Marek X. Marchoff „Funeral Musik For You And Me” (2015)

Płyta kojąco-niepokojąca. Po długim i stresującym dniu uspokoi cię i utuli do snu, ale będziesz miał koszmary.

Ten dzień był fatalny. Pogrzeb, na pogrzebie jak w filmie – deszcz, czarne woalki, mokra ziemia zsuwająca się na trumnę, jakby ziemia chciała pochłonąć zwłoki nim pożegna je rodzina. W końcu kilka pojedynczych garści spada na trumnę na znak, że wszystko skończone. Potem już tylko grabarze smętnie, bezrefleksyjnie i automatycznie zakopują grób. Przyjmujesz kondolencje i słowa otuchy, ale tak naprawdę nie słyszysz ich przez krzyk twoich myśli, które nie chcą pogodzić się z tym, co się właśnie stało. Wracasz do domu. Siadasz w pustym pokoju, mokrymi od deszczu rękami odpalasz ostatniego w paczce papierosa. Otwierasz butelkę wódki, bo już nic więcej ci w życiu nie zostało. Tak mniej więcej brzmi Funeral musik for you and me.

Bałem się tej płyty. Nie ze względu na jej tytuł, wykonawcę czy okładkę. Bałem się, bo poprzednia pozycja Zoharum, z jaką miałem do czynienia, na jakiś czas odebrała mi ciekawość do eksperymentów i prób pojęcia innych form muzycznego przekazu emocji. Ale Marek X. Marchoff podołał zadaniu. Swoimi elektroniczno-pogrzebowymi litaniami opartymi na bezlitosnej powtarzalności dźwięków wydobył mnie z jednego letargu i wrzucił w drugi. Co ciekawe, ta muzyka jest smutna, ale nie dlatego, że została poskładana ze smutnych dźwięków. Te proste w formie utwory składają się w dużej mierze z dość ciepłych pojedynczych tonów, poskładanych w kojące dźwiękowe tła. Sęk w tym, że to tła do chorowania na depresję. Ich ogólny wydźwięk jest tak dojmujący, że kiedy na postanowionej tafli dźwięków pojawiają się pojedyncze nuty, trzaski, piski, słuchacz odczuwa je jak ukłucia prosto w kręgosłup. Jest w tym coś hipnotyzującego. Ta powtarzalność krótkich fragmentów działa już od czasów muzyki plemiennej. Nadaje rytm, choć na próżno tutaj szukać instrumentów perkusyjnych. A jednak. Repetytywność staje się w pewnej chwili wręcz nieznośna, wkręca się w głowę jak wiertło. Człowiek aż pragnie, żeby coś się zmieniło, by dźwięk przestał być torturą, ale nie. On wie co robi. Zapewniam – kiedy już odpuści, zelżeje, poczujecie się jakby nagle po tygodniu minęła wam migrena. A potem wróciła.

Marek X. Marchoff na Funeral musik for you and me używa dźwięków do spotęgowania wszelkich negatywnych emocji, jakie mogą się nagromadzić w słuchaczu, i do uwolnienia ich. Dziwne katarsis, ale skuteczne. Może taki mroczny ambient zawsze tak ma?

PS. Przed trzema laty Marek X. Marchoff nakładem Zoharum wydał album Funeral Musik fur Jenny Marchoff, który to rzekomo popełnił naście lat wcześniej, po śmierci swojej babci, która miała na niego ponoć duży wpływ. Biorąc to pod uwagę Funeral musik for you and me nabiera jeszcze mroczniejszych barw.

Ocena: 7/10

nmtr
Latest posts by nmtr (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , .