
Kiedy już myślałem, że będę miał spory problem ze wskazaniem dziesięciu najlepszych albumów 2017 roku, niespodziewanie listonoszka dostarczyła mi paczkę z Niemiec, w której znajdowała się jedna jedyna płyta – pięknie wydany digipack projektu Katla zatytułowany Móðurástin. Islandia znów zaskakuje, a jej bohaterowie tworzą nadzwyczaj interesujące dzieło. Ale po kolei.
Katla to duet. Bębni w nim i odpowiedzialny za stronę wizualną jest Guðmundur Óli Pálmason, znany po prostu jako „Gummi”, były perkman post-metalowego Sólstafir, o którego niespodziewanym rozstaniu z tym znanym zespołem było dość głośno w mediach. Za warstwę wokalną i pozostałe instrumentarium odpowiedzialny jest Einar “Eldur” Thorberg. Na pewno nie są Wam obce black metaowe kapele Curse oraz Fortíð, w których się udziela. Zderzenie dwóch różnych muzycznych światów jest na płycie Móðurástin wyraźnie odczuwalne, co powoduje, że osiem kompozycji, zawartych na tym krążku, otwiera nowe drzwi fanom post-rockowego i atmosferycznego grania.
Całość rozpoczyna rewelacyjny instrumentalny numer Aska, który zarysowuje tło dla kolejnych utworów. Nie obraziłbym się, gdyby ktoś mi sprzedał longpleja utrzymanego w całości w takim klimacie. Trzy kolejne kompozycje mijają szybko, przenosząc słuchacza na rozległe krajobrazy post-rocka i post-metalu. „Gummi” tradycyjnie daje popis wzorowego grania na garach. Jego absencja na ostatniej płycie Sólstafir jest bardzo boleśnie odczuwalna, chłop robi bowiem świetną robotę za zestawem perkusyjnym, co powoduje, że każdy kawałek z jego udziałem to uczta dla uszu.
Piąty z kolei Hreggur ma w sobie “to coś”. Atmosferyczny wokal, wysublimowane gitarowe granie, a do tego potężna, typowo black metalowa rytmika powodują, że ten centralny punkt programu jest genialną kulminacją całego albumu. Numer Kul ciągnie dalej ten ciężki wózek, tym razem przy wsparciu damskiego wokalu i bardziej depresyjnych krzyków, które występują obok bardziej tradycyjnego śpiewu. Bardzo pokręcony i dziwaczny utwór, który w pewien sposób odznacza się na tle reszty materiału.
Po potężnych ciosach przychodzi czas na wyciszenie w postaci tytułowej kompozycji Móðurástin, gdzie próżno szukać ciężkich riffów, twardego rytmu i agresji. Niemniej jednak nie jest to pościelówa, tylko piękna, poetycka opowieść muzyczna o matczynej miłości, od której, zdaniem twórców, nie ma na świecie niczego silniejszego. Dość nietypowe oświadczenie, jak na twardych metalowców, prawda?
Zwieńczeniem tego post-wszystko pomnika jest spokojna i mroczna kompozycja Dulsmál, która swą emocjonalnością i dość rozbudowanymi zmianami motywów daje obraz niezwykłego islandzkiego pejzażu, który przewija się przez cały album – z jednej strony surowe pustkowia, a pośród nich koegzystencja ognia i lodu. A pośrodku tego landszaftu monumentalny wulkan Katla…
Móðurástin nie jest krążkiem dla każdego. Zatwardziali zwolennicy tradycyjnej, starej szkoły black metalu powinni omijać ten materiał szerokim łukiem. Co z fanami post-rockowego budowania szerokich muzycznych krajobrazów? Trudno wskazać właściwą odpowiedź. Jestem jednak pewien, że współczesne eksperymenty międzygatunkowe idą w dobrym kierunku, a projekt Katla jest najlepszym tego przykładem. Nieważne jaką metkę przyczepicie islandzkiemu duetowi, ich najnowsze dzieło jest czymś wyjątkowym, świeżym i zaskakującym. Trzeba tylko oddać się temu klimatowi w pełni.
Ocena: 9,5/10
Vladymir
Latest posts by Vladymir (see all)
- Ivar Bjørnson & Einar Selvik – Kraków (02.02.2019) - 5 lutego 2019
- Ivar Bjørnson & Einar Selvik – “Hugsjá” (2018) - 7 stycznia 2019
- Souls Demise – “Angels of Darkness” (2017) - 23 grudnia 2018
Tagi: atmospheric, black metal, gummi, Iceland, Katla, modurastin, post-black metal, post-metal, post-rock, recenzja, review, Sólstafir.