Grave Miasma – „Endless Pilgrim” (2016)

Długie weekendy mają jedną wadę – tworzą nadmiar zaległości, które potem trzeba nadrabiać co nierzadko powoduje brak chwili dla siebie bądź rzeczy inne niż praca. Koniec końców nareszcie stało się i wracam z kolejną recenzją. Jeżeli tęskniliście (w co wątpię) to tym razem zająłem się świeżą premierą, ponieważ niedawno (6.05.2016) na świat przyszedł kolejny bękart z black/death metalowego romansu. Grave Miasma wraca by zasiać cierpienie i szaleństwo.

Uczciwie powiem, że swego czasu długo katowałem Realm of Evoked Doom oraz debiutancki Odori Sepulcrorum dlatego na samą wieść o premierze nowej EP zacierałem moje pazerne łapki na kolejny, w najgorszym wypadku dobry, cios ze strony czterech metalowców zamieszkujących ponure obrzeża Londynu, przepełnione bezimiennymi i zapomnianymi mogiłami. Na Endless Pilgrim przez ponad 30 minut dryfujemy (co widać na niezłej okładce) po wzburzonej czarnej bryzie smolistych fal i mierzymy się z siłą death metalowego sztormu. Instrumentalne wejście Yama Transforms to the Afterlife, będące zarazem spoiwem oraz motywem przewodnim całego materiału, idealnie wkomponowuje się w całość tej ekstremalnej zawieruchy. W zasadzie to jedyne chwile wytchnienia jakie dostajemy podczas tej podróży. Muzycy z łatwością płyną w swoich, ujmijmy to wielowątkowych, kompozycjach i chyba stawiają kolejny krok naprzód w swojej wizji blackened death metalu. Dla niektórych może się to okazać niekiedy zbyt pokręcone czy wręcz chaotyczne, ale moim zdaniem na tym polega urok tej EP – by porwał nas obłęd, by zostać przytłoczonym przez dużą ilość grobowej ziemi, by jak truchło zostać zdmuchniętym przez silny wiatr niosący odór trupiego jadu. Podobnie ktoś mógłby przyczepić się, że bardziej (jak dla mnie) klarowne brzmienie zwiększa poczucie ciężaru i podkreśla nieco odczuwalną monumentalność niektórych momentów. Faktycznie, może i jest trochę mniej mrocznie i diabelnie, ale to chyba zbyt słaby pretekst by mówić że Endless Pilgrim to po prostu „kolejna pozycja w dyskografii”.  W zasadzie każdy z utworów nie pozwala nam oderwać słuchu od  tych dźwięków, które brzmią jakby dochodziły prosto z zaświatów. Tym bardziej warto to docenić, gdyż całość wypada naprawdę imponująco i nie sprawia wrażenia przesadzonego eksperymentu.

Słuchając obecnej formy Grave Miasma można tylko powiedzieć, że Anglicy dokładnie wiedzą w którą cmentarną alejkę należy skręcić by dotrzeć do upragnionego celu i znaleźć właściwy „szkielet” materiału o takiej sile rażenia. Mam też nadzieję, że na swoim drugim pełnowymiarowym albumie pójdą jeszcze dalej i pokażą naprawdę co siedzi w ich splugawionych wnętrzach. Póki co zachęcam wszystkich spragnionych ponurej i złej muzyki na rejs statkiem widmo Endless Pilgrim.

Ocena: 7,5/10

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , , .