Fleshless „Devoured Beyond Recognition” (2015)

Dawno mnie tutaj nie było z powodów rozmaitych natury wszelakiej, ale oto w końcu przybywam by zmierzyć się z kilkoma solidnymi zaległościami. Na dzień dobry dostałem w mordę od grupy Fleshless, która łupie od wczesnych lat 90, ale pierwszym materiał długogrający w 1999 roku. Pochodzą z Czech i jak można wywnioskować po okładce łupią chamskiego brutal death metala. Żeby nie było zbyt nudno czasem zaserwują jakąś bardziej przystępniejszą melodię czy zgrabną solóweczkę (z miejsca wyróżnia się dość przystępny Deviant Sanctity). Do tego będziecie jeszcze obcować ze wstawkami rodem z oldschoolowych horrorów i choć to patent stary jak sam death metal to nie mam tego nieprzyjemnego wrażenia obcowania w koło z tym samym. Na pewno pomaga zwięzłość kawałków i kombinowanie w ich obrębie (niepokojąca wstawka w Spirit Deformed) i jakaś taka niewymuszona lekkość całości jakkolwiek by to nie brzmiało. Czuć, że to zaprawieni w boju załoganci, którzy nie chcą tylko masakrować dźwiękiem. Natknąć się również można czasami na thrashowy patencik i szatkujące kawałki pauzy (Human Insect). Spodziewałem się, że gdzieś tak w okolicy 9 – 10 numeru zacznę ziewać, ale bardzo miło się rozczarowałem.

Szkoda, że wokalnie jest dość jednostajnie, ale cóż, taka stylistyka i jak najbardziej to respektuję. Mam wrażenie, że Fleshless stoi w ciekawym rozkroku i zerka raz w stronę w wwiercającego się łeb od lat Cannibal Corpse, z drugiej w stronę bardziej progresywnej formy znanej z albumów chociażby Death (Mind Eclipse, który to zresztą jest kawałkiem pełnym fajnego napięcia). W tekstach rządzi rzecz jasna niepodzielnie gore, horror i zupa z naszych wnętrzności, także każdy maniak starej szkoły powinien być zadowolony, szczególnie, że znacie moje podejście do gatunków muzycznych, które nie próbują w jakikolwiek sposób ewoluować. Fleshless nie próbując być na siłę czymś więcej niż jest po prostu sobie miesza klasyczne składniki i wychodzi nam bardzo przyzwoita zawartość jaką słyszymy na Devoured Beyond Recognition. Dodam jeszcze, że zarówno intro jak i outro są dość mocno „od czapy”, a album jakoś szczególnie nie różni się od poprzednich dokonań grupy, choć warto wskazać na nieco lepsze brzmienie.

Podsumowując – jeśli na death metalu zjadłeś zęby, a czujesz, że brakuje CI na horyzoncie nowych ciekawych nazw – obczaj Fleshless. Nic nowego pod słońcem, ale nawet takiemu maruderowi jak ja się podobało. A to chyba wystarczająca rekomendacja by sprawdzić wypiek od naszych sąsiadów. Może i nie jest to wypiek pierwszej świeżości, może i natrafisz w nim na jakiś paznokieć, kosteczkę, albo oczko, ale i tak będzie Ci smakować. Polecam!

Ocena: 7/10

Autorem jest Dominik „Stanley” Stankiewicz.

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , .