Catharsis – „Rhyming Life And Death” (2014)

Nigdy wcześniej nie słyszałem o Catharsis. Tym naszym, polskim, bo nazwa ta należy do jednej z najpopularniejszych wśród zespołów metalowych. Podobno zespół istniał już w dziewięćdziesiątych i nawet coś wtedy nagrał, po czym się rozpadł. Rhyming Life And Death jest ich pierwszym materiałem postreaktywacyjnym. Zawiera osiem utworów, razem grających przez trzydzieści cztery minuty. Muzyka oscyluje wokół ambitniejszych wersji death metalu, a za wydawnictwo odpowiada Mad Lion Records.

Wrażenie „artystyczności” płyty bije z niej bardzo silnie. Poczynając od okładki, przez outfit muzyków, poprzez tematykę i dźwięki Catharsis bardzo pozuje na deathmetalową arystokrację. Na wyrost, jeżeli ktoś spyta mnie o zdanie, ale o tym zaraz. Zanim doznamy muzyki właściwej musimy przebrnąć przez Intro, które posiada długaśny podtytuł, a które składa się z wesołego plumkania pianina połączonego z wyraźnie wymuszonym i sztucznym płaczem kobiety. Dopowiedz sobie sam jak bardzo to nie pasuje. Potem zaczyna się już muzyka właściwa. Od razu też będziesz mógł uznać czy takie granie ci podchodzi czy lepiej je rzucić w cholerę. Catharsis swój death metal prezentuje na sposób progresywny i całkiem rozwinięty technicznie. Czasami potrafi to zaprezentować przyjemnie, czasami odrzuca. Te przyjemne momenty to między innymi całkiem niezły Those Who Have Never Risen, The Art of Life albo najlepszy wśród wszystkich Breath of Death, z świetnym intrem i partią basową. Jest także najbardziej deathmetalowy Ecological Violence.

Te gorsze momenty to przede wszystkim wspomniany, pianinowy Intro oraz interludium w tej samej postaci a pod nazwą Norwegian Impressions. Oba utwory sprowadzają się do brzdękania i zupełnie niczemu nie służą. A skoro mówimy o bezcelowych zagrywkach, znajdują się one na całej długości płyty. Tu dochodzimy do zastrzeżenia z początku poprzedniego akapitu: Catharsis pozuje na arystokrację, próbuje wrzucać mądre/nietypowe/zaskakujące zagrywki, ale rzadko kiedy to wychodzi. Zazwyczaj brzmi to po prostu jak dobre rzemiosło bez grama pomysłu. Na palcach mogę zliczyć momenty, w których progresywne wybiegi mają zastosowanie. To samo mogę powiedzieć o dodatkach do muzyki, samplach i klawiszach wszelakich. Po co to wszystko?

Od strony produkcyjnej jest bardzo progresywnie. Gitary nie są zbyt dociężone, za to bardzo klarowne, czytelne i wyraźne. Wokale, choć nie mają jakiegoś większego polotu, słychać wyraźnie, nie wybijają się też zbytnio. Bardzo podoba mi się brzmienie i miksowanie basu. Siedzi idealnie, jest wyraźny, słyszalny i bardzo przyjemnie się go odbiera. Layout produkcji jest mniej więcej taki, jak cała otoczka Catharsis: wyniosły, elegancki, arystokratyczny. I, jak dla mnie, nudny.

Nie jestem pewny, czy powrót tego zespołu był dobrym pomysłem. Jestem za to pewny, że o Rhyming Life and Death zapomniałbym w przeciągu miesiąca/dwóch. Sztuczna płyta, bez większych emocji, przekombinowana i pozbawiona większej mocy, choć nie potencjału.

Ocena: 6/10

Kapitan Bajeczny
Latest posts by Kapitan Bajeczny (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , .