Funeral Mist – Hekatomb (2018)

Otrzyjcie już łzy wszyscy zawiedzeni najnowszym wydawnictwem Szwedów z Marduk! Oto tydzień przed premierą nie będącej nawet w najmniejszym stopniu zwycięstwem Viktorii (nasza recenzja tutaj) na rynku pojawił się zapowiedziany ledwie dwa dni przed premierą nowy album Funeral Mist. Dowodzona przez Ariocha (w Marduku występującego jako Mortuus) maszyna powróciła po aż dziesięciu latach przerwy z krążkiem tak dobrym (a może raczej powinienem rzec złym), że prawdopodobnie sam Szatan z lubością się w nim zasłuchuje.

Ledwie 50 sekund poświęcili Szwedzi na zbudowanie klimatu przed rozpoczęciem nawałnicy blastów oraz doskonałych riffów, która kończy się po 42 minutach – co w przypadku dzieła, z którym przyszło mi obcować było końcem zdecydowanie zbyt szybkim.  In nomine domini, Naught but Death czy Shedding Skin to strzały między oczy. Szybkie, dzikie i brutalne, ze znakomitym wokalem Ariocha, który nie kopiuje stylu prezentowanego przez siebie samego na albumach Marduk najprawdopodobniej są jednymi z lepszych blackmetalowych dzieł tego roku. Huraganowa rozwałka nie trwa jednak w nieskończoność – zajmujący czwartą pozycję na trackliście Cockatrice jest utworem dosyć… eksperymentalnym jak na tak oldschoolowy black metal, a mająca miejsce gdzieś w połowie tego siedmiominutowego potwora ambientowa wstawka przywodzi na myśl podobne zapędy niejakiego Varga Vikernesa w Burzum. Ten moment odpoczynku kończy się opętańczym wrzaskiem wokalisty oraz powrotem do wściekłego grania. Dłuższa chwila spokoju następuje wraz z następnym w kolejce Metamorphosis. Płynne przejście między wolnym rytmem odgrywanym na perkusji w końcówce Cockatrice a utworem numer pięć prowadzi nas do klejnotu w koronie Hekatomb, wolnego numeru będącego moim zdaniem absolutnym arcydziełem. Pewnego rodzaju urozmaiceniem są użyte w tym kawałku złowieszcze, jakby kościelne chórki pojawiające się od czasu do czasu. Dzięki tym siedmiu minutom wytchnienia Hekatomb zwyczajnie nie nuży słuchacza, oferując wystarczające zróżnicowanie, aby nawet najbardziej wybredny słuchacz nie zdołał poczuć znużenia szaleńczymi atakami Szwedów.  A tak przy okazji jest to chyba najlepsze black metalowe siedem minut, jakie słyszałem w ciągu ostatnich kilku lat. No i jest to też jedyna pozycja na najnowszym albumie Funeral Mist, która w jakimś stopniu przypomina niektóre z wolniejszych dokonań Marduk z ery Mortuusa.

Album składa się z ośmiu utworów. Pierwsza trójka to niezwykle agresywne granie, pośrodku znajdują się drobny eksperyment oraz wolny, niemalże marszowy kawałek – teraz powinien być więc czas na powrót do ekstremalnej rozwałki i tak też się dzieje – Within the Without, Hosanna oraz wolno rozpoczynający się Pallor Mortis to trzy pozycje, które z marszu mogłyby być definicjami pojęcia „black metal”. Pełne nieokiełznanej furii i opętańczych wokali Ariocha, z ilością riffów, którą możnaby obdzielić jeszcze kilka innych utworów, stanowią doskonałe zwieńczenie Hekatomb i zostawiają słuchacza całkowicie zdemolowanego, jednak chcącego kolejnej dawki serwowanego przez Funeral Mist zniszczenia.  

Tak się gra black metal!
Idę po więcej.

Ocena: 9.5/10

A tutaj możecie sprawdzić jak prezentuje się Funeral Mist na portalu Facebook.

 

Łukasz W.
(Visited 7 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , .