, że wytypowanie 10 najlepszych płyt danego roku w moim przypadku już za tydzień byłoby pewnie inne, bo świetnej muzyki jest tak dużo, że co chwile przypomina się jakaś płyta, która w momencie, kiedy to piszę, uleciała z głowy, a przecież jak wyszła to była najlepsza ever. Jako że jednak podjąłem się tego wyzwania, postaram się być jak najbardziej uczciwy.

6 płyt w zestawieniu to płyty polskie, bo nasza scena mocna jest jak nigdy, 4 płyty to płyty zagraniczne. Nie licząc pierwszego miejsca, (które zaiste takowym jest) kolejność losowa:

  1. The Necks „Unfold”. Album absolutnie mistrzowski, którego brak w podsumowaniach z tego roku najbardziej mnie dziwi, zwłaszcza biorąc poprawkę na trendy panujące na naszym podwórku. Doskonały repetytywny klimatyczny jazz (dla fanów Lotto jak znalazł!)
  2. Pin Park „Krautpark” 
  3. Godflesh „Post Self” 
  4. Kurws „Alarm” 
  5. Kiev Office „Modernistyczny Horror” 
  6. Lotto „VV” 
  7. Bnnt „Multiverse” 
  8. Thivery Corporation „The Temple of I & I” (świetny powrót!)
  9. Columbus Duo „A Temps” 
  10. No Sister „The Second Floor” 

W rankingu nie uwzględniłem rzeczy wydanych przez nas w naszej wytwórni, gdyż uznałem to za niepoprawne politycznie, ale zachęcam do przejrzenia katalogu Music Is The Weapon, bo parę perełek w tym roku od nas wyszło. 


Ales Campanelli (The Erkonauts)

Zawsze było mi trudno przygotować listę ulubionych rzeczy. Nie przepadam za hierarchizacją tego, co mi się podoba. To ich całokształt ma znaczenie. Mogę patrzeć na te rzeczy inaczej jutro, ale biorąc pod uwagę dzień dzisiejszy, oto moje top z roku 2017. Wiele kapel ma również dla mnie wartość nostalgiczną. Mam zwyczaj kochać zespoły na zawsze.

  1. Samael „Hegemony„. Samaela uwielbiam od czasów Blood Ritual. Pamiętam, jak szokująca była ta okładka, nawet schowałem ją w moim pokoju. Bałem się! Od tego czasu każdy album, który wydali, był dla mnie świętem. Dodaj do tego cover Beatlesów i masz: mój album roku.
  2. Morbid Angel „Kingdoms Disdained„. Poprzedni krążek nie zadziałał na mnie, więc na serio byłem szczęśliwy i ulżyło mi, gdy wysłuchałem tego. Ich Azagthoth to genialny i bardzo unikatowy umysł.
  3. Robert Plant „Carry Fire„. Ten gość może zaśpiewać wszystko, a ja to kupuję. Po prostu.
  4. Sepultura „Machine Messiah„. Nic nowego, ale zawsze fajnie wrócić do Sepultury. Andreas Kisser to fantastyczny artysta, a mi naprawdę podobają się jego solówki.
  5. Bell Witch „Mirror Reaper„. Dużo tu basu. W jakiś sposób pasuje mi to.
  6. Cradle Of Filth „The Seductiveness of Decay„. Mam duży szacunek do Kredek. Rzucili materiałem opartym tylko na muzyce, co nie zdarza się dziś zbyt często. Więc oczywiście mają wyjątkowe miejsce w moim sercu. Do tego wspomnienia z czasów młodzieńczych… to dużo daje!
  7. Alice Cooper „Paranormal„. Być może jeden z najlepszych muzycznych wodzirejów na świecie. Zawsze uważałem, że jest spoko, a potem odkryłem, że Sinatra wykonywał jeden z jego numerów i teraz uważam, że to jest zajebistość w najczystszej postaci.
  8. Fleshkiller „Awaken„. Odkryłem ich rok temu dzięki Indie Recordings, mają w sobie coś, co naprawdę lubię. Dobry zespół, któremu uważnie się będę przyglądać.
  9. Hail The Sun „Secret Wars” (EP). Odkąd dzieliliśmy scene w 2010 roku z innym projektem, zawsze uważałem Hail The Sun za zespół, który robi wszystko tak, jak trzeba. Znają poczucie prawdziwej przyjaźni, są świetnymi ludźmi dla siebie i innych. Jestem pod wrażeniem wspaniałych rzeczy, które im się przydarzyły, a na które prawdziwie zasługują.
  10. Primus „The Desaturating Seven„. Na zawsze rewelacyjny Les Claypool. Nic dodać, nic ująć. Oprócz tego, że objechali Australię z Dean Ween Group i powinni powtórzyć to w miejscu, gdzie mógłbym też ich zobaczyć!

Bartłomiej Cyranowski (In Hell’s Duty)

  1. Black Anvil „As Was„. Nie znałem do tej pory wcześniejszych nagrań tego zespołu, dlatego pierwsze moje spotkanie z tym bandem uważam za bardzo udane. Naprawdę udany miks black metalowych patentów, co prawda mniej obskurnych, za to z nieco rockowym vibe’m. Dużo dobrych melodii, różnorodność wokali, trochę „szwedzizny”. Bardzo lubię.
  2. Dopelord „Children of The Haze„. Album bardziej klarowny w brzmieniu od poprzednich, co prawda stoner/doom metalowego ciężaru i „tłustych” riffów nadal nie brakuje, natomiast więcej w nim magii i „podniebnego” bluesa oraz samego Dopelorda. W tym gatunku pełnym „rip-off” bandów ciężko wymyślić koło na nowo, myślę jednak, że „Children of The Haze” pozwoliło chłopakom z Lublina wyjść jedną nogą poza krąg naśladowców.
  3. Mastodon „Emperor of Sand„. Jestem wielkim fanem drogi, jaką obrał ten zespół, począwszy od „Crack The Skye”, gdzie kolejnym głosem zespołu został perkusista Brann Dailor. Z płyty na płytę jest go coraz więcej i wyśpiewuje coraz bardziej hiciarskie refreny. Pomimo tego, że Amerykanie zaskakują mnie coraz mniej, uważam, że album zawiera masę świetnych riffów i melodii, co czyni go kolejnym bardzo dobrym albumem w dyskografii Mastodon.
  4. Mord’A’Stigmata „Hope„. Album, który już od pierwszych dźwięków mnie „kupił” i przez długi czas nie chciał wyjść z głowy. Twórczość Mord’A’Stigmata coraz pewniej wykracza poza ramy black/post metalu czego dowodem jest „Hope” – album bardzo szczery i smutny. Cztery kawałki tworzą bardzo spójny klimat niczym jeden, ponad 40-minutowy utwór, naturalnie lekko „płyną” a z drugiej strony wprawiają w niepokojący, tajemniczy nastrój.
  5. Aversio Humanitatis „Longing fot the Untold„. Mniej lub bardziej przypadkowe odkrycie z youtube. Bliżej mi nieznany black/death metalowy hord swoim nieco ponad 20 minutowym EP wzbudził we mnie niepohamowany zachwyt! Duszna atmosfera pełna niepokoju, wyłaniające się z drugiego planu charakterystyczne melodie, hipnotyzujące riffy i głęboki growl. Aversio chwilami kojarzy mi się z późniejszym Behemothem i Svart Crown. Świetne wydawnictwo.
  6. Grave Pleasures „Motherblood„. Oprócz raptem kilku dobrych numerów, „Dreamcrash” pozostawił po sobie raczej niedosyt i miałem mieszane uczucia co do „powrotu” tego bandu. Nie wiem czy w związku z tym goście z Grave Pleasures odrabiali jakiekolwiek lekcje, wiem natomiast, że ich najnowszy album to piosenkowy strzał roku, a utwory takie, jak „Infatuation Overkill” czy singlowy „Joy Through Death” spokojnie mogłyby znaleźć się na uwielbianym przez wielu „Climax”.
  7. The Black Dahlia Murder „Nightbringers„. Amerykanie z czarnej Dalii od kilku albumów począwszy od „Deflorate” bardziej zdecydowanie prezentują swoją wizję melodyjnego death metalu, na bardzo równym poziomie. Mniej w ich graniu elementów charakterystycznych dla gatunków metalcore/deathcore, z którymi są kojarzeni, więcej z kolei łupania i klasycznych solóweczek. TBDM na „Nighbringers” gra swoje, prezentując 9 zwięzłych, skocznych numerów w sam raz do potupania nóżką.
  8. Ulver „The Assassination of Julius Caesar„. Jest rok 2017 a Ulver nadal nagrywa to, na co ma ochotę. Świetny ukłon w stronę popu lat 80., niemal „taneczne” numery, bardzo dobrze zaśpiewane i bez grama pretensjonalności. Najlepszy album Depeche Mode w tym roku 😉
  9. TriviumThe Sin and the Sentence„. Po serii kombinacji i poszukiwań (producent Draiman, powrót do „klasycznego” grania na „Silence in the Snow” i rotacje na stanowisku perkusisty) straciłem zapał do dalszego śledzenia rozwoju wydarzeń u chłopaków z Florydy i nie miałem żadnych oczekiwań co do nowego albumu. Później pojawiła się krótka zajawka w sieci, tytułowy utwór i zostałem pozytywnie zaskoczony. Dobry, dojrzały materiał, obłędny garowy i zajebista produkcja. W kategorii „amerykański radiowy metal” – mój top.
  10. Venenum „Trance of Death”. Debiutancki longplay Venenum wprawia w tytułowy trans śmierci i szaleństwa, serwując death/black metalową miksturę podlaną opętanym klimatem. Jest szybko i głośno, jest wolno i niespokojnie. Wielowątkowe kompozycje i zaskakująca dynamika sprawiają, że album porywa w otchłań i długo nie pozwala się z niej wydostać.

Aleksander Czurko (Heresy Denied)

  1. The Faceless In Becoming a Ghost„. Czekałem na to wydawnictwo z niecierpliwością 5 lat. I nie zawiodłem się. Nowy album The Faceless, choć zupełnie inny od poprzedników, wciąż posiada ten sam Facelessowy pazur, a także pokazuje, że wciąż można grać death metal w nowy, świeży sposób. Uważam, że Keene, mimo całej kontrowersji zgromadzonej wokół swojej osoby, po raz kolejny udowadnia tą płytą jak genialnym jest kompozytorem. Chapeau bas.
  2. Veil of Maya False Idol„. Drugi, obok The Faceless, z moich ulubionych zespołów również pokazał klasę w tym roku. Album „False Idol” zachwyca od samego początku. Ocubo serwuje nam ogromną dawkę połamanych, fenomenalnych riffów, a Lucas Magyar pokazuje swój niesamowity range wokalny. Gorąco polecam.
  3. Alluvial The Deep Longing for Annihilation„. Rok 2017 rozpieścił mnie płytami trzech moich ulubionych gitarzystów – Michaea Keene’a, Marca Ocubo i właśnie Wesa Hauch’a. Ten ostatni wraz z Keithem Merrowem nagrał niesamowity, przepełniony cholernie chwytliwymi riffami album. Miazga.
  4. Kardashev The Alamanac„. Po niezwykle udanym „Peripety” Kardashev wrócił z większą ilością czystych wokali i…pozamiatał. Atmosfera tego albumu wgniotła mnie w fotel. Jest progresywnie, postowo, blackowo, death metalowo, djentowo…i moża by jeszcze wymieniać, ale lepiej posłuchać sobie tej doskonałej płytki.
  5. Fit For An Autopsy The Great Collapse„. FFOA nigdy nie zawiodło mnie żadną płytą. Po rewelacyjnym „Absolute hope, absolute hell” niecierpliwie czekałem na ich kolejnego długograja. I znowu się nie zawiodłem. Co więcej – Panowie dodali do swojej muzyki wiele progresywnych, gojirowych smaczków, nie tracąc na brutalności. Jest czego słuchać.
  6. Aversions Crown Xenocide„. Jak dla mnie zespół #1, jeśli chodzi o szeroko pojęty deathcore. Nic dodać, nic ująć.
  7. Thy Art Is Murder Dear Desolation„. Bardzo fajny powrót Australijczyków. Nie zaskakują niczym nowym, ale są po prostu zajebiści w tym, co robią.
  8. The Black Dahlia Murder  Nightbringers” – uwielbiam ich. A po tym albumie uwielbiam ich jeszcze bardziej. Doskonała płytka.
  9. Rings of Saturn Ultu Ulla„. Kosmici z RoS nie zawiedli. Co więcej dodali do swojej muzyki jeszcze więcej smaczków, a także catchy riffów. Słychać kunszt kompozycyjny nowego gitarzysty Miles’a Bakera, który idealnie zgrywa się z pomysłami Lucassa Manna.
  10. Polaris The Mortal Coil„. Mało słucham wypadkowej progresywnego metalcore’a/djent’u, ale to, co się słyszy na tej płycie przykuwa uwagę na bardzo długo. Damn riffs.

Erebos (Erebos, Srogość)

  1. Roger Waters Is This The Life We Really Want„. Wielki powrót wielkiego artysty. Płyta kojarzy mi się z The Wall i chyba dlatego znalazła się na pierwszym miejscu.
  2. Linkin Park One More Light„. Z początku, jak chyba większość ludzi, nie wierzyłem, że to prawda, ale kiedy dałem szansę nowej płycie LP okazało się, że to ma sens. I to jaki. 
  3. Decapitated Anticult„. Moim zdaniem najlepsze dokonanie Decapów po reaktywacji zespołu. Płyta potrzebowała kilku przesłuchań, żeby dobrze „siąść”, ale kiedy to zrobiła wszelkie wątpliwości zostały rozwiane.
  4. Mastodon Emperor Of Sand„. Kolejna płyta – kolejny majstersztyk. Chłopaki nie zwalniają tempa, oby tak dalej.
  5. Steven Wilson To The Bone„. Ten człowiek nawet popowy album zrobi tak, że wciska człowieka w fotel. Utwór pod tytułem Pariah  to według mnie prawdopodobnie najlepsza kompozycja tego roku.
  6. Body Count Bloodlust„. Kolejne odkrycie i kolejny cios. Ice-T wraz z ekipą pokazali, jak się robi ciężką muzykę, niejedni mogliby się od nich uczyć.
  7. Anathema The Optimist„. Po absolutnie genialnym Distant Satellites nowa płyta Anglików trochę odstaje, miejscami jest ociupinkę nierówna, ale Anathema nawet gorsze płyty robi świetne.
  8. Firespawn The Reprobate„. Pierwsza płyta tego zespołu, którą poznałem i od razu cios prosto w zęby.
  9. ObituaryObituary„. Bo geniusz tkwi w prostocie. I najlepszym deathowym wokalu.
  10. Sarke Viige Urh„. Poboczny projekt  Teda Skjelluma po raz kolejny udowadnia, że jak black metal, to najlepiej z Norwegii.

Tømas Erstein (Soupir Astral)

Każdego roku z tym samym skutkiem pytam siebie: „które albumy zaimponowały mi najbardziej?”. 2017 nie jest wyjątkiem. Dla mnie, ten muzyczny rok był szczególnie świetny, innowacyjny praktycznie dla wszystkich, od starych kapel po nowe odkrycia. Jak każdego innego roku, czuję frustrację, ponieważ zdaję sobie sprawę, że nie mogłem w pełni poradzić sobie z nadchodzącą muzyczną falą (a nawet przesłuchać pełnej gamy wydawnictw z roku poprzedniego).

Nie potrafię rozgryźć, dlaczego tak wiele utworów, a także zespołów, pojawia się rok do roku. Ale z pewnością większość kapel wysuwa na pierwszy plan bardziej udane i koherentne projekty, nawet jeśli mówimy o ich pierwszym opus. Szacunek za to.

A zatem wybrałem 10 piosenek – w kolejności przypadkowej, niektóre z nich (myślałem, że tak warto) mogą odnosić się do albumów, które mają nadejść w 2018 roku, które rzucają cień na jakościowe dzieła sztuki.

  1. Shining „Fiende ” 
  2. Heretoit „The Circle” 
  3. Fen „Winter” 
  4. Solstafir „Berdreyminn” 
  5. Wolves In The Throne Room „Thrice Woven” 
  6. Satyricon „Deep Calleth Upon Deep” 
  7. Throane „Plus Une Main À Mordre” 
  8. Arkhon Infaustus „Passing the Nekromanteion” 
  9. Esoctrilihum „Mystic Echo From A Funeral Dimension” 
  10. Imber Luminis „Nausea” 

G.K. – (Kyy)

  1. OfermodSol Nox” 
  2. Acherontas Amarta (Formulas of Reptilian Unification Part II)” 
  3. Desolate Shrine Deliverance from the Godless Void” 
  4. Azarath In Extremis” 
  5. AcrimoniousEleven Dragons” 
  6. Engulfed Engulfed in Obscurity” 
  7. Aosoth V: The Inside Scriptures” 
  8. Anima Damnata Nefarious Seed Grows to Bring Forth Supremacy of the Beast” 
  9. PersecutoryTowards Ultimate Extinction” 
  10. White Death s/t” 

Kamil Haidar (Lion Shepherd)

  1. Robert Plant Carry Fire„. Oczekiwałem tego albumu bardzo po świetnym Lullaby and The Ceaseless Roar. Jako wielki fan solowych dokonań Planta, z przykrością muszę stwierdzić, że umieszczam ten album na liście z sentymentu i grzeczności. Tym razem niczym mnie nie zaskoczył, nie poraził mnie tak, jak poprzednik, i rzadko gości w moim odtwarzaczu. No, ale wyszedł, Robert Plant ciągle jest aktywny i ma naprawdę świetny band, więc wypada o tym albumie wspomnieć.
  2. Ulver The Assassination of Julius Cesar„. Kompletnie mnie rozwaliła ta płyta, a usłyszałem ją dość późno. Kiedy ekstremalni metalowcy zaczynają elektroniczne jazdy i romansują z mrocznym popem, to wychodzi taka właśnie perełka.
  3. Foo Fighters Concrete and Gold„. Uważam Dave’a Grohla za geniusza muzycznego, mimo że jego post-nirvanowskie wcielenie długo musiało mnie do siebie przekonywać. Ale są, nagrali kolejną petardę bez oglądania się za siebie i zasłużenie są teraz uważani za gigantów rocka.
  4. Decapitated Anticult„. Agresja, moc, bardzo dobre kompozycje i światowy poziom. Bez względu na syf, który się wokół zespołu teraz dzieje trzeba wspomnieć, że nagrali kozacki album. Myślałem, czy tego podsumowania nie podzielić na Polska/Świat ze względu na Decapów, ale uważam, że byłoby to nie fair. Oni w jednym szeregu stoją z bandami wymienionymi powyżej, i to, że pochodzą z Polski, może tutaj być tylko miłą wzmianką a nie klasyfikatorem.

Tomasz Hoffman (Sounds like the end of the world)

  1. Code Orange Forever„. Ciężka płyta roku. Nostalgiczny walec prosto w twarz – absolutny metalowy fenomen. Jeśli ich nie znasz – zmień to! Nominacja do Grammy  2017 jak najbardziej zasłużona. Utwór na pierwszy ogień: No one is untouchable.
  2. Hidden Orchestra Dawn chorus„. Solowy projekt producenta, kompozytora i aranżera Joe Achesona prosto z deszczowego  Brighton. Dawn chorus to idealnie podane danie, gdzie głównymi składnikami  są ambient, chillout, downtempo, future jazz. Utwór na pierwszy ogień: Long orchard.
  3. DJ ShadowThe mountain has fallen (EP)„. Pionier i geniusz samplingu DJ Shadow stale utrzymuje się w czołówce moich ulubionych wykonawców. Konsekwentnie  trzyma się wytyczonej ścieżki i raczej niechętnie romansuje z mainstreamem. Utwór na pierwszy ogień: Corridors.
  4. Goldie Journey man„. Nawet małe dzieci już wiedzą, że nastały ciężkie czasy dla muzyki jungle i drum’n’bass. Jednak Goldie –  niekwestionowany król gatunku powraca z nowym albumem. Inspirujące dzieło mistrza. Utwór na pierwszy ogień: I adore You.
  5. Foo Fighters „Concrete & Gold”. Dłuższy komentarz jest zbędny. Foo Fighters konsekwentnie, z siłą miliona buldożerów realizuje obrany cel –  robienie doskonałych energetycznych kompozycji rockowych. Utwór na pierwszy ogień: Run.
  6. Mark Giuliana Jazz Quartet Jersey„. Każdy muzyk ma swoich bohaterów i idoli. Mark Giuliana jest zdecydowanie tym kimś dla mnie. Nie zważając na to, że kojarzony jest głównie ze sceną jazzową, udziela się także w innych gatunkach. To właśnie jego wybrał David Bowie jako perkusistę, który nagrał ścieżki na jego album „Blackstar”.  Utwór na pierwszy ogień: BP.
  7. Benny GrebGrebruit 2„. Benny Greb to niekwestionowany innowator gry na perkusji, który wymyka się wszelkim próbom zaszufladkowania. Jego pierwsza solowa płyta była fenomenem – druga jest mistrzostwem. Polecam nie tylko perkusistom. Utwór na pierwszy ogień: Jesus he knows me (cover).
  8. Gorillaz „Humanz”. Animowana ekipa na czele z ojcem założycielem Damonem Albarnem powraca w doskonałym  piątym pełnowymiarowym krążkiem – Humanz.  Materiał na płycie jest bujający, spójny i niewiarygodnie „siedzi”.  Utwór na pierwszy ogień: Ascension.
  9. Nine Inch Nails Add violence EP”. Wielu postawiło już krzyżyk na Trencie Reznorze, twierdząc, że spokorniał, a jego muzyka przestała już mieć ten pazur co kiedyś. Na szczęście są to raczej recenzenci nić słuchacze. Ci, którzy szukają  w  najnowszym wydawnictwie NIN agresji z dawnych lat raczej się zawiodą. Słuchając tego materiału odczuwa się nieprzeniknione odczucie ogromnej pustki. Utwór na pierwszy ogień: This isn’t a place.
  10. Kendrick Lamar DAMN„. Kendrick Lamar swoim czwartym albumem udowadnia, że nie bez kozery okupuje wysokie  miejsce w czołówce światowego rapu. Ten artysta ma na siebie pomysł, nie kopiuje innych, doskonale opowiada rapem oraz ma bity, które okrutnie swingują. Utwór na pierwszy ogień: DNA.

Szczepan Inglot (Shodan, Banisher)

  1. Morbid Angel Kingdoms Disdained„. Od kiedy wiadomo było, że Steve Tucker wraca do Morbid Angel i wraz z Treyem przystępują do tworzenia nowego albumu, stało się oczywiste, jak to będzie brzmieć. Kingdoms Disdained, choć nie ma raczej hitów na miarę Day of Suffering czy Immortal Rites, stanowi zbity monolit z betonu i czaszek wrogów. Zero zaskoczenia. Doskonale.
  2. Algiers The Underside of power„. Unikalna hybryda post-punka, chamskiej elektroniki, soulowego, niemal teatralnie emocjonalnego wokalu i aktywizmu społecznego. Na żywo- jedna z najlepszych formacji jakie miałem okazje oglądać kiedykolwiek i moje osobiste odkrycie roku.
  3. Excommunion Thronosis / Bestia Arcana – Holokauston / Nightbringer – Terra Damnata„. Panowie z Ameryki powiązani z formacjami Nightbringer, Bestia Arcana i Excommunion to mniej więcej ten sam zestaw osobistości. Bez znaczenia, czy nagrywają apokaliptyczny black metal o zagładzie rasy ludzkiej, opatrzone symfonią klątwy prastarych indian czy betonowy death metal spod bandery Excommunion – poziom zawsze jest mistrzowski. Czapki z głów.
  4. Satyricon Deep Calleth Upon Deep„. Satyricon właściwie nie zawodzi. W ich dyskografii nie uraczymy słabej płyty i tak się stało tym razem. Same bengery, fantastyczne riffy, totalnie zajebiste bębnienie Frosta i ten surowy sound. I kogo przy takim materiale obchodzą okładki? 🙂
  5. Godflesh Post Self„. Każdy kto kiedykolwiek Godflesh słyszał, może mieć wyobrażenie jak może brzmieć kolejny album tejże formacji. Dodam tyle, że wraz z wydaniem Post-Self udowodnili, że są w znakomitej formie.
  6. In Twilight’s EmbraceVanitas„. Temat tej płyty i transformacji hordu In Twilight’s Embrace, był obgadany na fejsiku przez wybitnych komentatorów sceny długo, mocno i wytrwale. Nie ma sensu się rozwodzić czy to jeszcze At The Gates czy już Mgła. Ja w ITE znajduję tożsamość, którą totalnie kupuję.
  7. RogalDDL Nielegal 217„. Żaden żart. Uliczny rap to absolutnie moja słabość, a Rogala uważam za wirtuoza tej sceny. Oprócz tego, że porusza dokładnie te tematy, których moglibyśmy się na płycie o nazwie „Nielegal” spodziewać, robi to, sprawiając wrażenie totalnie poodklejanego psychopaty.
  8. Idles Brutalism„. Charyzmatyczny ansambl Idles na Brutalism prezentuje naładowany wkurwieniem, zaangażowany politycznie i społecznie punk, poruszający szereg niewygodnych społecznie tematów. No i to są serio zajebiste piosenki, których chcę się słuchać. Wszystko jest taka jak powinno być.
  9. Decapitated Anticult„. Ja wiem, że to nie jest Nihility, ani nawet Organic Hallucinosis. Ja wiem, że Decapitated stało się festiwalowe, koniunkturalne, niezobowiązujące, proste, obrzydliwie przystępne i bujające. I chuj. Ten album, choć powiela proste klisze i tzw. „metalowe pierdolonko” po amerykańskich odpowiednikach typu Devildriver czy inne Lamb of God, nawet gdy Wacek&Co zmienił swój target na zdecydowanie większy, Decapitated rozpierdala całą tamtejszą scenę koncernowego metalu po kątach. Anticult przez całą długość jej trwania zapierdala do przodu i sprawiło mi to w tym roku strasznie radochy. No i ta produkcja.
  10. Ulver The Assassination Of Julius Caesar„. Długo nie kupowałem zachwytu nad tym albumem. Ot kolejny, ładny i urokliwy atak Ulvera na nową stylistykę. Padło na synth-pop. Jak zwykle zgrabne, pięknie brzmiące, lecz nic ponadto. Wszystko się pozmieniało, gdy tę muzykę usłyszałem i zobaczyłem na żywo. Z tymi wszystkimi laserkami rysującymi na ścianie jelenie rogi, legionistów i niebo nad publiką. Teraz słuchając The Assassination Of Julius Caesar, nie mogę wyrzucić tych widoków z pamięci. Magia.

Janus (Northern Plague)

Ze względu na to, że wszystkie te albumy są kompletnie inne, jednoznaczna ocena tego, który jest lepszy, a który słabszy jest niemiarodajna. Ponumerowałem zatem tylko podium, a resztę ułożyłem alfabetycznie. Zabrakło mi w tym roku dobrej progresywy, ale za to ekstrema obrodziła w niezłe płyty.

  1. ShpongleCodex 6„. Absolutny majstersztyk zarówno pod względem kompozycji, jak i produkcji. Bogate aranże oparte w zaskakująco dużej mierze na żywych instrumentach, różnorodne metra, zgrabne łączenia utworów, a przede wszystkim energia i polot, których brakowało mi nieco po Nothing lasts… But nothing is lost. A ’Celestial Intoxication’ oparty na klave i gitarowe solo na końcu – no magia.
  2. Body CountBloodlust„. Bardzo ciekawy album. Kiedyś coś mi się obiło o uszy, że Ice-T nagrał utwór ze Slayerem, ale nie spodziewałem się tego, co usłyszałem na tej płycie. Gościnnie wystąpili tu: Mustaine (na szczęście niedużo), Max Cavalera i Randy Blythe. Szczególnie polecam utwór nagrany z tym ostatnim – Walk With Me…’– riff i rytm wokali totalnie mnie kupiły. Utwory są zwykle poprzedzone komentarzem Ice-T wyjaśniającego tło polityczne tematyki utworu, a w przypadku coveru Raining Blood połączonego z Postmortem, który zresztą został zagrany karkołomnie, historii powstania samego Body Count.
  3. Morbid AngelKingdoms Disdained„. Album, na który bardzo czekałem i opłaciło się. Już od początku słychać, że Azagthoth postanowił zrezygnować z eksperymentów i dał nam płytę będącą death metalem tak rasowym, jak to tylko możliwe. Mnóstwo solidnych riffów opartych na 7-strunowych gitarach, p o t ę ż n y głos Steve’a Tuckera, NARESZCIE dobra produkcja. A The Righteous Voice to moim zdaniem najlepszy miażdżyciel na krążku.
  4. AzarathIn Extremis„. Nie będę się tu rozwodzić, bo wiadomo, za co się ceni Azarath – za wybuchające wpierdolometry. Otóż zdziwienia nie ma – wybuchły.
  5. Bell WitchMirror Reaper„. Wolne, smutne, dość melodyjne – jak to funeral doom.
  6. DecapitatedAnticult” Na początku mi się spodobała, potem znielubiłem, aż w końcu doceniłem. Wszystko się tu zgadza: kompozycja i wykonanie są na światowym poziomie. Można nie lubić kierunku, w jakim poszli, można gęgać, że podobne do 'Blood Mantra’, ale nadal jest to jeden z lepszych albumów 'made in Poland’ ostatniego roku.
  7. HateTremendum„. Nagrane w naszym kochanym Sound Division Studio w Warszawie. Okazuje się, że można grać black metal w Polsce i brzmieć zajebiście. Muzycznie mucha nie siada, kompozycje są złożone, przemyślane, dobre riffy często zalatujące lasem i solówki Domina robią piękną robotę.
  8. ImmolationAtonement„. Immolation to klasa sama w sobie. Kolejny raz rozjeżdżają słuchacza ultra-ciężkim walcem drogowym z ryczącym niedźwiedziem w kabinie, a całość ocieka epickością.
  9. PylarA Ella Te Conduce La Sagrada Espyral„. Trafiłem na tę płytę zupełnie przypadkiem i jeszcze większym przypadkiem ona trafiła w mój gust. Brzmi jakby była nagrana na magnetofon w 1993 w suwalskim domu kultury, ale nie jestem pewien, czy nie było to celowe. Dziwna, bardzo przestrzenna mieszanka doomu z rockiem psychodelicznym, pochodząca podobno z Hiszpanii. Polecam epickie zakończenie – jest totalnie epickie.
  10. ThawGrains„. Miałem wysokie oczekiwania do tej płyty i się nie zawiodłem. Klimat jest duszny i psychodeliczny, a jednocześnie przejmująca pustka bije z miksu. Samo brzmienie jest bardzo piwniczne, co akurat przypadku muzyki Thaw działa na plus i jest jak najbardziej na miejscu. W ucho wpadł mi najbardziej riff kończący album. Grains cały czas przywodziło mi na myśl pewien koszmar senny z czasów wczesnego dzieciństwa – ciekawe doświadczenie.

Łukasz „Kuman” Kumański (Proghma-C, Me and That Man)

Ten rok był bardzo pracowity, więc nie miałem zbyt wiele czasu na poszukiwania nowych rzeczy, zresztą nie jestem typem „wyszukiwacza” i raczej czekam aż coś na mnie przypadkowo „spłynie”.  Niekoniecznie będę w takim razie wspominał tylko o rzeczach wydanych w 2017 r.  

  1.  Ulver „The Assassination of Julius Caesar”. Zdecydowanie jedną z najczęściej słuchanych przeze mnie płyt był nowy Ulver. To pierwsza ich płyta, którą kupili mnie w całości. Zajebiście lubię popowe rzeczy z lat 80., a to właśnie taka płyta. Świetne, mroczne, cudownie wyprodukowane piosenki. Cios!!!
  2. Talk Talk „Spirit of Eden” (1988). Czasem tak mam, że zupełnie przypadkowo dociera do mnie skrawek, moment jakiejś piosenki. Łapie na haczyk. Wyszukujesz i włączasz całą płytę i jest koniec. Tak miałem pod koniec roku z Talk Talk, która liczy sobie już ponad 30 lat! To uświadamia też, że istnieje w ch..j dobrej muzyki, na którą jeszcze przypadkowo nie trafiłem 🙂 Cieszy mnie to.
  3. Algiers „The Underside of Power”. Mocna, przekonywująca rzecz. Coś jakby połączyć Rage Against the Machine, blues Delty, The Prodigy i Hozier w jedno. Nawet pierwsze skojarzenie, które mi przyszło do głowy, że to właśnie taki wkur….ony Hozier, za którym – krótko mówiąc – nie przepadam. Zajebiście oryginalna, agresywna, ale melodyjna rzecz! Takie soniczne rzuty koktajlami mołotowa.

Z polskich rzeczy na pewno bardzo trafił do mnie ostatni Azarath. Kolokwialnie rzecz ujmując – tu nie ma je…ania po krzakach 😉 Nie przepadam za death metalem, ale to jest prawdziwe. Tutaj diabeł nie wylatuje na ciebie z lodówki w śmiesznym makijażu a’la Abbath. Tutaj mrok jest między wierszami. Bardzo intensywne, więc dawkować należy mądrze, najlepiej partiami. Miazga!

Król „Wij” i „Przez Sen” – obydwie sprzed 2017. Dla mnie trochę mix soundtracku z Pana Kleksa z Cocteau Twins! Senna atmosfera, niepokój. Wydobywa ze mnie atmosferę kilkulatka. Polska – jesień – lata 80. Jedna z nielicznych rzecz, o których mówię/myślę, że ma polski pierwiastek i nie czuję się przy tym zażenowany.

W 2018 czekam przede wszystkim na nowy A Perfect Circle!


Mateusz Kujawa (Jarun)

Ciężko jest w połowie grudnia wybrać 10 albumów z danego roku, kiedy przesłuchało się w ciągu ostatnich 12 miesięcy od cholery muzyki z rożnymi datami wydania. Podjąłem sie jednak zadania i podszedłem do tematu jak najlepiej umiałem, i jak czas mi na to pozwolił. Kolejność jest bardziej losowa, niż odpowiadająca moim preferencjom. Po prostu nie mam w zwyczaju katalogować muzyki na zasadzie – kolejno odlicz. Albo coś jest dobre, albo ssie. Mimo tego życzę miłej lektury:

  1. Pagan AltarThe room of shadows„. Panowie z tej kapeli wysmażyli chyba najlepszy album według mnie. Brzmienie bdb, utwory zachowują klimat typowo hard rockowy/ heavy metalowy z elementami celtyckiej ludowości i niesamowitości. Według mnie najlepsze wydanie w tym roku.
  2. MalokarpatanNordkarpatanland„. Jest to srogi strzał od Słowaków. Bardzo dobrze zagrana fuzja black heavy i thrash metalu, nawiązująca również do ludowości i koszmarów pijaków z wiejskich karczm. Smaczne i ciekawe połączenie.
  3. Manilla RoadKill the king„. Na mojej liście nie mogło zabraknąć tej hordy. Ponadczasowi piewcy true metalu, którzy od tylu lat konsekwentnie grają prawdziwy metal. Każde ich wydawnictwo to wieczny kvlt. Klasyczny heavy metal dla 'true warriors’. Kill.
  4. VarmiaZ mar twych„. Debiut pogan z Olsztyna. Srogi wpierdol naznaczony bardzo mocno słowiańskim folkiem. Bez zbędnych potupajek, wesołych skrzypeczek i ogólnie bez żadnych elementów folkowych dających słuchaczowi raka. Mroczny klimat połączony ze srogim nakurwem. Coś wspaniałego.
  5. BiesyNoc lekkich obyczajów„. Projekt muzyków znanych z takich kultowych bandów, jak Odraza i Outre. Bardzo dobry polski 'bleczur’, zagrany nieszablonowo i oryginalnie. Co się będę rozwodził. Za takie płyty uwielbiam polską scenę.
  6. Morbid AngelKingdoms Disdained„. Death metal nigdy nie był moim ulubionym gatunkiem. Wkurwia mnie w tym gatunku wiele rzeczy, o których nie ma sensu pisać. Jedyne płyty, których mogę słuchać, to czysty oldschool ze szwedzkiej lub florydzkiej szkoły. Najnowszy album Morbid Angel zarówno brzmieniowo, jak i kompozycyjnie przypomina mi wczesne dokonania grupy, do których srogo się pałowałem za młokosa. Bezkompromisowy wpierdol w stylu starej szkoły – tyle mi wystarczy.
  7. MorkEremittens dal„. Jest wiele kapel, które grają generic black metal nie wnoszący absolutnie nic do gatunku. Czy to dobrze, czy źle – nie mnie to oceniać, zaś Norwegowie z Mork umieją w starą szkołę bezapelacyjnie. Ich najnowszy materiał przypomina mi wczesne black metalowe dokonania Darkthrone – to mi robi bardzo dobrze. Tyle mi wystarczy.
  8. The Ruins of BeverastExuvia„. Jest to album, który zawiera najmroczniejszą muzykę, jaką kiedykolwiek w życiu słyszałem. W moim odczuciu jest to black metal pomieszany z pierwszymi płytami Dead Can Dance. Pierwszy raz w życiu miałem gęsią skórkę, słuchając tego materiału. Płyta ta, wprowadza słuchacza w pewnym sensie w trans, z którego nie sposób tak łatwo się wyrwać. Coś wspaniałego.
  9. In Twilight’s EmbraceVanitas„. Do najnowszego wydawnictwa tej kapeli podszedłem na sucho, gdyż nie słuchałem ich wcześniejszych dokonań. Jednak ich najnowsza płyta zachęciła mnie do wgłębienia się w tą hordę. Jest to bardzo dobrze zagrany i wyprodukowany melodyjny black z wpływami death metalu. Wszystko w tej płycie gra i buczy, jak powinno. Ukłony dla pana wokalisty za ciekawą barwę i nienaganną emisję dźwięku.
  10. Wędrowcy Tułacze ZbiegiKorpus czechosłowacki„. Ostatni długograj tego projektu sprawił, że katowałem replay chyba dobre dwa tygodnie. W tym roku wydana została ich EP-ka i powiem szczerze: nie zrobiła mi tak dobrze, jak poprzednie wydawnictwo, ale jest ona bardzo przyjemna, podoba mi się ta grafomania w tekstach i ciekawe aranże. Jest jednak dla mnie trochę za wesoła w porównaniu do poprzedniczki. Mimo tego, jest to wydawnictwo na tyle dobre, że postanowiłem, aby je umieścić na mojej liście.

Giuliano Latte (Scuorn)

  1. Septicflesh „Codex Omega” 
  2. Enisum „Seasons Of Desolation” 
  3. Progenie Terrestre Pura „oltreLuna” 
  4. Pàrodos „Catharsis” 
  5. Auðn „Farvegir Fyrndar” 
  6. Cannibal Corpse „Red Before Black” 
  7. Nokturnal Mortuum „Істина” 
  8. Au-Dessus „End of Chapter” 
  9. Ex-Deo „The Immortal Wars” 
  10. Alchimia „Musa” 

Mauser (ex-Vader)

  1. Cavalera ConspiracyPsychosis„. Przypomina mi to starą Sepulturę z czasów Beneath The Remains. Niesamowita energia i bardzo fajne wykonanie. Niewielu zespołom udaje się przywrócić ducha czasów muzyki metalowej lat 90. Z pewnością jest to mój faworyt jeżeli chodzi o rok 2017.
  2. Arch Enemy Will To Power„. Arch Enemy właściwie nie zmienia się od już co najmniej kilku płyt. Kolejna płyta z nową wokalistką, która perfekcyjnie wpisuje się w to, co Arch Enemy robi od lat. Lubię ten band za dużą dawkę melodii w muzyce w połączeniu z ciężkim metalowym graniem. Niby nic nowego, a jednak cieszy, jak zawsze.
  3. Veil Of Maya False Idol„. Po raz pierwszy usłyszałem ten zespół na wspólnej trasie, jaką graliśmy w US razem z nimi. Zaskoczyła mnie sprawność gitarzysty i sposób aranżacji utworów. Od tamtego czasu generalnie śledzę poczynania zespołu i zawsze odsłuchuję każdy nowy album, jaki się ukazuję. Kawał dobrej lekko pokręconej muzy z fajnymi wokalizami. Spokojnie mogę polecić w ciemno każdemu.
  4. Azarath In Extremis„. Uwielbiam ten zespół za bezkompromisowość i totalne oddanie w służbie śmierć metalu. W Polsce w metalowych kręgach nikomu nie trzeba ich przedstawiać, a ich legenda dorównuje legendzie o smoku wawelskim.
    Płyta, która klasyfikuję jako “płytę totalną”w gatunku. Chcesz posłuchać extremy, włącz Azarath! Totalna rekomendacja dla śmierć metalowców. Nie ma co więcej napisać, bo każdy komentarz jest zbędny.
  5. DecapitatedAnticult„. Dla mnie chyba najlepsza płyta w historii zespołu. Bardzo dojrzałe aranżacje, fantastyczna produkcja. Niemniej jednak wciąż czekam na ich płytę, gdzie Wacek będzie grał więcej solówek niż do tej pory. Czuję z tego powodu pewien niedosyt. A szkoda…Generalnie bardzo fajnie i sprawnie technicznie. Lubię takie granie.
  6. Septicflesh Codex Omega„. No to już prawie jak czarna symfonia. Świetne połączenie ciężkiego grania z elementami symfonicznymi. Wszystkiego dopełnia fantastyczna gra perkusisty. Septicflesh rozwija skrzydła coraz mocniej i szerzej. Słychać duży postęp w rozwoju muzycznym. Po wysłuchaniu całej płyty jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Super klimat, super muza.
  7. August Burns Red Phantom Anthem„. Przypadkowo zasłyszane na youtube i tak zapoznałem się z najnowszym dokonaniem zespołu, jakim jest Phantom Anthem. Wchodzi mi ta płyta po prostu doskonale. Bardzo lubię te nowe amerykańskie produkcje. Bardzo sterylne, czasem aż za bardzo. Jednak słucha się tego znakomicie. Jest tam właściwie wszystko – od growlu po zwykłe śpiewanie. W muzyce jest słodko, ciężko i mrocznie zarazem. Są nawet blasty. Czyli jest wszystko. Warto się zapoznać.Zawsze to coś nowego, innego.
  8. Hate Tremendum„. Hate zawsze nagrywało dobre płyty, ale ta ostatnia zasługuje na większą uwagę. Jest mrocznie aż do bólu, co odnotowuje jako plus. Słychać, że zespół podąża własną drogą i nie ogląda się za siebie. Jest tak, jak lubię i za to zawsze ceniłem Hate. Płyta wolniejsza niż pozostałe za to bardziej klimatyczna. Więcej tu zagrywek black metalowych, co nadaje pewnego charakteru całej płycie. Spokojnie można słuchać przy świecach.
  9. Amaranthe Maximalism„.  Totalna metalowa dyskoteka, ale lubię się przy tym odprężyć. No i płyta jako całość przypadła mi do gustu. Wchodzi lekko i nie męczy. Bardzo fajne solówki gitarowe i ładne wokale. Taka odskocznia od metalowej rzeźni. Warto sprawdzić samemu.
  10. Kreator Gods Of Violence„. Kreator to po prostu Kreator. Zawsze lubię,lubiłem i lubić będę. Płytę łykam jednym ciągiem. Taka prawdziwie hiciarska płyta. Co numer jest tylko lepiej. Cała masa teledysków z tej płyty na youtube to też świetna promocja nowego wydawnictwa. Kreator przeżywa swoisty renesans i to wykorzystują to w stu procentach. Kto jeszcze nie słuchał, to pała i złamas 😉

Diego Mediano (When Icarus Falls)

  1. Converge „The Dusk in Us” 
  2. Dan Auerbach „Waiting On A Song” 
  3. Chelsea Wolfe „Hiss Spun” 
  4. The National „Sleep Well Beast” 
  5. Warhaus „Warhaus” 
  6. Zeal & Ardor „Devil is Fine” 
  7. Rosetta „Utiopoid” 
  8. Ulver „The Assassination of Julius Caesar” 

Mister (Trauma)

Polska:

  1. RedemptorArthaneum” 
  2. Decapitated  Anticult” 
  3. MasachistThe sect ( death REALigion)” 
  4. AzarathIn Extremis” 
  5. Hate Tremendum” 
  6. Deivos Endemic Divine” 
  7. CenturionExtinction”  
  8. Planet HellMission One” 
  9. Offence Adoration Of black Kingdom” 
  10. Repossession Repossession” 

Świat:

  1. Morbid Angel Kingdom Disdained” 
  2. FirespawnThe Reprobate”  
  3. Immolation Atonement”  
  4. Suffocation …Of The Dark light”  
  5. SepticfleshCodex Omega”  
  6. Cannibal Corpse Red Before Black”  
  7. Thy Art Is MurderDear Desolation”  
  8. Artificial Brain Infrared Horizon”  
  9. Cut Up Wherewer They My Rot”  
  10. Dyscarnate With All Their Might”  

Reto Mäder (Sum of R)

  1. Ex Eye Ex Eye”  
  2. Bell Witch Mirror Reaper” 
  3. GlerAkur The Mountains Are Beautiful Now” 
  4. Blut Aus Nord Deus Salutis Meae” 
  5. PH Eternal” 
  6. Big BraveArdor” 
  7. Protomartyr Relatives In Descent” 
  8. Siinai Sykli” 
  9. Les Discrets Prédateurs” 
  10. AtriarchDead As Truth” 

Planet Hell

Planet Hell kolektywnie dzieli się tym, co zwróciło ich uwagę w 2017 roku.

Poza listą poniżej, jednogłośnie pierwsze miejsce w Polsce otrzymał Redemptor z albumem Arthaneum. W wydawnictwach światowych „palmę pierwszeństwa” przyznajemy albumowi Immolation Atonement.

Poza tym rządzą:

  1. Dying Fetus Wrong One To The Fuck With” 
  2. MerkabahMillion Miles” 
  3. OverkillThe Grinding Wheel” 
  4. Suffocation …Of The Dark Light” 
  5. MastodonEmperor Of Sand” 
  6. Morbid AngelKingdoms Disdained” 
  7. Emptiness Not For Music” 
  8. HorrorscopeAltered Worlds Practice” 

PsychoT (Psychotype)

  1. Decapitated „Anticult„. Zdecydowany numer jeden nie tylko na polskim rynku. Doskonały album. Klimat, aranże, rytmika … genialnie przemyślane, dojrzałe, świeże i do tego wspaniale zagrane. Dla mnie to wulkan energii i inspiracji .Tak się mieli!!! Trzymam kciuki za chłopaków w sprawie Spokane. I czekam na następcę Anticult; kierunek, w którym się rozwijają trafia do mnie w 100%.
  2. DoolHere now, there then„. Ten album to najlepszy debiut 2017 roku. Rytualnie przebojowe utwory, ale nie przesłodzone i zagrane z pełną gracją. Magiczna płyta , bardzo często do niej wracam.
  3. Cannibal Corpse Red Before Black. Chociaż ich styl nie zmienia się od lat, pierwsze 4 utwory na tym albumie po prostu urywają łeb. Cannibal Corpse w przeciwieństwie do wielu innych death metalowych kapel z tak długim stażem wiedzą jak nie zepsuć swojej renomy. Długo czekałem na ten album i nie zawiodłem się. RBB gniecie totalnie.
  4. Ulver The Assassination Of Julius Caesar„. Ulver to mój azyl od natłoku jazgotu i ciężkiego grania . Odkąd pamiętam zawsze mnie inspirowali i zadziwiali. Ale po tak głęboko ambientowym ATGCLVLSSCAP nie spodziewałem się, że polecą aż tak przebojowo. Uwielbiam ten album.
  5. Bell Witch Mirror Reaper„. Zgaś światło, włącz Mirror Reaper i popłyń w otchłań wraz z dźwiękami tego albumu. Myślę, że w ta pozycja powinna być poza rankingiem … to coś unikalnego.
  6. Immolation Atonement„. Świetna robota Rossa Dolana, to chyba najlepszy album pod względem wokalnym. Poza tym wiedziałem, że na Immolation nie można się zawieść . Od wielu lat serwują doskonały death metal. Okrutna chłosta!!!
  7. Lunatic Soul Fractured. Mariusz Duda rozwija się w świetnym kierunku. Gdy usłyszałem A Thousand shards of heaven, od pierwszych dźwięków wiedziałem, że będzie to jeden z moich ulubionych albumów tego roku. Ogromny szacunek dla kompozytora.
  8. Paradise Lost Medusa„. Miło się słucha tego albumu w drodze do pracy, choć chwilami przypomina mi to granie My Dying Bride albo Type O Negative. Wolałbym, żeby wracali bardziej do swoich korzeni, mam tu na myśli do Draconian Times. Klimatycznie fajnie zrobiony album i świetne wokale Nicka H.
  9. Septicflesh Codex Omega„. Album z bardzo dużym potencjałem, fajnie się słucha, świetnie przemycone symfoniczne motywy przeplatane z ciężkim death metalem – kupuję to!!! Ale szkoda, że SF trzyma się ścieżki, którą wyznaczyli na The Great Mass. Gdyby ten album oddychał tak, jak Communion, byłaby to petarda.
  10. Code Orange Forever„. Pierwszy raz spotkałem się z tym zespołem na koncercie Gojira, występowali jako support. Porwali mnie na żywo! Album jest dość nowatorski i ma fajny klimat, choć jak dla mnie brzmienie mogłoby być bardziej czytelne. Ogólnie ciekawa muzyka i w końcu coś nowego.

Plasma  (Koronal)

  1. Meshuggah The Violent Sleep Of Reason„. O Meshuggah chyba już wszystko napisano. Nie jest to mój ulubiony album tego zespołu, ale każda płyta tych wariatów to absolutne dzieło sztuki. Przy tym krążku Panowie wrócili do bardziej organicznego brzmienia. Świetnie się tego słucha.
  2. The Black Dahlia Murder Nightbringers„. Melodyjny death metal z pierwszej ligi. Szybkie tempa, świetne solówki. Upiorny wokal Trevora świetnie się sprawdził w tych numerach. Mimo roszad w składzie, chłopaki nagrali moim zdaniem najlepszy album od czasu słynnego „Nocturnal”. Tym bardziej się cieszę, że miałem możliwość zagrać z nimi i poznać ich osobiście. Świetni ludzie. Świetna muza.
  3. Cannibal Corpse Red Before Black”. Po prostu kanibale. Przepadam.
  4. Svart Crown Abreaction„. Śledzę ich już od dość dawna. Ciekawy death metal. Inny brzmieniowo od tego, co teraz dość często się słyszy. Brzmią naturalnie, jakby prawdziwej. „Abreaction” jest nasiąknięty swego rodzaju plemiennym, rytualnym klimatem. Świetna rzecz.
  5. Redemptor Arthaneum„. Co tu dużo gadać. Polacy potrafią grać death. Po Redemptor spodziewałem się dużo. Moje oczekiwania co do tego albumu były bardzo wysokie. Nie zawiodłem się. Świetne kompozycje, aranżacje, praca gitarzystów. Przepiękny kawałek metalu. Życzę im samych sukcesów, zasługują na to.
  6. Hate Tremendum„. Kolejny przykład na to, że potrafimy, czujemy o co chodzi w tej muzyce. Bardzo dobra płyta. Koledzy z Hate pięknie budują swoją własną markę nagrywając krążki jak ten. Włączasz play i krążek leci od początku do końca po czym zaczynasz od nowa. Widzę że chłopaki nie zwalniają i już pracują nad nowym materiałem. Nie mogę się doczekać.
  7. Maigra Encrypted„. Jak już jesteśmy w rodzimych klimatach. Ogromne wrażenie zrobił na mnie album Maigry. Dojrzałe granie, pokręcona rytmika a mimo tego płyta bardzo klimatyczna, atmosferyczna. Brzmieniowo też jest bardzo charakterystycznie, czuć że chłopaki odnaleźli pomysł na siebie. Oby tak dalej.
  8. Benighted Necrobreed„. Pierwsze odpalenie i myślę sobie: „dżizas, jaki wpierdol”. I to w zasadzie tyle! Płyta miażdży tempami i agresją. Blast goni blast, nie ma miejsca na oddech. Polecam!
  9. Emmure Look At Yourself„. To kapela, na której położyłem lachę już dawno temu. Pierdolenie dla dzieciaków – myślałem sobie. Jednak ten album przywrócił mi wiarę w tą kapelę. Świetne wokale Frankiego, do tego legenda na gitarze, miodzio! Brzmieniowo to petarda. Płyta dosłownie chce wyskoczyć z głośników. Mam nadzieję, że Emmure utrzyma ten level, i że dostarczą nam więcej dobrych albumów.
  10. Spite Nothing is beautiful„. Spite to kapela, którą polubiłem stosunkowo niedawno. Z rezerwą podchodzę do nowoczesnych odmian metalu. W tym wypadku się nie dało. Połączenie HC z death metalem udało się tu jak rzadko kiedy. Genialna robota wokalisty, agresja aż kipi z tych utworów. Chce się wracać do tej muzy, a to spore osiągnięcie, biorąc pod uwagę natłok nowości w tym gatunku. Zdecydowanie jedna z moich ulubionych płyt tego roku.

Kamil Stankiewicz (4dots [::])

Sporo się działo przez ostatnie lata, świat jakby nieco szybciej się kręci. Musiałem mocno się zastanowić, który album wyszedł w 2017, a który wcześniej. Listę ułożyłem alfabetycznie, bez podziału na polskie i zagraniczne kapele.

  1. Amenra Mass VI”. Jak dla mnie, płyta roku. Trochę wolniej niż Mass V, ale trochę więcej melodii, śpiewu, emocji.  Wciąga bardzo.
  2. Blaze Of Perdition Conscious Darkness„. Jest w tym albumie coś chwytającego za gardło, co nie pozwala przejść obok niego obojętnie.
  3. Cryo Chamber Yog – Sothoth„. Kolaboracja 20 artystów, którzy na przestrzeni roku pracowali wspólnie pod flagą Cryo Chamber, czyli labelu wydającego dark ambienty. Ponad 2h muzyki inspirowanej prozą Lovecrafta.
  4. Ketha 0 Hours Starlight„. Ketha, Kethunia. Niezmiennie uwielbiam. Jest jeszcze grubiej i fajniej, niż na #!%16 7.
  5. Merkabah Million Miles„. Zespół, który znam od wieków. Grałem z nimi już nawet nie pamiętam jak dawno temu, jeszcze ze swoim poprzednim zespołem, na Bema 65. Już wtedy byli zjawiskiem. Przez lata dojrzali, jak dobre wino.
  6. Nine Inch Nails Add Violence„. W trzech słowach: The Background World. Usłyszałem ten kawałek i wpadłem kompletnie. Trent Reznor po raz kolejny potwierdza swoją epickość.
  7. Rosetta Utopioid„. Solidna ta nowa Rosetta, podoba mi się, mam do nich sentyment. Nie mogę się doczekać, aż znowu przyjadą do Hydrozagadki i będę mógł się wbić w mosha z japonkami w łapie, bo w sumie to głupio w japonkach pod scenę się pchać. To chyba jedyny zespół, który tak na mnie działa. A przy okazji można z chłopakami normalnie pogadać i napić się żubrówki.
  8. Schammasch The Maldoror Chants: Hermaphrodite„. Szwajcarzy idą za ciosem. Po bardzo udanym, koncepcyjnym Triangle, który mnie absolutnie kupił. Poziom utrzymany na wszystkich frontach, bardzo dobra płyta.
  9. Trent Reznor & Atticus RossThe Vietnam War (Original Score)„. Panowie zajmują się – poza dziewięciocalowymi gwoździami – również muzyką filmową, czy też – jak w tym przypadku – muzyką do seriali dokumentalnych. Przyjemnie się tego słucha. Polecam również inne ścieżki stworzone przez tych dwóch panów, oraz samego Rossa (na przykład do The Book of Eli).
  10. Ulver  The Assassination of Julius Caesar„. Last, but not least. Każde wydawnictwo od tych panów, z którymi miałem do czynienia jest bardzo dobre i uznajmy to za aksjomat. Każde kolejne jest też inne od poprzedniego. Album ten jest zaskakująco – w swej inności – dobry w odbiorze, nawet zupełnie niechcący i przypadkiem w 45RPM.

Stona (Gallileous)

  1. KrautwerkComputerrock. Okazuje się, że czas nie gra roli, a każda nisza znajduje swoich odbiorców niezależnie od dominujących trendów. Świetne krautrockowe granie zainspirowane największymi tuzami gatunku typu Can, Neu! czy Cluster. Polecam wszystkie płyty Nico Seela.
  2. HorisontAbout Time„. Szwedzi w niesamowitej formie z fenomenalnym Electrical na czele! Zastanawiałem się, co się stanie po płycie Odyssey, ale nie zawiodłem się. Jest jeszcze bardziej progresywnie i hardrockowo. Plus też za niecałe 40 minut trwania płyty.
  3. Kadavar Rough Times„. Duża zmiana brzmienia, co początkowo trąciło lekko komercją, ale jeśli nawet – to kupiłem ją w 100%! Space rockowe Tribulation Nation, przebojowe Die Baby Die czy ciężarne Into The Wormhole pokazują, że Niemcy są w znakomitej formie, udowadniając to na występach na żywo.
  4. Tangerine DreamQuantum Gate”. Odkąd pamiętam, zapadam się w Mandarynkowy Sen, więc tym bardziej ucieszyłem się nową płytą. Fakt, że grupa ma już swoje lata nie zmienia tego, że nadal czaruje, kreując niesamowicie odległe światy naszej wyobraźni.
  5. GoatFuzzed in Europe„. Trudno dziś o dobrą płytę koncertową. Generalnie rzadko się już zdarza, by zespoły odważyły się takowe oficjalnie wydawać, chociaż zauważam, że ten trend na szczęście powraca. Goat wywiązał się z tego zadania znakomicie, potwierdzając swoje niezwykłe zdolności i dużą wrażliwość. Wspieram to!
  6. Causa SuiVibraciones Doradas„. Można powiedzieć, że nic się ten zespół nie zmienił. Ale to wcale nie oznacza, że jest coś nie tak. Po prostu to piękne „jamy”, do jakich przyzwyczaili nas Duńczycy już na poprzednich wydawnictwach. Uwielbiam ich fantastyczne, grane w nieskończoność i z niezwykłym wyczuciem gitarowe melodie.
  7. King Gizzard and the Lizard WizardFlying Microtonal Banana„, czyli 1 z 4 płyt wydanych przez Australijczyków w tym roku. Chyba by należało wyróżnić je wszystkie, zwracając uwagę na niezwykłą płodność tych świrów. Uwielbiam ich psychodeliczny klimat i transowe granie, trącące czasem farsą szczególnie w wideoklipach.
  8. Troubled Horse Revolution On Repeat„. Oj, co tam się wyrabia w tym Orebro! Chyba nie sposób wymienić wszystkich ekip taplających się w retro graniu w tego uroczego miasteczka. Troubled Horse polecę za sam głos, który od razu nasuwa mi na myśl Bobbiego Lieblienga z Pentagram. Duży postęp zespołu, o którym już prawie zapomniałem.
  9. Elder Reflections of a Floating World„. Chyba nikomu nie trzeba już przedstawiać tego zespołu, który wydawałoby się, że już nie przebije rewelacyjnego Lore. Masz ci los! Nowa płyta nie dość, że nie ustępuje brzmieniem poprzedniej, to dodaje jeszcze więcej kolorytu psychodelicznymi odjazdami.
  10. Stonehenge Mild Thing„. Poznałem na tegorocznej edycji Red Smoke Festival w Pleszewie, który przy okazji gorąco polecam wszystkim fanom starych hardrockowych space odlotów. W przypadku Stonehenge duże znaczenie dla mnie mają hammondy, które idealnie podkreślają rzężące gitary.

Suffer (Cień)

Nie wiem, czy to tylko moje spostrzeżenie, ale mijający 2017 rok wbrew pozorom przyniósł mało nowych, interesujących albumów. Owszem, wiele wydawnictw (głównie z Polski – i to bardzo cieszy) było/jest bardzo dobrych, ale nie wiem, czy gdybyśmy rozmawiali np. za rok, będę jeszcze miał je w głowie. W każdym razie poniżej 10 płyt, które według mnie można śmiało wymienić jako te, po które warto sięgnąć. Każdy ma swoich „faworytów”, a ja mam tych, których wymieniam poniżej:

Polska:

  1. Azarath In Extermis” 
  2. Deivos Endemic Divine” 
  3. Lotto VV” 
  4. Rosk Miasma” 
  5. Iperyt The Patchwork Gehinnom” 

Świat:

  1. ImmolationAtonement” 
  2. Dying Fetus The Wrong One To Fuck With” 
  3. AlmyrkviUmbra” 
  4. Danzig Black Laden Crown” 
  5. Nightbringer Terra Damnata” 

Artur Szydło (Kalt Vindur)

Poniżej zbiór albumów, które w roku 2017 najbardziej trafiły w mój gust, dwie pozycje nie mają nic wspólnego z ekstremalnym graniem, mowa o Bonobo i Ulver, ale reszta biczuje słuchacza aż miło, Merkabah również 😉

  1. Immolation „Atonement” 
  2. Merkabah „Million Miles” 
  3. Bonobo „Migration” 
  4. Decapitated „Anticult” 
  5. Ulver „The Assassination Of Julius Caesar” 
  6. Blaze Of Perdition „Conscious Darkness” 
  7. Inferno „Gnosis Kardias” 
  8. Planet Hell „Mission One” 
  9. Satyricon „Deep Calleth Upon Deep” 
  10. Azarath „In Extremis” 
  11. In Twilights Embrace „Vanitas” 

Mateusz Szymański (ROSK, krzywdy)

Ogólnie miałem niemały problem ze sklasyfikowaniem tych wszystkich albumów, bo oczywiście poza tymi top 10 wyszło wiele innych wartych docenienia, które przykuły moją uwagę. Stwierdziłem jednak, że kluczowymi elementami do tegoż zestawienia będą emocje, jakie wywołały we mnie dane krążki, i to, w jakim stopniu zapętliłem sobie dany album (kawałki z niego pochodzące) i jak bardzo chciałbym usłyszeć (w przypadku, jeśli czegoś z tego jeszcze nie usłyszałem) te utwory na żywo. N’joy. 

Świat:

  1. Amenra MASS VI” 
  2. Ulver Assassination of Julius Caesar” 
  3. Chelsea WolfeHiss Spun” 
  4. Danheim Mannavegr” 
  5. Perturbator New Model” 
  6. Nine Inch Nails Add Violence” 
  7. Wiegedood De Doden Hebben Het Goed II” 
  8. Taake Kong Vinter” 
  9. Myrkur Mareridt” 
  10. Autism Film Noire” 

Polska: 

  1. Blaze of Perdition Conscious Darkness” 
  2. Merkabah Million Miles” 
  3. Dom Zły Dom Zły”  
  4. SauleSaule” 
  5. Red ScalpLost Ghosts” 
  6. THAW Grains” 
  7. Mord’a’Stigmata Hope” 
  8. Black Tundra Black Tundra” 
  9. DopelordChildren of the Haze” 
  10. In Twilight’s EmbraceVanitas” 

Piotr Świąder-Kruszyński (Besides)

Zaangażowanie w różne aktywności nie pozwala mi nigdy na bieżąco zapoznawać się z każdą nową płytą, którą chciałbym w skupieniu przesłuchać. Niejednokrotnie dopiero po długim czasie, kiedy dana płyta jest już na rynku, a wszyscy się nią zachwycają/ krytykują, udaje mi się w końcu z czymś zapoznać…

W 2017 roku, jak dla mnie, najciekawsze wydawnictwa to (kolejność zupełnie przypadkowa):

  1. Phropets of Rage Prophets of Rage”. Swego czasu, lata świetlne temu, katowałem pierwszy i drugi album RATM – po prostu trafiało to do mnie. Z przyjemnością zapoznałem się z tym wydawnictwem i pomimo, że to nic odkrywczego – nadal propozycja tych muzyków przemawia do mnie. Do tego dobre brzmienia!
  2. Variete „Nie wiem”. Od szczeniaka z ciekawością przyglądałem się twórczości Grzegorza Kazimierczaka i kolejna ich płyta również trafia na moją codzienną playlistę.
  3. Ulver The Assassination of Julius Caesar„. Sięgałem po tę płytę bardziej z ciekawości, nie wiedząc czego się spodziewać – pozytywne zaskoczenie.

Nigdy nie byłem wielkim fanem zespołu Hey, niemniej jednak od lat młodości gdzieś ta muzyka przewijała się w tle, więc utwory znam dobrze.  Nie tak dawno odbywały się ich pożegnalne  koncerty w ramach „Fajrant tour” (chyba tak to nazwali) i przy okazji posłuchałem płyty CDN – bardzo fajnie było po latach posłuchać tych utworów w odświeżonych wersjach, fajne brzmienie. W zasadzie brzmieniowo te utwory do mnie dużo bardziej przemawiają. Jeżeli już jesteśmy przy sprawach brzmień – to całkiem ciekawą propozycej pod tym względem dało Happysad z płytą Ciało Obce – kompozycyjnie nie do końca mnie to przekonuję, za to podoba mi się bardzo brzmieniowo.

Bjőrk – Utopia – lubię 🙂


Piotr „Anioł” Wącisz (Corruption)

  1. Mastodon „Emperor of Sand” 
  2. Immolation „Atonement” 
  3. Morbid Angel „Kingdoms Disdained” 
  4. Satyricon „Deep Calleth Upon Deep” 
  5. With The Dead „Love from with the Dead” 
  6. Decapitated „Anticult” 
  7. Cavalera Conspiracy „Psychosis” 
  8. Obituary „Obituary” 
  9. Spectral Voice „Eroded Corridors of Unbeing” 
  10. Goatwhore „Vengeful Ascension” 

Weno Winter (Sautrus)

Rok w 2017 obfitował u mnie w zdobywanie muzycznych inspiracji, szczerze mówiąc nazbierało się tego tyle, że musiałem przestudiować trochę ostatni rok i nieco sobie go odświeżyć, chociaż kilka z moich ulubionych albumów tego roku zostało wydanych całkiem niedawno. Wypadałoby podziękować kilku moim kolegom „po fachu”, którzy przy okazji odwiedzin zazwyczaj witali mnie słowami: „stary mam coś dla ciebie, musisz tego posłuchać!”.
Nie jest mi łatwo dobrać 10 swoich ulubionych albumów tego roku, bo wiele jeszcze przede mną do odkrycia, jednak kilka produkcji szczególnie mnie urzekło, czy to przez piosenkowość, czy też niebanalne eksperymenty i śmiałe posunięcia. Niektóre z nich udało mi się usłyszeć na żywo i bynajmniej mnie nie rozczarowały!

  1. Grave Pleasures „Motherblood” 
  2. Queens of the Stone Age „Villains of circumstance” 
  3. Roger Waters „Is this the life we real want?” 
  4. Primus „The Desaturating Seven” 
  5. Living Colour „Shade” 
  6. Enslaved „E” 
  7. Ulver „The Assassination of Julius Caesar (House Of Mythology)” 
  8. Pallbearer „Heartless” 
  9. Ignu „Lightningflash Flintspark” 
  10. Psychedelic Witchcraft „Sound of the Wind” 

Maciej „Rocker” Wróblewski (Internal Quiet)

  1. Ayreon The Source„. Arjen Lucassen w wybornej formie! Kolejna kosmiczna opowieść o historii rasy z Planety Y. A obok mistrza gwiazdorska obsada. W kolejne role wcielają się chociażby James LaBrie, Floor Jansen, Hansi Kursch, czy Russel Allen. Nie wybiorę tu żadnego ulubionego utworu, ponieważ takich płyt słucha się wyłącznie w całości.
  2. Deep Purple InFinite„. Głęboka Purpura powróciła w wybornym stylu. Płyta „Infinite” to dowód, że po 70-tce nadal można grać rocka z mocą. I choć Gillan nie wyciąga tu już takich górek, jak jeszcze parę lat temu, wciąż potrafi zaśpiewać tak przejmująco, że aż ma się ciarki. Moje ulubione utwory to oczywiście „Time to Bedlam”, „All I Got is You”, czy wywodzące się wprost z luźnego jammowania w studiu „The Surprising„. Polecam zwłaszcza edycję specjalną, z zarejestrowanym w tym roku koncertem na HellFest. Świetna pamiątka dla tych, którzy byli na majowym koncercie w Łodzi.
  3. Blaze Bayley Endure & Survive„. Były wokalista Iron Maiden problemy ma już chyba na dobre za sobą. Po trzech pierwszych wyśmienitych albumach solowych w życiu Blaze’a zaczęło się źle dziać. Posypał mu się skład, zmarła mu żona i wpadł w alkoholizm. Przez kolejne lata muzyk wydawał słabsze i kiepsko brzmiące płyty, wciąż borykając się z problemami. Na szczęście w połowie kolejnej dekady zbratał się z muzykami brytyjskiego zespołu Absolva i nagrał dwie wyśmienite albumy, tworzące wspólną całość „Infinite Entanglement”. „Endure and Survive”, druga część planowanej trylogii, to powrót do klasycznego i soczystego brzmienia, a kompozycje tworzą spójną, przemyślaną całość. Tak Iron Maiden powinno brzmieć na ostatniej płycie. Dla fanów klasycznego heavy i fanów Maiden – pozycja obowiązkowa!
  4. David Gilmour Live at Pompeii„. David Gilmour, głos i gitara Pink Floyd, podczas swojej ostatniej trasy powrócił do słynnego amfiteatru w Pompejach, gdzie 40 lat wcześniej zagrał z Pink Floyd koncert bez publiczności. Tym razem muzyk ze swoim zespołem zagrał dla kilku tysięcy osób pod sceną. Moje ulubione fragmenty, to zwłaszcza „In Any Tongue”, który w koncertowej wersji zyskał ogromnie za sprawą refrenu śpiewanego głębokim głosem przez Bryana Chambersa. Ciarki gwarantują również wykonane na koniec Floydowe klasyki w postaci przejmującego „Sorrow”, „Run Like Hell” czy „Comfortably Numb”. Gitara Gilmoura wręcz śpiewa! Muzyk pomimo swoich (wówczas) 70 lat pokazuje, że jeśli chodzi o grę z feelingiem, nadal nie ma sobie równych. Aż strach pomyśleć co będzie, gdy jego i jemu podobnych mistrzów zabraknie…
  5. Foo Fighters „Concrete & Gold”. Co mogę powiedzieć? Foo Fighters wrócili w wielkim stylu! Nowa płyta to mieszanka wybuchowa. Bardzo podoba mi się, jak zespół Dave’a Grohla miesza różne style . Moje ulubione fragmenty to singlowe „Run” i „The Sky is a Neighbourhood”. Ciekawostką jest dla mnie natomiast „Sunday Rain” z gościnnym udziałem na perkusji… samego Paula McCartneya!
  6. GotthardSilver„. Album przygotowany z myślą o 25-leciu przynosi wszystko, co najlepsze w dorobku tego szwajcarskiego zespołu. I choć Gotthard skończył się dla mnie wraz z tragiczną śmiercią wokalisty Steve’a Lee w 2010 roku (jestem ogromnym fanem jego głosu), zespół postanowił kontynuować działalność. I choć „Silver” jest już trzecim albumem, gdzie za mikrofonem stoi nowy wokalista, Nice Maeder, dopiero tutaj zespół wraca do formy i pojawia się magia „dawnego Gottharda”. „My oh My”, „Beautiful”, czy „Blame on Me” śmiało mogą stanąć w jednym szeregu z kompozycjami z czasów Steve’a.
  7. Rage „Seasons of the Black„. Aż się nie chce wierzyć, ale to już 24 album ekipy Peavy’ego Wagnera! I choć zespół na scenie jest już ponad 30 lat, nie ma problemów ze spadkiem formy twórczej. „Seasons of the Black” to już druga płyta nagrana przez Peavy’ego z nowymi gitarzystą i perkusistą. I od samego początku jest świetnie! Ciężkie, agresywne zwrotki skontrastowane są z melodyjnymi, niemal przebojowymi refrenami. Ale Rage to nie tylko ta dzika furia. To także prekursorzy metalowego grania z orkiestrą. Żeby więc nie było monotonnie, na sam koniec dostajemy przepiękną, czteroczęściową suitę „The Tragedy of Man” wzbogaconą o symfoniczne dźwięki. A na specjalnej edycji płyty znajdziemy jeszcze kilka starych utworów nagranych na nowo w nowym składzie. Chodzi o utwory z pierwszego albumu Wagnera z 1985 roku, gdy jego zespół nazywał się jeszcze Avenger. Bajka!
  8. Roger Waters Is this the Life We Really Want?”. Parę lat temu jeden z dziennikarzy magazynu Tylko Rock nazwał go „najbardziej zgorzkniałym głosem rocka”. Ja nazwałbym go raczej „najbardziej pacyfistycznym”, jako że większość tworzonej przez niego muzyki porusza tematykę antywojenną. Roger Waters przez ostatnie lata nie pozwalał o sobie zapomnieć. W 2017 roku stworzył płytę o bardzo pinkfloydowym zabarwieniu. I choć słuchając nowego albumu, z tyłu głowy wciąż kołacze się myśl, że pewne patenty już gdzieś kiedyś słyszeliśmy, albo że dany motyw spokojnie mógłby znaleźć się na którejś z klasycznych płyt Pink Floyd, całość brzmi niezwykle świeżo. Jako że album, jak zwykle u Watersa, opowiada pewną całą historię, nie polecam słuchać go wyrywkowo. Lepiej poświęcić te trzy kwadranse na relaks, zamknąć oczy i zatopić się w opowiadanej przez muzyka opowieści.
  9. The Winery Dogs Dog Years: Live in Santiago„. Mike Portnoy to obok Neila Pearta z Rush bębniarz numer jeden. I choć od odejścia z Dream Theater różnie mu się wiedzie, wciąż pozostaje aktywnym muzykiem udzielając się to tu, to tam. Jednym z ostatnich jego projektów był właśnie The Winery Dogs, supergrupa stworzona z basistą Billym Sheehanem i gitarzystą Ritchie’em Kotzenem. Nagrali razem dwa wyśmienite albumy, które choć porażają techniką muzyków, są niezwykle strawne i przyjemne dla ucha dzięki doskonałym i zapadającym w pamięć melodiom. Koncertówka „Dog Years” to pamiątka z ubiegłorocznej trasy tria, która zahaczyła również o Warszawę. Mamy więc tu wszystko, co najlepsze z obu albumów plus zapierające dech w piersiach solowe popisy muzyków.
  10. Unisonic Live in Wacken 2016„. Pamiątka po kolejnym zespole, który obecnie jest w zawieszeniu… Unisonic to przede wszystkim wspólny projekt wokalisty Michaela Kiske i gitarzysty Kaia Hansena, którzy niedługo po zakończeniu trasy udokumentowanej niniejszym albumem wrócili do Helloween na światową trasę Pumpkins United. Unisonic nagrał póki co dwa albumy, z czego pierwszy, „Unisonic”, był dla mnie jednym z najlepszych albumów roku 2012. Tym razem zespół promował swój drugi album, tak więc spora część materiału koncentruje się na albumie „Light of Dawn„. Nie zabrakło jednak miejsca na „My Sanctuary”, „King for a Day”, „Starrider” (z zabawnie zaśpiewanym przez Hansena fragmentem „Ghostbusters”), czy tytułowym „Unisonic” z pierwszej płyty, jak i na przypomnienie komu Helloween zawdzięcza swoje największe sukcesy. „March of Time” i „A Little Time” (z ciekawie wplecionym fragmentem Victim of Changes” Judas Priest) pokazują, że Kiske wciąż, po 30 latach, potrafi zaśpiewać te utwory nuta w nutę i nie bez kozery nazywa się go jednym z najwspanialszych głosów w heavy metalu.

Łukasz „Zielony” Zieliński (Virgin Snatch)

  1. Power TripNightmare Logic„. Natchniony thrash – till death , naładowany potem, spranymi koszulkami i nostalgią za latami 90. Co ważne świetny rytmicznie i bez łupanki bez sensu.
  2. Body CountBlood Lust„. Nikt nie przypuszczał, że wrócą z takim przytupem. Oczywiście cover „Reign Blood”robi swoje, ale bądźmy szczerzy: od 1994 roku nie nagrali nic tak dobrego. Najlepsza, najmądrzejsza (texty!) i najbardziej metalowa płyta Body Count. Metalheads – uczcie się!
  3. Satan’s HallowSatan’s Hallow„. Zapatrzeni w Iron Maiden sprzed trzech dekad, ale to najlepszy NWOBHM od bardzo dawna, choć z Chicago. Wyposażony w doskonałą sekcję, gitary oraz wokalistkę, która mogłaby śpiewać w… Mars Volta!
  4. Living ColourShade„. Zapomniany przez polskiego dystrybutora [sic!!] band, który od zawsze łączył ze sobą metalowe riffy z klasyczną wirtuozerią, podpartą soul’em i zapachem trawki 😉 Profes[or]ka!!!
  5. MastodonEmperor of Sand„. Wciąż prą do przodu, choć na „Crack the Sky” osiągnęli maximum, ale dopiero na EP-ce „Cold Dark Place” zaczęli ckliwie śpiewać bez obawy o konsekwencje 😉
  6. Morbid AngelKingdoms Disdained„. Jasne, że to nie jest najlepszy długograj MA, ale to jakby nie było Morbid Angel z krwi i kości!
  7. Foo FightersConcrete and Gold”. Jak w tytule!
  8. SatyriconDeep Calleth upon Deep„. Black metal grany na salonach i słusznie.
  9. UlverThe Assassination of Julius Caesar „. Oczywiście to POP, ale za to jaki!
  10. ImmolationAtonement„. Tak dobre, jak „Here In After”!

Poczekalnia:
DecapitatedAnticult”. Cathy jak diabli i dlatego to najlepszy long Wacka!
EnslavedE”. Najlepszy prog/post black/coś tam/metal!
Queens of the Stone AgeVillains”. Powrót do grania z „czerwonego albumu” i „R-ki”, a to najlepsze co zrobili do tej pory!


Piotr Zin (Dopelord)

Kolejność albumów zupełnie przypadkowa.

  1. ThawGrains„. Nie jest to raczej moja piaskownica, co może też świadczyć, że Thaw coraz bardziej wyłazi poza swoją piaskownicę, o ile taką kiedyś w ogóle miało. Tak czy inaczej, poza kilkoma wcześniejszymi strzałami, które mocno mi robiły, tego albumu słucham w całości. Nawet me pacholę prosi, bym puścił „bałałaja” (z powodu gębofonu w utworze numer dwa).
  2. The StubsLet’s Die!„. Asystowałem przy odłączaniu aparatury, ze łzami w oczach, upocony okrutnie. Po nagraniu takiego albumu faktycznie można umierać, tylko po co.
  3. Major KongBrace for Impact„. Cios. Wszystko tu siedzi tak przeokrutnie, że można puszczać sobie w zapętleniu, robić notatki i modlić się do bozi, by umieć tak w brzmienie. Major Kong to ten stoner doom bez wokalisty? Nie, Major Kong, to Major Kong, pipo grochowa.
  4. ElderReflections of a Floating World„. Żadnego innego albumu tego zacnego ansamblu nie słuchałem tyle razy, co tego doskonałego dzieła. To przeważnie o czymś świadczy. I prawidłowo, że we wszystkich branżowych zestawieniach album ten okupuje pierwsze miejsca.
  5. KadavarRough Times„. Tu sprawa o tyle dziwna, że nigdy nie byłem zagorzałym fanem tej kapeli. Płyt trochę słuchałem, na koncerty chadzałem, ale żebym z pieśnią na ustach tańcował pod sceną, to raczej tak średnio, bym powiedział. A tu sobie odpaliłem od niechcenia, niczego nie oczekując, i od pierwszego podejścia było kilka haczyków.
  6. All Them WitchesSleeping Through the War„. Tego chyba słuchałem najwięcej w tym roku. Bardzo się sobie dziwię, nie ukrywam. Ale niewiele mi w sumie trzeba: bardzo fajne brzmienie, solidne wokale i już będę bardzo uważnie słuchał.
  7. King Gizzard & The Lizard WizardFlying Microtonal Banana„. Wariaci z Australii w tym roku wydali pięć longów. Pięć. Ten jest moim faworytem, ale z reszty dałoby się wyłuskać coś, do czego wróci się z przyjemnością.
  8. Kairon: IRSE!Ruination„. Tego albumu słucham co prawda od zeszłego roku, ale ukazał się w 2017, więc miejsce się należy. Różni ludzie wypowiadają się na temat słyszalnych tu inspiracji. No fajnie, dla mnie najbardziej pobrzmiewa tu wczesne Yes. Bardzo lubię wczesne Yes.
  9. MastodonCold Dark Place„. Pełny album zrobił mi jakoś mniej. A ta epeczka jest bardzo przyjemna. Zwłaszcza „Toe to Toe” mogę sobie od czasu do czasu puścić w zapętleniu przy odkurzanku.
  10. Electric WizardWizard Bloody Wizard„. Poprzedni album Electric Wizard by się tu nie znalazł. Słyszałem liczne narzekania i lamentacje, że nie o taki Wizard walczono na całym świecie… No cóż, puść se jeden z drugim utwór numer dwa, pod tytułem „Necromania”, wejrzyj na plakat dodawany do winyla, gdzie goła baba obwieszona łańcuchem stoi sobie przy motocyklu, spozierając na cię, wyjdź i przeproś.

 

Joanna Pietrzak
Latest posts by Joanna Pietrzak (see all)
(Visited 15 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , .

Comments are closed.