16 – „Dream Squasher” (2020)

Nie tak dawno przypomnieć o sobie postanowili amerykańscy sludge’owi wyjadacze, istniejąca już od blisko trzydziestu lat grupa 16. Jako że dobrego sludge’u nigdy nie za wiele, a zespół ten w czasie swojej długiej kariery mimo wielu personalnych roszad w zasadzie nie popełnił żadnego fałszywego kroku, postanowiłem sięgnąć po ich ósmy album. Dobry był to wybór – Dream Squasher prezentuje nam zespół w najlepszej formie od bardzo dawna.

Przygodę z nowym dziełem Amerykanów rozpoczynamy z wysokiego C i przez większość czasu właśnie na tym poziomie ją spędzamy. Candy in Spanish to świetny bujający otwieracz, przy którym fani sludge’u poczują się jak w domu, singlowy Me & the Dog Die Together to absolutna energetyczna petarda, zaś Sadlands to jak dla mnie najlepszy numer na krążku – równie chwytliwy jak cała reszta, wolniejszy, oparty na sabbathowym riffie, oprócz spokojniejszego tempa wyróżniający się również świetnymi czystymi wokalami Bobby’ego Ferry’ego oraz organami Hammonda. Różnorodność, na jaką zespół postanowił postawić przy okazji Dream Squasher jest więc mocno wyczuwalna od początku, a dalej wcale nie jest pod tym względem gorzej – przed nami jeszcze chociażby długi doomowy walec w postaci Acid Tongue, kojarząca się z Dzikim Zachodem harmonijka w Agora (killed by a Mountain Lion), ociekające hardcore punkiem zwrotki w Ride the Waves, utrzymany w podobnym klimacie Screw Unto Others ze świetną pracą basu czy absolutna bomba w postaci Summer of ’96 udowadniająca, że proste riffy nadal potrafią robić robotę.

Muzycznie najzwyczajniej w świecie brak tutaj słabych punktów, a dwa odstające poziomem od reszty kawałki nadal trzymają poziom, do którego większość gatunkowych adeptów chciałaby aspirować. Zespołowi udało się nagrać sludge’owy album kompletny, który powinien wylądować wysoko we wszelkich podsumowaniach roku, a miłośników gatunku najprawdopodobniej doprowadzi do ekstazy. Nie należy zapominać też o świetnym brzmieniu całości (jedna z lepiej brzmiących perkusji, jakie miałem ostatnio okazję słyszeć), które dodaje muzyce dodatkowego kopa – nie, żeby samym kompozycjom go brakowało.

16 po serii trzech niezłych krążków, w których jednak czegoś brakowało do pełni zadowolenia, nagrali album, który nie ustępuje zbytnio ich najlepszym dokonaniom. Za samo wypuszczenie takiej torpedy po prawie trzydziestu latach istnienia należy się tym gościom wielki szacunek. Dream Squasher to gatunkowy top, jedna z najlepszych pozycji, jaką można znaleźć w nowoczesnym sludge’owym kotle. Jego przyjaźń z moim odtwarzaczem dopiero się zaczyna, a ja już nie umiem pozbyć się wrażenia, że będzie ona długa i bardzo owocna. Polecam!

Ocena: 9/10

16 na Facebooku

 

Łukasz W.
(Visited 6 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , .