Helroth – „I, Pagan” (2016)

Z muzyką stołecznego Helroth zetknąłem się przy okazji ich koncertu u boku Quo Vadis i Valkenrag w warszawskim klubie VooDoo. Nazwa nie była mi obca, bo jak się okazało, posiadałem wydane w 2013 roku demo zespołu. W tym samym roku grupa wydała również EP-kę Wataha, natomiast I, Pagan to debiutancki album wydany przez Art Of The Night Productions.

Płyta trwa prawie 60 minut i składa się z czternastu utworów, z których 6 to kawałki po polsku, 4 to kompozycje instrumentalne, a pozostałe są zaśpiewane po angielsku. Jak nie trudno się domyślić, chociażby po samym tytule płyty, muzykę Warszawiaków można dla uproszczenia sklasyfikować jako pagan folk metal. Jest to jednak muzyka zróżnicowana i większość utworów na tej płycie posiada swój unikalny charakter, odróżniający je od pozostałych. Na przykład Wilcza Jagoda to ostry, dynamiczny numer z black metalowymi wokalami przeplatanymi żeńskimi partiami, notabene odpowiedzialna za nie Martha ma ciekawy i charakterystyczny głos. Następny na płycie Mamuny jest już spokojniejszy, a Michał udowadnia, że potrafi nie tylko krzyczeć i ryczeć, ale także zaśpiewać czystym głosem. Zresztą swoje umiejętności potwierdza jeszcze, chociażby w tytułowym I, Pagan oraz The Forgoten Gods. Obydwa utwory cechują się podniosłą, majestatyczną atmosferą i muzycznie ocierają się o heavy metal. W tym drugim epickiego klimatu dodają chóralne przyśpiewy. Charakterystycznym utworem jest Wiedźma, w którym pokręcona, lekko schizoidalna muzyka oddaje klimat domu tytułowej wiedźmy oraz całego zamieszania związanego z przygotowywaniem naparów, rzucaniem uroków i czarów. W bohaterkę wciela się Martha, skrzecząc i uwodząc erotycznym głosem, jak to na wiedźmę przystało. Kolejnym odmiennym kawałkiem jest Pasterz chmur. Wolny, ciężki, majestatyczny, o demonicznym klimacie. Jego przeciwieństwem jest Firedance, który swoją energią maluje przed oczami scenę tańców przy ogniskach. Przedostatni na płycie Kwiat życia odznacza się natomiast orientalnymi pierwiastkami.

Nie będę ukrywał, że gdy zobaczyłem pierwszy raz czas trwania tej płyty, trochę się zaniepokoiłem. Nie jest łatwo nagrać godzinę muzyki, która nie znuży słuchacza. Tym razem Helroth wyszedł z tego obronną ręką, głównie dzięki wspomnianej różnorodności swojej muzyki. Flet, skrzypce, kobza, melodyjne, czasami wręcz epickie solówki, zaskakujące gitarowe zagrywki i nieoczekiwane zwroty sprawiły, że 60 minut minęło prawie niepostrzeżenie. Prawie, ponieważ kilka momentów wyraźnie mi się dłużyło. I w sumie jest to jedyne, do czego ewentualnie mógłbym się przyczepić. Album zawiera solidną porcję muzyki, która wprawdzie nowych standardów gatunku nie wyznacza, ale kilka ciekawych patentów zawiera. Fanom dźwięków pagan folk powinna przypaść do gustu.

Ocena 7,5/10

Łukasz
(Visited 5 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , .