Heleven – „Medusa’s Love Story” (2019)

Szukając informacji o andaluzyjskim Heleven, natykałem się na określenia indie/alternative rock. Nic bardziej mylnego, bo żeby znaleźć się w tej kategorii – takie przynajmniej moje zdanie – trzeba buszować po rubieżach tego, co modne dziś lub było niegdyś, a nie działać blisko centrum. Hiszpańscy muzycy sięgają natomiast na Medusa’s Love Story po przeróżne cytaty z rockowego mainstreamu, a to z jednej strony pozwala im stworzyć mieszankę zgrabną, dobrze zaaranżowaną, mocną i przebojową, ale jednocześnie nie przynoszącą nic przełomowego. Trudno jednak odmówić Heleven pewnej biegłości w poruszaniu się pomiędzy mocnymi riffami o dość wyrazistym, nowoczesnym (a przynajmniej nie oldschoolowym) groove, a momentami melodyjnymi, wręcz pop rockowymi.

Muzyka grupy przynosi parę skojarzeń. Otwierający płytę numer Something New może ewidentnie nawiązuje do późniejszych dokonań Korna – nawet wokalista wpada w manierę wokalną Jonathana Daviesa (nie zmienia to jednak faktu, że to naprawdę niezły kawałek). Above the Sky z kolei ma w sobie coś z przytłaczających, a jednocześnie kuszących gitarowych harmonii Alice In Chains. A znajdziemy tu jeszcze parę nawiązań do tego, co na scenie nu metalowej, groove metalowej, hardrockowej czy grunge’owej działo się w ostatnich dwóch dekadach. Nie twierdzę, że świadomie ktoś kogoś kopiuje, ale całość wypada nieco wtórnie, choć doceniam pewną jakość wykonania i podania, a te są na wysokim poziomie.

Należy przyznać, że wszystko brzmi zawodowo, a wiele fragmentów zwyczajnie może robić wrażenie. Jeśli Heleven stawia na świdrujący, pełen mocy riff, to przekonującej energii nie brakuje (Suffering is Gone czy Titans and Gods). Ciekawie też wybrzmiewają tutaj lekko industrialne nawiązania choćby w Ghost of Me (gorzej jednak z nieco mdłym refrenem). Zdarza się, że gitarowa moc rozpływa się tutaj w nieco bardziej melancholijnych, może lekko psychodelicznych połaciach zawiesistych, sennych dźwięków, co brzmi naprawdę nieźle (Waterfalls).

Parę refrenów z Medusa’s Love Story sprawdziłoby się w popularnych rockowych stacjach radiowych – tylko pytanie brzmi: czy to powód do dumy, czy raczej zarzut? Mnie te niemal spokojniejsze fragmenty nie przekonują do końca, a przynajmniej nie zawsze. Ale są wyjątki i od tej reguły, jak podany na koniec, minimalistyczny, pełen przestrzeni i ciekawych aranżacyjnych rozwiązań Love’s No End. Niby nie dzieje się tutaj nic wielkiego (jak te elektroniczne piski w tle) a działa.

To żadna tam alternatywa, tylko solidnie wyprodukowana, zagrana z pomysłem, nowocześnie podana hard rockowa muzyka środka. Nie arcydzieło – a zauważyłem, że paru recenzentów odleciało z ocenami – ale niezła płyta, która ma szansę spodobać się szerszemu gronu odbiorców. Dla wszystkich to muzyka czy może dla nikogo? That is the question! – jak prawił klasyk. Zachęcam do samodzielnego poszukiwania odpowiedzi.

ocena: 7/10

Oficjalna strona zespołu na Facebooku

(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , , , , .