Kaliyuga – „Once Upon A Time” (2016)

Once Upon A Time śmiało mogę dopisać do listy płyt, których sam nie tknąłbym palcem. Na szczęście (w tym przypadku) pisanina na tym portalu czasami przymusza mnie do kontaktu z takimi produkcjami. Kaliyuga, wbrew przeczuciu, okazał się zespołem grającym naprawdę świetnie. To pierwszorzędna mieszanka black metalu, neocrustu i grindcore’u.

Płyta ta została wydana przez  L’inphantile Collective w maju roku bieżącego. Debiut zespołu to nie jest, ale w praktyce można go za taki uznać (jedna siedmiocalówka wcześniej to niewiele). Krążek zawiera około pół godziny muzyki zawartej na szesnastu napakowanych negatywnością kawałkach.

Nie spodziewałem się aż tylu emocji zawartych w tej muzyce. A jeśli już to raczej gniewu i złości. Kaliyuga natomiast potrafi zabrzmieć jak punkowa wersja DSBMu. Potrafi, bo kawałki są różnorodne i poukładane tak, by płyta po prostu była ciekawsza. Utwory, ogólnie mówiąc, są krótsze niż dłuższe oraz bardzo intensywne. Kaliyuga nie bawi się w zwolnienia. Gna wciąż do przodu, byle wścieklej, byle mocniej. Blasty sypią się jak bluzgi na budowie, gitary sieją huraganowy zamęt a wokalistka krzyczy jakby zrywano z niej skórę, bądź sama miałaby to sobie zrobić. Piszę to w kontekście komplementu. Wrzaski Emilie pasują idealnie, są jednocześnie depresyjne i agresywne, do tego brzmią świetnie. Sprawdzają się równie dobrze na utworach gniewnych, jak Angry albo Devious As A Snake i tych bardziej blackmetalowych jak Judgement. Grindcore i crust punk też tu znajdziesz, wymieńmy chociażby Battle czy Step Back, przy czym muszę wspomnieć o ciekawych wydziwach wokalnych pod koniec tego ostatniego. Ale najlepiej jest na utworach pokroju Suicide. Utworach, na których krystalizuje się wspomniana fuzja DSBM i punka. Po prostu czuć w nich żywe emocje, a to przecież chyba najlepsze, co można o muzyce powiedzieć. Kaliyuga bardzo dobrze też dobrał sobie cover. Nasumowe The Last Sleep już oryginalnie było utworem ponurym, jednak Francuzi zrobili z niego całkowicie depresyjny walec.

Brzmienie płyty bardzo mi się podoba. Jest ostre i mięsiste, ale nie za bardzo. Bardzo ładnie podkreśla same kompozycje. Muzycy także grają w klimacie. Nie znajdziecie tu szpanerskich solówek, kozaczenia, i, ogólnie mówiąc, środków innych niż dosadna prostota. Tu liczy się energia i emocje. Layout ma ten plus, że jest bogaty i trafia się kilka fotek wokalistki. Poza tym nie powiedziałbym, że mi się podoba, choć na pewno jest dobrze zrobiony.

Bardzo polecam zapoznać się z Once Upon A Time. Jest duża szansa, że zostaniesz zaskoczony równie pozytywnie, co ja. Mam nadzieję, że po tym krążku zespół nabierze rozpędu i renomy. Czego życzę Kaliyudze, sobie i wam.

Ocena: 9/10

Kapitan Bajeczny
Latest posts by Kapitan Bajeczny (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , .