Założę się, że wszyscy znacie powiedzenie „z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu”. Zespół Dethonator jest w pewnym sensie uosobieniem tej maksymy – pochodzący z Wielkiej Brytanii kwartet ma w swoim składzie braci Adza i Trisa Linekera. Grupa na zdobiącym tylną część ich trzeciego (lub czwartego, jeśli liczyć dwukrotnie nagrany debiut, a szóstego, jeśli wziąć pod uwagę jej wcześniejszą działalność pod szyldem Kaleb) zdjęciu wygląda na poważnych graczy, jednak po zapoznaniu się z pierwszą odsłoną Race Against The Sun dobre wrażenie pryska.
W zasadzie trudno mi ze stuprocentową pewnością wskazać elementy sprawiające, że niniejszy album nie zaskakuje tak jak teoretycznie powinien. Wszystko wydaje się tu na odpowiednim miejscu i wystarczająco dobrym poziomie, aby album zagościł w odtwarzaczu na dłużej – jest przyzwoicie zagrany, nieźle zaśpiewany (momentami w wokalach dosłyszeć można echa dawnego Dave’a Mustaine’a – dla fanów głosu Rudego z czasów chociażby Rust In Peace będzie to nie lada gratka) i dobrze wyprodukowany. Kompozycje, choć długie – najczęściej pięcio- i sześciominutowe, wyjątkiem jest zamykający się w niecałych czterech minutach Ulflag, są na tyle dobrze skomponowane, aby nie zanudzać słuchacza. Tak jak wspominałem – wszystko na swoim miejscu, prawda?
Ano prawda. Podobnie jak prawdą jest to, że przez prawie cały czas trwania krążka (a ten jest dłuższy niż w przypadku standardowych wydawnictw – 54 minuty to całkiem sporo) czegoś mi w nim brakowało, nie znalazłem jakiejś iskry, która sprawiłaby, że chciałbym posłuchać Race Against The Sun: Part One jeszcze raz. To nie tak, że jest to album asłuchalny – co to, to nie. Po prostu brakuje na nim momentów wybijających się ponad zwyczajną poprawność. Jako takie mógłbym wymienić jedynie trzy utwory – Burial Ground, Narcisside oraz bezsprzecznie najlepszy na płycie The Hangman. Jedynie te numery prezentują poziom, jakiego możnaby oczekiwać od załogi z niespełna dwudziestoletnim (jeśli wziąć pod uwagę wspomniany Kaleb) doświadczeniem. Nie są to jednak kawałki powodujące opad szczęki – to po prostu dobre numery na tle przeciętnej reszty.
Koniec końców określiłbym pierwszą część Race Against The Sun po prostu jako album poprawny, bez większych odchyłów w jedną lub drugą stronę. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że do nowej propozycji Londyńczyków wracać nie będę – jest mnóstwo zespołów, które również mieszają heavy metal z thrashem, jednak ze znacznie lepszym skutkiem. Tutaj nie znalazłem natomiast niczego specjalnego.
Ocena: 6/10
Dethonator na Facebooku
- Pearl Jam – „Dark Matter” (2024) - 19 kwietnia 2024
- SÂVER – „From Ember and Rust” (2023) - 16 kwietnia 2024
- Dopelord, Mentor, SkullBong – Kraków (23.03.2024) - 26 marca 2024
Tagi: 2019, Dethonator, Heavy Metal, Pavement Entertainment, Race Against The Sun: Part One, recenzja, review, thrash metal.