Coliseum „I Hate them All” (2016)

Powiem tak: jeśli macie ochotę zapuścić sobie parę konkretnych utworów, to włączcie sobie tą EP-kę i będzie to dobrze wykorzystany czas.

W Ameryce Południowej, a konkretnie Brazylii, muszą mieć ciekawe inspiracje, że temacie metalu  dominuje niemal wyłącznie styl o ekstremalnym zacięciu. Sepultura dopiero wymiękła, jak kolesie zaczęli żyć na amerykańskiej, w sensie USA ziemi. Wcześniej byli tak podkurwieni, że pod ich szyldem wyszły takie pociski jak Benetath… czy Arise. A i Sarcofago sobie konkretnie poczynało. Do tego jeszcze Krisiun czy Reabellium i mamy obraz tego kraju spod znaku metalu.

Skąd taki dziwny początek? Ano bo Coliseum – pochodzi z tego rejonu. Co prawda wertując Metal-Archives, okazało się, że są oni jedną z paru kapel, które na tym padole istnieją pod tym szyldem. Nie wiem, dlaczego ta nazwa jest tak zajebista, ale najwyraźniej starożytny Rzym i skarmianie lwów organicznym pokarmem musi być cholernie inspirujące. Ewentualnie spodobał im się film Gladiator lub serial Spartakus. Na pewno okładka zdradza ku temu pewne nawiązania.

Czas na muzyczną zawartość. W międzyczasie tych komunałów przesłuchałem niemal pół I Hate them All. A że całość trwa raptem 20 minut, to i przycisk repeat jest częsty w użyciu.

Wertując oficjalne info o Coliseum, czytam, że kapela każe o sobie myśleć, że grają niby death metal. Nie wiem, dla mnie tu więcej wściekłości, jadu niż typowego deathowego ciężaru. Wokalnie obstawiał bym pod środkowy Marduk. Jednak korzenie blackowe Fernardo Fidelisa – tworzył uprzednio Unholy. Swoją drogą miał tam uroczą ksywkę: Lucius Christian Raper… Ot, taka stylizacja. No ale potem zgadał się z kimś o wdzięcznym mianie Gledson Gonclaves i poszli w kierunku nowego projektu, którym to właśnie niniejszy Coliseum się stał. No proszę, jakie to interesujące, niczym odcinek Mody na sukces

By nie popaść w uproszczenie: siłą Coliseum są świetne riffy, nic wymyślnego, ale taki to urok płyt czerpiących pełnymi garściami z klasyki gatunku. Pewną odskocznią jest mocno natchniony Matilha 45, gdzie chóralne zaśpiewy budują ciekawy klimat. Potem znów kapela wraca do swoich temp, a noga sama ponownie wystukuje prosty acz chwytliwy rytm, a ręce im wtórują.

Liryki – niestety ich nie mam w promosie, również pewnie doskonale pasują do ogólnego sielankowego charakteru: płytę otwiera 1000 Canons In Front of Vaticano. Refren z tego utworu jest chwytliwy, brzmi to idiotycznie, ale zaręczam, że po wysłuchaniu będziecie jutro mknąc z koszykiem do święcenia,  nucąc ten kawałek.

Zatem jeżeli nie jest Wam obca szwedzka blackowa napieprzanka, na mocnym fundamencie thrashu, to macie świetną propozycję na wiele przesłuchań. Nie oczekujcie finezji, nie oczekujcie zmiłowania! Ot, wymarzona pozycja na Wielki Piątek. Po prostu I Hate Them All!

Co by tu rzec na podsumowanie? Coliseum wydali właśnie EP-kę… 5 utworów o organicznym, surowym brzmieniu. Ale nie prymitywnym. Jest to pięć konkretnych ciosów, które mają przejrzystą produkcję, thrashowo – blackową motorykę i ostry zdarty wokal. Perkusista równie dobrze wybija rytm. Na osobną uwagę zasługuje fajnie wyeksponowany bas. Pamiętacie etap Plaquewielder Darkthrone? Takie mam skojarzenie.

Jak już się ockniecie po świątecznym lenistwie we wtorek, to skrobnijcie do Via Nocturna, niech Wam podeślą kopię tego albumu, to sobie razem powspominamy ten miły piątkowy wieczór nucąc: 1000 Canons In front of Vaticano.

Ocena: 8/10

logo

Tomasz
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , .