Jednym z największych fenomenów współczesnej muzyki jest mathcore. W każdym wypadku dla mnie. Nie znalazłem jeszcze innego gatunku, który w równie dużych stopniach budzi u mnie fascynację i konsternację. Może nie jestem znawcą pierwszej wody i nie orientuję się o wszystkim, co tam w matematycznym hałasie się dzieje, ale na szczęście udało mi się wyłapać ostatniego Corteza.
Wyjątkowo zgrabnie nazwany No More Conqueror przynosi dziesięć premierowych piosenek sklejonych razem w trzydzieści siedem minut wariactw łączących mathcore z postrockiem/post-metalem. Wydaniem Szwajcarów zajęły się kolektywnie Basement Apes Industries, Grains of Sand Records, Get A Life! Records, Cheap Satanism Records oraz WOOAAARGH Records.
Jeżeli kogoś zaskoczył powyższe określenie muzyki Cortez, śpieszę donieść że na początku sam też byłem ciut zmieszany. No bo jak to, czy jest sens łączyć muzykę będącą fonicznym odzwierciedleniem udaru z postnym plumkaniem? Okazuje się, że w sumie to tak… jednak nie całkowicie. Ale może po kolei. No More Conqueror zaczyna się w bardzo wciągający sposób. Zastosowany na pełniącym rolę intra Seven Past Forever wokal nakręca słuchacza, a monumentalne dźwięki instrumentów połączone z pokrzywionym rytmem (nie do przesady, ale w wyraźnym stopniu) brzmią świetnie, wręcz czuje się w nich obietnicę mocnych wrażeń. Więc, by nie było sztampowo, drugi utwór, miast buzować emocjami na lewo i prawo, przypomina raczej balladę. Jest dość nostalgiczny, posiada przyjemną i dyskretną melodię, głęboko schowaną w ścianie serwowanego, nieco krzywego dźwięku. Mile łechce uszko wokalem, niemniej w ostatecznym rozrachunku brzmi jak coś, co raczej umieszcza się pod koniec płyty. Dalej będzie już groźniej, Hemigraphic udanie przeplata dziksze i spokojniejsze, wyniosłe riffy i zasługuje na dodatkową wzmiankę o kapitalnie rozjeżdżającym się zakończeniu. Abodes of Hail Season zrobi kolejny krok w stronę ciężaru i intensywności, In Albis wskoczy nawet na kilka punkowych i zadziornych tonów. Wszędzie unosi się wyczuwalny, postny aromat. Wpływa on dość mocno zarówno na sposób grania i śpiewania, jak i budowę utworów (drugi, trzeci i czwarty są nieprzyjemnie wtórnie zbudowane). Jeżeli masz problemy z wyobrażeniem tego, przypomnij sobie dowolny bardziej intensywny fragment post-rocka, wysuń na przód i zgłośnij gitary oraz dodaj w losowych miejscach werbel i talerze.
Najbardziej wyróżniającym się i najlepszym numerem krążka jest Nigredo. Jest to także strzał brzmiący najpełniej, najlepiej wyważony, do tego bardzo dziki. Co ciekawe, mimo niepełnych dwóch minut, miałem poczucie, że trwa najdłużej. Może to z powodu większej ilości pomysłów i bodźców wrzuconych w jeden, konkretny utwór.
Po zarejestrowaniu tego faktu, i przy kolejnych odsłuchach longplaya, zacząłem zauważać, że Cortez dość często brzmi przeciąganie. Nie do tego stopnia, że ma się ochotę przestać słuchać, a jednak pozostaje tu pewien nadmiar. I nie wiem, czy jest to spowodowane kompozycją, czy brzmieniem płyty.
Jest ono świetne, nie ma co ukrywać. Bogaty, przestrzenny dźwięk odkrywa wszystkie smaczki, nie tłumi żadnych fragmentów. Produkcja jest zrealizowana fantastycznie, ale też bardzo masywnie. No More Conqueror od początku do końca atakuje solidną ścianą dźwięku. W pewnym momencie ten stały atak może się robić męczący. Tu nie ma chwili na złapanie oddechu, bo nawet gdy muzycy grają lżejsze fragmenty, i tak dostajemy je w bardzo dosadnej formie.
Zastanawiam się, komu najlepiej byłoby ten album polecić, i wydaje mi się, że szybko odnajdą się tu ludzie znudzeni standardowym post-rockiem. Cortez nie jest na tyle ostry, by mieć wysoki próg wejścia, a jednak posiada całkiem wyraźne pokłady matematycznego szaleństwa. Na pewno warto dać mu szansę.
Ocena: 7,5/10
- Ayyur – „The Lunatic Creature” (2018) - 13 lipca 2019
- Psychopathic – „Phases” (2018) - 6 lipca 2019
- Himura – „Exterminio” (2016) - 30 czerwca 2019
Tagi: 2018, Basement Apes Industries, Cheap Satanism Records, Cortez, Get A Life! Records, Grains of Sand Records, kapitan bajeczny, mathcore, No More Conqueror, post-mathcore, post-metal, post-rock, recenzja, WOOAAARGH Records.