Christ Agony „Epitaph Of Christ” (2016)

Pierwsza taśma demo, mimo niezaprzeczalnego uroku, nie zrobiła jakiegoś wielkiego zamieszania na scenie, nie wywindowała Christ Agony do rangi gwiazdy polskiego black (dark black?) metalu, ale już niedługo miało się to zmienić.

Cezar, Ash i Żurek i tym razem postanowili skorzystać z usług olsztyńskiego Pro Sound, w którym to zameldowali się w marcu 1992 roku, blisko 18 miesięcy po nagraniu pierwszej taśmy. Studio niby to samo, ale efekty brzmieniowe znacznie bogatsze! Tu już nie ma wrażenia, że obcujemy z młodą, garażową kapelą, lecz coraz bardziej dojrzałym zespołem. Zawarta jest oczywiście spora porcja słusznego, undergroundowego brudu, ale bas ma już odpowiedni ciężar, sound gitar ocieka zajebistością, a i wokale w końcu są mocne i czytelne. Co prawda to jeszcze nie jest TEN głos, lecz typowy growl, ale różnica między pierwszą, a drugą demówką jest wyraźna.

Zawartość muzyczna, to już trochę więcej Christ Agony w Christ Agony, z zaznaczeniem, że grupa nadal szuka swojego muzycznego Ja.
Tak jak Sacronocturn kończył się odgłosami padającego deszczu, tak i też Epitaph of Christ się zaczyna. Mamy więc kontynuację opowieści. Unvirtue Diabolical interesująco otwiera to wydawnictwo. Co ciekawe- te urokliwe, smutne, gitarowe wprowadzenie, jak i dalsza część kompozycji- riffy, klimat i melodie, przypominają mi My Dying Bride z okresu Symphonaire Infernus et Spera Empyrium oraz As the Flower Withers, co jest przecież trochę absurdalne, skoro EPka i debiut Brytyjczyków zostały wydane trochę później (nieznacznie, ale jednak). Klimat brytyjski, choć już bardziej rodem z pierwszej płyty Paradise Lost, panuje także w Necromanticism. Te partie gitarowe sprawiają wrażenie jakby naprawdę wyszły spod palców Grega Mackintosha. Na dodatek wokale Cezara na Epitaph of Christ mocno zalatują wczesnym Nickiem Holmesem

No ale wspomniałem, że Agonia Chrystusa silniej zaakcentowała na drugiej demówce swój styl- słychać to szczególnie wyraźnie w Faithless. Arghh, co za riff! To jest właśnie to, czym Cezary zdobył rzeszę fanów. Do tego jeszcze wyraźnie słyszalne, czyste wokale i już mamy gotowy numer, który do dziś wywołuje gęsią skórkę. Trudno za to napisać cokolwiek o Prophetical…Part III, ale tylko z tego powodu, że to karkołomne zadanie jednocześnie stukać w klawiaturę i machać banią. Ta surowa chwytliwość, mocarne gitary i Cezar krzyczący „now satan’s coronation” to było coś, co przeszło dwadzieścia lat temu podziałało na mnie tak mocno, że…sprzedałem swoją kasetę, tak byłem przerażony tym, co usłyszałem. Dziś mogę się uśmiechać na to wspomnienie, ale to tylko pokazuje, jak sugestywne są to dźwięki.

Tak jak poprzednio chwaliłem sposób wydania Sacronocturn, tak i teraz wiele ciepłych słów należy się Witching Hour. Ponownie do rąk dostajemy piękny, lakierowany digipack, we wkładce sporo archiwalnych zdjęć, teksty utworów, oryginalna grafika. Najbardziej okazale prezentuje się okładka- „Chrystus na krzyżu” Leona Bonnata jako front cover wygląda lepiej, niż w oryginale. Wydane z taką pieczołowitością płyty, cieszą nie tylko ucho, ale też oko.

Wracając jednak jeszcze na chwilę dwie dekady wstecz… Materiał zawarty na Epitaph of Christ zwrócił uwagę Carnage Records, dzięki której demo to ujrzało światło dzienne. Podpisano także papiery na wydanie debiutanckiego albumu. O zespole zrobiło się głośno, francuska Adipocere postanowiła wypuścić drugą płytę na rynku europejskim. Ale o tym będzie jeszcze okazja przypomnieć przy okazji wznowień Unholyunion i Deamonseth- Act II.

Ocena: 8/10

(Visited 4 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , .