Austaras – „Prisoner Of Sunlight” (2016)

Bywa czasami tak, że siedzę nad pustą kartką, szukając tego pierwszego zdania, które rozpocznie recenzje, ale jak na złość w głowie panuje całkowita pustka. Taką właśnie sytuację mam w tym przypadku więc, zamiast silić się górnolotne słowa, zacznę od tradycyjnego krótkiego przedstawienia zespołu.

Austaras to amerykańskie trio pochodzące z Chicago. Grupa powstała w 2010 i ma na koncie EP-kę  Under the Abysmal Light wydaną w 2011. Wiosną tego roku nakładem Nordavind Records ukazał się debiutancki album zatytułowany Prisoner Of Sunlight. Składa się on z ośmiu kompozycji, z czego cztery to utwory instrumentalne, i trwa ok. 48 minut.

Dźwięki komponowane przez Amerykanów to fuzja post-rocka, atmosferycznego progresywnego metalu, trochę w niej jazzu, a nawet są momenty gdzie przebijają się black metalowe korzenie. Obok tradycyjnego rockowo-metalowego instrumentarium, poszerzonego o syntezatory, usłyszymy również skrzypce i altówkę.

Płytę otwiera spokojny, może nawet za spokojny, Deserter, który w moim odczuciu jest za długi i trochę się przeciąga. Na szczęście drugi w kolejności Thrones jest bardziej dynamiczny i ciekawszy m.in. dzięki szybszym momentom. Po nim następuje pierwsza z instrumentalnych kompozycji zatytułowana Refractions będąca półtoraminutowym klimatycznym gitarowym solo. Czwarty kawałek Threshold to jeden z dwóch utworów, które szczególnie się wyróżniają na tym albumie. Zaaranżowany z pomysłem, zaskakuje słuchacza w momencie, gdy ten oczekuje już zakończenia utworu. Ossify jest kolejnym kawałkiem instrumentalnym. Usłyszymy w nim zarówno gitarę akustyczną, jak i syntezatory oraz smyczki w tle. Następujący po nim Fractures to najdłuższy na płycie, trwa ponad 10 minut, a zarazem ciężki i mocny kawałek. Po nim usłyszymy jeszcze dwa utwory instrumentalne. Oparty na gitarze akustyczne i chórkach Reflections oraz ponad siedmiominutowy Seaworthy, w którym pojawiają się jazzowe zagrywki.

Muzyka na tej płycie ma w sobie coś nieuchwytnego. Cechuje ją nostalgiczna i smutna atmosfera, a co ciekawe tę nostalgię wyczuwa się nawet w szybszych oraz ciężkich momentach na płycie. Z wyjątkiem otwierającego album Deserter utwory są ciekawie zaaranżowane, zaskakują nagłymi zwrotami akcji. Warto posłuchać co się dzieje na drugim planie. Niestety odbiór płyty psuje mi wokal o nieciekawej barwi i monotonnym brzmieniu. Gdyby nie to ocena byłaby o 0,5 wyższa.

Ocena 6,5/10

Łukasz
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , .