God Mother / Artemis – „God Mother / Artemis” (2016)

Chcesz przesłuchać fajną płytę, ale nie masz więcej czasu niż na spalenie papierosa? Nie płacz, zawsze znajdzie się wyjście. Możesz się zainteresować na ten przykład recenzowanym tu krążkiem. Jedenaście minut akuratnie na poprawę nastroju podczas przerwy pomiędzy wkurzaniem się na klientów, czy czymkolwiek tam się na co dzień zajmujesz.

Wytwór ten zaserwował (czy też, na chwilę pisania tekstu, zaserwuje) WOOAAARGH do spóły z Dingleberry Records i Smithsfoodgroup DIY (info wyciągane na własną rękę, której za wiarygodność urżnąć nie dam), co w pewien sposób sugeruje, z jaką muzyką mamy do czynienia. Tym razem obie ekipy prezentują hardcore w wersji ciut mniej popularnej. Trzy kawałki od God Mother i dwa od Artemis trwają może mniej niż przeciętna płyta, ale zapewniają tyle samo, a może i więcej, energii i mocy.

Nie przedłużając, z kopyta zaczyna God Mother. Ich część, chwytliwa od początku do końca zaczyna się od Between Voids i od razu bije hardcorem z punkową duszą i zacięciem prawdziwego showmana. Niezłe, wpadające w ucho hardcore’owe motywy poprzetykane często-gęsto bujającym groovem z kapitalnym brzmieniem basu (i odrobinę głuchym udźwiękowieniem reszty, z perkusją na czele) wydają się być kawałkami tworzonymi z myślą o graniu na żywo. Taneczny Loss i intro do Passa Dig, zagrzewające do działania nie gorzej niż Radziecka Myśl Motywacyjna, to chyba najjaśniejsze punkty na ich części siódemeczki.

Druga część należy do Artemis. Brytole grają inaczej, trudniej, bardziej zawile i skomplikowanie. Nie spodziewajcie się jednak spowolnienia i uspokojenia. Mniej tu punkowości, więcej melodii, zdarza się, że krzywych, przez co ciekawszych. Wystarczy przesłuchać Nonentity, szczególnie świetną końcówkę. Artemis prezentuje bardzo fajny miks motywów wszelakich. Hardcore jest określeniem umownym i wysoce niepełnym. Jest tam też trochę sludge’u, może nawet południowe wtręty? Sami pewnie znajdziecie inne nawiązania. Tak czy siak, zarówno Nonentity, jak i bujające Absentees są tą lepszą częścią płyty. Równie energiczną, wkurzoną, a przy tym dużo ciekawszą.

Może i Artemis wypada dużo lepiej, ale to nie znaczy, że God Mother ssie. Wręcz przeciwnie, obie ekipy są warte uwagi, a tym samym splicisko także. Mocnarna petarda, polecenia godna. Zaopatrzcie się przy okazji.

Ocena: 8/10

Kapitan Bajeczny
Latest posts by Kapitan Bajeczny (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , .