iiah – „Distances” (2017)

iiah, australijski projekt z gatunku w granicach post-rocka wraz z albumem Distances (premiera w maju br.) postawił mnie do pionu w kwestii muzyki instrumentalnej. Po nieudanych romansach z tego typu muzyką na przestrzeni ostatnich miesięcy, trafiłam na perełkę. Kompletnie nie spodziewałam się takich emocji przy odsłuchu niniejszego albumu. Z góry informuję, że nie będzie to kolejna recenzja rozprawiająca o specyficznej atmosferze, stopniowanym klimacie, rozciągniętych utworach, cięższych riffach przeplatanych naprzemiennie z delikatnymi. To wszystko banały, puzzle, które bez niczyich wskazówek sami doskonale poukładacie, jeśli kiedykolwiek szperaliście w post-rocku nieco więcej niż przeciętny zjadacz rockowej alternatywy. iiah  przede wszystkim stworzył album pełny. Śmiem twierdzić, że zespół wspiął się na wyższy poziom kompozycyjny, są tu piękne melodie, doskonale dopasowane tło, wokale, szczypta elektroniki i dodatków: chorały, puzony, trąbki, skrzypce, altówka, wiolonczela. 

Distances to 6 utworów, ok. 40 minut muzyki. Utwory są rozbudowane, ale nie monumentalne, nie przytłaczają ciężarem. Album charakteryzuje spokój (jakkolwiek to dziwnie brzmi), brak tu ścian dźwięków czy dłuższych muzycznych fraz. Można się przy nim zrelaksować, wyciszyć, zatrzymać. Za najciekawsze momenty uznaję te wokalne w utworach Samsara (z gościnnym udziałem Maggie Rutjens) i Voyagers. Jest coś pięknego w anemicznym wokalu Tima Day’a, mimo że początkowe skojarzenia z nieco operowym stylem mocno mi zgrzytałyCo ciekawe, w innym przypadku maniera wokalna mi przeszkadza – za najsłabszy punkt uważam surowy i niekonsekwentny Gravity (Release), w którym oprócz dziwnego przesteru gitary wyciągnięty w wysokie tony śpiew Tima psuje efekt całości. Kompletnie nie pasuje mi na tej płycie sztuczny wokalny pogłos i przyspieszone tempo. Ta część Distances nieco rozczarowuje.

Oprócz typowej dla post-rocka estetyki znajduję w dziele Australijczyków „to coś”, co przykuło moją uwagę na dłużej. Czasem trzeba czytać między wierszami, zwolnić tempo, rozejrzeć się dookoła. Tak jak czas przecieka przez palce, tak z pamięci umknęła mi większość post-rockowych tworów, docierających na moją skrzynkę redakcyjną lub pocztą pantoflową. Nie przesadzę, jeśli oszacuję, że 80% takiej muzyki przepłynęła mi z jednego ucha do drugiego, nie pozostawiając po sobie niczego. Idąc ścieżką wytyczoną przez promocję popularnych w branży tytułów, na końcu często się okazuje, że to droga donikąd. Na polskich muzycznych portalach o iiah nie powiedział wcześniej nikt, a szkoda, bo moim skromnym zdaniem zasługują na uwagę i czas ze strony słuchacza. 

Samsara w sanskrycie oznacza „wędrowanie” lub „świat”, jest związane ze wschodnimi koncepcjami karmy i reinkarnacji, podróżowania lub przyziemnego istnienia. Koncepcja idealnie pasuje do całego przedsięwzięcia czy aury związanej z iiah, więc album powinien przypaść do gustu tym, którzy rzeczywiście przeżywają „wędrówkę” do odległego samsarycznego świata, zwanego świadomością. 

Ocena: 8,5/10

Joanna Pietrzak
Latest posts by Joanna Pietrzak (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , .