Incarnal „Hexenhammer” (2015)

Jestem wzrokowcem. Nic w tym odkrywczego, bo który facet nim nie jest? Nie pytam o charakter mijanych dziewuch, a oglądam, oceniam. Podobnie jest z płytami – pierwsze wrażenie to okładka… Tak było, jest i będzie. Znam parę dennych prac, które mi zepsuły świetne muzycznie płyty, jak i w pamięci utkwiło mi sporo genialnych grafik, co mnie zwiodły do wartości nędznych płyt.
Jak jest tutaj? Co mi się rzuciło w oczy? Ano Incarnal ma super logo, z ciekawym patentem, które idealnie dopełnia „rycinę” z frontu. Niby nic odkrywczego, niczym reprodukcja ze starej księgi, ale kolorystyka sepii dodaje stosownego klimatu. Wspomnę jeszcze, że to logo ma pewien klimat, który mi się przyjemnie kojarzy z Benediction. A za to mają chłopaki z Incarnal u mnie fory już na starcie. 😉 Skojarzenie z Brytolami nie jest bezpodstawne. Cały czas podczas odsłuchu Hexenhammer wszędzie słyszę klasyczny death metal, raczej ten bliski Wyspom niż ciepłej Florydzie.

No to zaczynamy… By the devil’s hand… Tytuł mówi wszystko. No to kwestię tematyki poszczególnych utworów już mamy z głowy. Czas na muzę…
Jak to jest, że pozornie oklepany patent, jakim bez wątpienia są bijące dzwony „wzmocnione” inwokacją, buduje świetny, niepokojący klimat? Jak to było w Rejsie (taki film droga młodzieży)… lubimy te filmy, co już oglądaliśmy… Ano właśnie.  Z płytami najwyraźniej mam tak samo.
Po tym całkiem niezłym intro, zaczyna się płytka Incarnal Hexenhammer. Ściana gitar, nieustanie ”pykająca” perka niepokojace bicie dzwonów. Nic nowego? Pewnie, że nie, wszak można rzec, że tak swego czasu grało… I tu wpisujemy paręnaście ulubionych nazw. Tylko czy każda płyta musi być nowatorska? Odrzucając te zbędne uprzedzenia, przyznam, że jest coś, co przykuwa uwagę do Incarnal, nie pozwala na wyłączenie, czy szybkie określenie, zbycie paroma wyświechtanymi zdankami… Ale po kolei…
Na plus uznam, że melodyka poszczególnych partii jest nienachalna. I bardzo dobrze! Wróży to płycie dłuższą obecność w moim odtwarzaczu. Na początku trochę mnie zniechęcało nieco przytłumione brzmienie Hexenhammer, do którego musiałem się jednak nieco przekonać. Bowiem tak od razu miałem wrażenie jakby ktoś położył mi koc na głośnikach. Niemniej co do produkcji samej płyty zastrzeżeń już nie mam. Brzmi na wskroś klasycznie. Parafrazując słowa jednego „filmowego” bimbrownika: jest odpowiednia porcja death metalu w death metalu.
Mocne punkty tego materiału to perka (dla mnie to podstawowy instrument w każdej metalowej płycie, nie ma dobrej płyty bez porządnych bębnów…) oraz wokal. Mocny, głęboki growl. In plus dodam też na pewno wszelkiego rodzaju wtręty czy to np. klimatyczne odgłosy, jak kroki, odgłosy natury podkreślone akustykiem, które to nostalgicznie otwierają Black Tongue Lithany. To są pozornie momenty, ale przez takie smaczki Hexenhammer staje się o wiele ciekawszy, a same utwory bardziej rozpoznawalne niż gdyby miałyby być monolitem. Nudnawym już po paru przesłuchaniach. Na szczęście tu nam to nie grozi.
Drugi utwór – Children of pestilence – stawia na wolniejsze partie. Jest on takim walcem, który na pewno będzie przyciągał uwagę za poszczególne użyte tam motywy. Dobrze, że Incarnal odpowiednio dozuje dodatkowe patenty. Na Hexenhammer nie ma bowiem wrażenia natłoku czy przesadnego bogactwa treści. Stanowczo chłopaki mocno przysiedli na próbach. To wszystko ma jakąś myśl, nie ma tuszowania aranżacyjnych mielizn nudnawą agresją, jest za to klimat.
I stosowne pierd…nięcie rozpoczyna We were born In the eye of the Storm. Kurna, uwielbiam takie utwory! Pykające stopy, rwane tempa, raz po razie szybsze bicia (werbel!!!), spokojniejsze partie kontrastujące z ogólną linią utworu. Ten We were born In the eye of the Storm to jest po prostu dobry utwór.
Hexenhammer to już drugi album Incarnal, pierwszego nie kojarzę. Przyznam tylko, że jak na tak krótki staż, to chłopaki grają na bardzo wysokim poziomie. Jest tu paru gości, ale nie sądzę, by bez nich ten materiał byłby słabszy.
Mocne otwarcie płyty, a następnie ciekawe rozwinięcie to od razu wywołało u mnie dobre wrażenie na resztę płyty. Zaręczam Wam, że po takowym wstępie, reszta materiału jest również godna uwagi. Niewątpliwie kapela jest głodna sukcesu, czuć tu pasję. Incarnal ma wszystko, co by się przebić do czołówki. Oby kolejne wydawnictwa podtrzymała obecną formę kapeli, a będzie o nich głośno.
Narzekającym na czerpanie z estetyki wielu kapel, odpowiem, że nie każda płyta musi być Spheres , czy Covenant, nie każda płyta musi być kamieniem milowym dla gatunku. Incarnal na Hexenhammer proponuje słuchaczowi kilkadziesiąt minut dobrze zaaranżowanej muzy spod znaku klasycznego death metalu. Zainteresowani mogą śmiało po niego sięgnąć, reszta będzie i tak narzekać.

P.S. Incarnal to element prężnie działającej machiny pod szyldem Via Nocturna. Super, że w miernych czasach dla fizycznego nośnika, oryginalnego produktu, są takie inicjatywy. Dziwi mnie informacja o limicie 500 sztuk. Z drugiej strony pytanie, jakie są obecne realne wyniki sprzedaży. Ale to już inny i zupełnie poboczny temat.
Tymczasem leci u mnie Baptized in blood (piaty na płycie) okraszony ciekawą solówka, która skutecznie przepędza głupie dywagacje. Miłego słuchania.

  Ocena: 8/10

https://www.facebook.com/incarnal

Tomasz
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , .