Malepeste / Dysylumn – „Ce qui fut, Ce qui est, Ce qui sera” (2018)

Francuski underground nieustannie w natarciu. Ani Malepeste ani Dysylumn nie są specjalnie głośnymi nazwami, za to muzykę tworzą (a przynajmniej tę, którą słyszałem) niezłą. Tak się złożyło, że wydanie splitu tych dwóch projektów zbiegło się z moją chętką na trochę francuskiej czerni. Ruszyłem więc do odsłuchu i wyniosłem wrażenia na tyle dobre, że warto je tu streścić.

Ce qui fut, Ce qui est, Ce qui sera (czy też, by nie łamać sobie języka, Co było, Co jest, Co będzie) zawiera po cztery numery od obu załóg, razem trwające nieco poniżej trzech kwadransów. Spod skrzydeł Goathorned Productions wychylił się album co najmniej oryginalny. Spodziewany black metal zastałem, a jakże, niemniej w niespodziewanie zgrabnej formie.

Split jest albumem koncepcyjnym, tak przynajmniej mi się wydaje. Obie ekipy nagrały materiały, które bardzo spójnie do siebie pasują. Przypuszczam nawet, że podczas komponowania chłopaki kontaktowali się ze sobą, by stworzyć jednolity twór. Jednolity i bardzo czarujący. Płyta nasączona jest mistyczno-rytualną oraz nieco mitologiczną atmosferą, podaną w bardzo wciągający i piękny sposób. Z jednej strony jest tu złowieszcze zimno i jad, z drugiej utwory potrafią być jednocześnie łagodne, zwiewne i bardzo wciągające. Podkreślmy, że łagodność ta nie jest nieumiejętnym sofciarstwem i miękką parówą, tylko zaplanowaną, udaną i, co tu dużo mówić, bardzo ładną cechą. Szczególnie podczas pierwszej połowy, wykonanej przez Malepeste. Intro pełne odgłosów wody, śpiewów damskich i gardłowych, z mocno baśniowym klimatem bardzo płynnie przechodzi w nieco nostalgiczne, bardzo melodyjne kawałki. Znajdzie się tutaj dekadencka taneczność, znajdą oniryczne partie quasi-modlitewne, znajdzie chwila stanowczości. Nad tym wszystkim nieustannie unosi się ledwo zauważalne, ale jednak istniejące i niepokojące wrażenie schowanego zła. Malepeste genialnie udaje, że wcale nie ma nic za uszami, i zgrabnie lawiruje między pozornym pięknem i piekłem poniżej.

Dysylumn kontynuuje tą stylistykę, choć u nich jest już wyczuwalnie mroczniej. Coraz bardziej wciągające w czerń motywy, coraz więcej wylewającej się rytualności, coraz wyraźniejszy uścisk na gardle. Jednocześnie dalej utrzymywane są pozory ładnej, spokojnej i miłej sielanki. Niestety, wydaje mi się jednak że do tego czasu powinno już zacząć się dziać coś innego. Pozostawanie w podobnych motywach zaczyna już nużyć, a muzyka wydaje się bardziej i bardziej ospała. Aczkolwiek może być to tylko wrażenie moje i mojego krótkiego okresu uwagi. Tak czy siak, ostatnie dwa numery i outro nie kręcą mnie już tak bardzo, jak początek krążka.

Brzmienie płyty niewątpliwie jest kolejną zaletą splitu. Dwie części nie brzmią identycznie, ale też nie ma między nimi przeskoku, który psułby wrażenie jedności. Malepeste ma ładniejszą, organiczną perkusję, natomiast Dysylumn wyposażyło się w wyraźny, miodny bas. Sami muzycy także potrafią grać i mają dużo wyobraźni, stosując różne zabiegi i style (brawa za wokale dla gardłowego Malepeste, świetnie się ich słucha).

Ce qui fut, Ce qui est, Ce qui sera to fantastyczny kawał atmosferycznego metalu. Skutecznie mnie wciągnął i utrzymał przy sobie, nawet mimo raczej rozbieżnych preferencji muzycznych. Powiem więcej, split ma dużą szansę spodobać się także ludziom niegustującym w takiej muzyce. Zdecydowanie warto sprawdzić.

Malepeste na Facebooku

Dysylumn na Facebooku

Ocena: 8,5/10

Kapitan Bajeczny
Latest posts by Kapitan Bajeczny (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , .