Megascavenger „As Dystopia Beckons” (2016)

Okładka albumu Megascavenger to niczym cover do filmów s-f z lat 80-tych na VHS z firmy typu Video Rondo. Wtajemniczeni (roczniki poniżej ’80) wiedzą, młodszym rzec mogę: jest to specyficznie narysowane… Z motywem przewodnim: roboty, obcy, konflikt. Szczerze mówiąc mocno się obawiałem co będzie zawierać ten album… bo tak na thrash to wskazywało i to totalnie oldskulowy typu Agent Steel.

Mały kredyt zaufania jednak dałem, bo Megascavenger wydaje Selfmadegod. A może nie każdy ich zespół mi pasuje, ale zawsze jest co coś niebanalnego i wartego uwagi. A le nie ma co przedłużać, jedziemy… Nim porozbijam płytę na atomy- co by nawiązać do wstępu…, to od razu powiem As Dystopia Beckons jest to album specyficzny. Lider kapeli/ projektu Rogga Johansson zaprosił do nagrań całkiem niezła plejadę „gwiazd”. O jakość wkładu poszczególnych zaproszonych muzyków nie ma co się obawiać. Pełne zawodowstwo. Jednak jest to mówiąc oględnie: zbieranina muzyków podsyłających netem swe ścieżki… Co za tym idzie? Na pewno niemała różnorodność, ale i spory minus, jakim jest w efekcie pewien brak jednego, spójnego charakteru płyty. Momentami mam wrażenie, jakbym dostał składak dołączony do magazynu muzycznego. Czyli poszczególne utwory świetnie się sprawdzają, ale całości brakuje jakieś klamry spinającej te kawałki w całość…

Moi faworyci? Zdecydowanie otwieracz: Sven Gloss z Fleshcrawl po prostu doskonale odnajduje się w starej szkole death metalu. Jego wokal w niskich rejestrach świetnie dopasowuje się do muzy, która prócz z klasycznego łojenia momentami czerpie z … debiutu Fear Factory. W ogóle jawi mi się jeszcze jedna kapela, której akurat nigdy nie lubiłem The Berzerker. Swego czasu sporo ich utworów było na wszelkiej maści składakach, o ile pojedyncze kawałki są jeszcze ok, to całe płyty już zdecydowanie słabsze robią na mnie wrażenie, by nie rzec: są nudnawe. To tak tytułem dygresji.

W That Machine that turns… ryczy jak ranny bawół David Ingram… A sam utwór brzmi niczym żywcem wzięty z jego macierzystych zespołów. Poza tym ponownie jest obecny industrialny ślad. David perfekcyjnie ryczy (wiem, że to debilnie brzmi, ale tak drzeć ryja też trzeba umieć…), a sam utwór ma świetne zwolnienia i dzięki dodatkom jak „skazy” industrialne, nabiera innego klimatu niż muza, w które Ingram zazwyczaj kładzie wokale. Te dwa kawałki mnie w pełni kupują…
Dead City… Zaczyna się mocną skazą industrialnego klimatu… fajne klawisze i perka, która ładnie nabija rytm… w sukurs idzie jej wokal Jocke Svennsona z Entrails i mamy całkiem dobry wałek. Właśnie całkiem… Niby nic mu nie zarzucę, ale jest cholernie schematyczny. A wokal kolesia z Entrails tez niczego nie zwiastuje, czego byśmy nie słyszeli… Taki se… momentami miałem ochotę kliknąć next.. Pod koniec pojawiają się fajne gitary i to sprawia, ze ten sztampowy kawałek przesłuchuję do końca… acz szału nie ma…
As the last Day… Świetnie wszystko brzmi, mocna wolta od poprzednich utworów. Wręcz miałem wrażenie, jakbym słuchał późnego Cemetary… Tylko dynamiczniejszego. I zubożonego o klawisze. Jakby tego było mało, to czystych fragmentach barwa głosu wokalisty mocno mi przypomina styl śpiewu lidera Cemetary… Nie wiem, co kierowało liderem Megascavenger, że ma miejsce taki spory odskok stylistyczny od wcześniejszych trzech utworów… Dla nawiązania do wcześniejszych kawałków pojawiają się industrialne klawisze, ale pytanie po co? Sam utwór jest sympatyczny… Ale mi się pojawia ta irytująca myśl: kiedy znów zacznę tego słuchać tego albumu z frajdą jaka mi towarzyszyła przez pierwsze dwa kawałki…
W The Hell that is… udziela się Kam Lee, no chyba nie dadzą mu dennego utworu? NIE! Jest fajny bit, jest motoryczna napieprzanka, mocna sekcja, wszystko ładnie buczy i huczy. Taki Megascavenger lubię! Sporo śladów klawiszy, do tego upiornie powtarzany motyw, acz z takim wokalem nic nie brzmi źle. Jest rytm, jest pomysł. Dla tego kawałka warto posłuchać całej płyty. Ha, nawet fajna solówka się pojawia… na 10 sekund, by potem wrócić do tego nawalania. Jest super. Wiara w ten projekt wraca, a ja marzę o EP-ce stworzonej z 1, 2 i tego kawałka… Wyjebawszy inne dziwadła… Albo zrobić z nich drugą część… obdzieloną przerwą, na tyle długą, abym zdążył wyłączyć…
A dead rotting… To mocne rozwinięcie kawałków, gdzie konkretny growl dominuje nad całością. Mało ciekawy utwór, acz tu jest tylko jednym z instrumentów, tu prym wiedzie automat, który ostro wybija rytm, klawisze oszczędnie dodają sznyt i jest poprawnie… Ten industrialny klimat świetnie naznacza utwór, nie zaś jest tylko dodany niejako obok. Nieźle, nieźle…
Znacie Sinister? No to w tym tonie słowiczego trelu, wspartego wesoło pomykającym komandem, mamy jeden z duszniejszych kawałków: A steel through flesh. Świetnie mknie to do przodu, niczym thrashowa kapela na amfie i z totalnym zbrutalizowaniem… Nawet quasi punkowe umpa umpa się znalazło. Sam kawałek broni się prędkością i niezłym wokalem. Zresztą jest też mocno naznaczony klimatami Godflesh
W 8 kawałku powraca Kam Lee, o dziwo, ten kawałek jest mocno odstający od wyziewu. Niemal taki Cemetery i … Tiamat i to późny.. Znów??? Ponownie zaskoczenie. I to raczej takie z gatunku konsternacja…
Finał to kawałek bez gości… Sam nie wiem, czy to traktować As Dystopia jako samodzielny utwór, nie zaś jako outro.. totalnie zbędne, jak z taniej gry komputerowej. Infantylne i głupie. Chyba że potraktować to jako hołd dla lat -90 w metalu. To wtedy ok… Wszak sam pamiętam, jak sobie zrobiłem takie składaki z różnych intr, kawałków instrumentalnych zgrywanych z kaset np. Torchure, czy Lemming Project… a na finał, jebana Stilonka zepsuła się i zniechęcony zaprzestałem kariery twórcy składanek…

Reasumując: mam mieszane odczucia względem As Dystopia Beckons, gdyby to ode mnie zależało, to  zrobiłbym ten album jako dwa odrębne mini na jednym CD. Wymienione wyżej konkretne wyziewy na początek, a potem próby bycia Tiamat nr 2… Oczywiście nie jest to tuzinkowa płyta. Ale czy warta kupienia? Tu bym mocno polemizował, z drugiej strony sam czasem kupuję wszelkiej maści dziwadztwa. Mam na półce taki Oxiplegatz. I to właśnie tego typu płyta… dziwadło. Które już wiele tygodni uparcie wałkuję… W sam raz na słuchanie przy przeglądaniu fejsa czy graniu w durną strzelankę.

Ocena 6,5

Tomasz
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , , , .