Epitome – „TheoROTical” (2015)

Są takie zespoły, o których się nie słyszy, pomimo zainteresowania gatunkiem, który prezentują. Dla mnie takim zespołem jest Epitome. Niby polski, niby death/grind, niby wszystko wskazuje, że powinienem znać, a tu niespodzianka. I to mimo bycia najbardziej skrzywionym muzycznie umysłem w redakcji. Well, zdarza się, obczajmy, czym jest ten Epitome.

A okazuje się być już wiekowy. Utworzony jeszcze w 90tych, Rzeszowski zespół nagrał 4 pełniaki, z czego recenzowany tu TheoROTical jest najświeższym longplejem. Oryginalnie nagrany i wydany rok temu, ostatnio został ponownie puszczony w świat za sprawą kolektywu Damned Pages/Defense Rec/Deformeathing Prod/Mythrone Prom. Nabywca czy inny korsarz, obcujący z rzeczonym materiałem, dostanie w swoje prawe/złodziejskie łapki dwadzieścia pięć minut muzyki typu death metal chcący być grindem. Czasami nawet im się ten grindcore osiągnąć udaje, niestety zazwyczaj kończy się na ambicjach.

Nie przypadliśmy sobie z krążkiem do gustu. Przyznaję, że wina może leżeć po mojej stronie, i moich wygórowanych oczekiwań co do muzy tego rodzaju. Możliwe, że znajomość i sympatia do naszych swojskich, przaśnych i mocno punkowych grindów typu Nuclear Vomit albo Ass To Mouth mogła się ciut rzucić na kształt postrzegania tej płyty. Co poradzę, że to moja brudna, patologiczna miłość. Natomiast Epitome chciał zrobić coś innego. Wydaje mi się, że to coś miało być bardziej w amerykańskim stylu, jak Fuck the Facts na przykład. Nie powiem, gdyby im wyszło mogłoby być naprawdę w pytkę. Kłopot w tym, że szkoła amerykańska jest trudnym, skomplikowanym technicznie i kompozycyjnie kawałkiem chleba. Rzeszowiaki tworzą zdecydowanie za prosto na te klimaty. Tylko, że jednocześnie jest to za mało zakręcone, za wolne, za poważne na nasze rejony. No kurwa, jaki pat.

Zaczynający krążek numer, Public Disorder, zaczyna się nawet fajnie, choć bardziej przewidywalna może być tylko sraczka po fasolce po bretońsku mlekiem zapijanej. Niestety, już niemal na starcie produkcji klapsa w dziąsło sprzedaje nam największy mankament materiału: wokal. Ludzie, jaki ten wokal jest słaby. Nudny, totalnie bez barwy, wysapany jakby na odwal się i po prostu za słaby na te gatunki. Astmatycy krzyczą mocniej i wyraźniej. Wokal dodatkowy też ssie głęboko i z połykiem (Superotic Hostile Template najlepszym na to dowodem), chociaż już nie aż tak. Lepiej prezentują się riffy, co wcale nie znaczy, że dobrze. Ogólnie brzmią nawet-nawet, ale… to nie jest grind. To jest death metal, i to średnich temp do tego. Mało ciekawy, standardowy i do tego w końcu powtarzalny. Może tylko Nothing Human Left jest szybsze. Za to do perkusji nie mogę się przyczepić, bębniarz rżnie dobrze i jako jedyny z muzyków wyróżnia się na plus. Do puli minusów dorzucę jeszcze teksty. No niby są w duszy buntu i anty, tylko, że to jest podane na poziomie pijanego pod szkołą kinderpunka. Wolę już gdy wokal zaczyna sapać i jęczeć jakby mydło podnosił.

Nie powiem, zawiodłem się tą płytą. Jest słaba i nudna. Nie jest takim totalnym szambem, ale to jeszcze gorzej, przynajmniej miałbym jakąś radochę z skopania jej. Niby tu i ówdzie zdarza się jakiś jasny punkt (kawałek tytułowy albo Authorities Collapsed), ale to jasność na poziomie dwunastowoltówki. No w ciemnościach ją widać. Poza tym bieda. Widocznie każda dobra scena potrzebuje swojej czarnej owcy. Tyle dobrego, że można to najpierw legalnie i w całości na YouTube przesłuchać.

Ocena: 4,5/10

Kapitan Bajeczny
Latest posts by Kapitan Bajeczny (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , .