Atra Vetosus „Ius Vitae Necisque” (2016)

Jakiś czas temu zaliczyłem pewne warsztaty recenzenckie. Spotkałem na nich mojego Kvltowego kolegę, który w antrakcie zaproponował mi oddanie do recenzji jednej z płyt, którą otrzymał ostatnio od naszego przewielebnego Naczelnego. Ponoć niezbyt mu podeszła i nie chciało mu się z brnięciem przez nią męczyć. Międląc nieco pod nosem sformułowania w typie „k… znów się dałem namówić” oraz „ch… znów sobie nabrałem roboty” schowałem niepozorne zawiniątko za pazuchę.

Dopiero po powrocie do domu, wyjąłem zawiniątko i przyjrzałem się mu dokładniej. I wiecie co? Niechciana przez mojego redakcyjnego kolegę płyta okazała się być najnowszą EPką australijskiego Atra Vetosus. A przy okazji jedną z 500 zaledwie kopii wydanej przez Immortal Frost Productions płyty.

EPka to tak w zasadzie jeden utwór. Ponad dwudziestominutowy. Coś jak Kir Odrazy. Ale wiecie co, w tym jednym kawałku jest po prostu wszystko. Po prostu k… wszystko. Nasycone w dodatku tak, jakby EPkę przepuszczono przez zaawansowany zestaw HDRów. I to tak z dziesięć razy.

Ius Vitae Necisque tak naprawdę podzielony jest na dwie odróżniające się od siebie znacznie części. Pierwsza z nich, wyjmując czterominutowy wstęp, to koronkowy przykład melodyjnego i depresyjnego Blacka pomieszanego nieco z Ambientem. Przeraźliwy growl przechodzący miejscami w bezsilny krzyk, ostra perkusja bijąca z sumiennością początkującego boksera wagi koguciej. A całą tą nawalanką steruje piękna melodyjna gitara. Zestawienie absolutnie idealne. Około dziesiątej minuty władzę nad utworem przejmuje już wyłącznie Ambient. Piękne klawiszowe pasaże okraszone odgłosami deszczu i burzy koją nas w okamgnieniu. Ale tylko na trzy minuty, gdyż potem wraca całe zło i niedobro tego świata a utwór znów staje się pięknie straszny. Staje się dysonansem przeciwności, które czynią go po prostu absolutnym. Druga część kawałka to ostatnie 5 minut lirycznej gitarowej brzdąkaniny. Spokojnej i klimatycznej, ale zupełnie nie w stylu Kvekdssanger Ulvera. Znacznie więcej tu współczesnej metalowej ballady, niż folkowego lub starodawnego zacięcia. Co nie oznacza, że jest choćby o milimetr gorzej. Jest najpiękniej na świecie…

Jakie to dziwne. Wspomniany kolega, gdyby zdecydował się opisać tę EPkę, pewnie zamiótł by ją pod dywan średniości, przeciętności i takiesobości. A ja w dwie minuty wykupiłem na aukcyjnym portalu wszystko, co nosiło nazwę Atra Vetosus.

Ocena: 10/10

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , .