Monkey3 – „Sphere” (2019)

Trzy lata temu zachwycałem się i rozpływałem nad najnowszym wtedy wydawnictwem szwajcarskiego projektu Monkey3. Płyta Astra Symmetry często gościła w moim odtwarzaczu, i choć po jakimś czasie odeszła w niepamięć, to i tak wypatrywałem kolejnych wieści z obozu psychodelicznej kapeli instrumentalistów. W końcu jest – szósty studyjny album w dorobku grupy, a tytuł jego to Sphere.

Każdorazowo zetknięcie się z Monkey3 zapewnia niezwykłe przeżycia, wywołane transcendentną podróżą przez czas. Niczym w Wielkim Zderzaczu Hadronów, dochodzi do akceleracji muzycznych cząstek w poszukiwaniu niedoścignionego elementu, który stałby się wyróżnikiem zespołu na tle innych graczy ze świata stoner rocka i psychodelicznych dźwięków. Z wytrwałością i precyzją Szwajcarzy po raz kolejny udowadniają, że na swojej robocie znają się jak nikt inny. Na Sphere namalowali sześć przestrzennych krajobrazów, a podczas ich odkrywania nie sposób uniknąć porównań do klimatu fantastyki naukowej. Powiedzieć o Money3, że są współczesnymi Floydami (do których często się ich porównuje), byłoby ogromnym niedopowiedzeniem. Szwajcarzy po raz kolejny bowiem zabierają słuchaczy w pozornie znane, acz pełne nowych tajemnic obszary.

W kosmiczny trans wprowadzają już pierwsze dźwięki Spirals. Utwór ten rozpoczyna się od zgrabnej elektroniki, która stopniowo buduje napięcie i tworzy zaczyn do dalszej plątaniny motywów i mieszaniny stylów. Wszelkie wątpliwości, które mogą się pojawić przy delikatnych dźwiękach intra rozwiewa wejście gitar i perkusji, a także wyraźnej linii basu. Post-rockowe uderzenie wyrywa z zastoju, atakuje wybuchowymi riffami i blastami, aż niespodziewanie ciężar się urywa i zaczyna się kolejny etap kosmicznej podróży, w której główną rolę odgrywa bas i elektronika, wspomagane raz po raz gitarowymi wstawkami i rytmem, wybijanym na bębnach. W dalszej części nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Echoes wspomnianego Pink Floyd spotyka się z Last Exit for the Lost z repertuaru Fields Of The Nephilim. Uwielbiam wszystko, co składa się na ten numer, zarówno dwie wspomniane legendarne kompozycje, jak i całokształt, który udało się osiągnąć muzykom Monkey3. Na tym etapie można rzec, że Szwajcarzy osiągnęli szczyt swoich możliwości, ale nie będzie to prawdziwe stwierdzenie, gdyż ten ansambl z pewnością ma jeszcze kilka asów w rękawie.

Axis charakteryzuje się odważnym i rozważnym jednocześnie wykorzystaniem efektów dźwiękowych, zarówno tworzonych przez syntezatory, jak i elektryczne chordofony szarpane. Do tego dochodzi raczej stonowane tempo i powolne budowanie atmosfery, która poprzerywana jest cięższymi wejściami gitar i perki. Współistnienie i uzupełnianie się kontrastujących ze sobą instrumentów i rozwiązań zawsze było elementem rozpoznawczym, jeśli chodzi o twórczość Monkey3. Nie inaczej jest w kolejnych utworach. Prism stanowi przejście w kierunku utrzymania tego kosmicznego brzmienia zespołu, a zatem kompozycja naszpikowana jest przeciągniętymi dźwiękami syntezatorów i efektów. Nie jest to jednak numer usypiający, bo gdy na pierwszy plan wychodzi uderzenie gitar, to mamy do czynienia z napędzającym do działania brzmieniem progresywnego rocka. Podobnie rzecz ma się w przypadku Mass, gdzie dostajemy współbrzmienie wibrujących i rozkręcających się riffów, a także elektroniki, która zahacza o symfoniczne brzmienie. W połowie utworu pojawia się zwariowane, szalone, rozpędzone solo, którego stylistyka fanom progresji i awangardy będzie dobrze znana. Gościnną solówką popisał się Bumblefoot. Nie należę do zwolenników ultraszybkiego grania w stylu Vai’a, Satriani czy Batio, więc staram się zignorować i przemilczeć ten fragment krążka Sphere. Z kolei bardzo dobre solówki to wypadkowa kolejnego numeru, Ida. Warto dodać, że jest to najkrótszy utwór na omawianej płycie, a w ciągu niespełna czterech i pół minut Szwajcarzy próbują zmieścić wszystkie swoje popisowe zagrywki i ukazać pełną skalę swoich umiejętności.

To jednak potężny czternastominutowy kolos w postaci Ellipsis, podobnie jak Spirals, ukazuje najlepszą stronę Monkey3. Na tak ogromnej przestrzeni jest wystarczająco dużo miejsca na wszystkie elementy, wokół których kwartet ze Szwajcarii buduje swoje kompozycje. Tutaj po raz kolejny spotykamy się z niespiesznym podkręcaniem tempa, najpierw opartego o elektronikę, a dalej o post-rockowe brzmienie pozostałych instrumentów. Przez niespełna trzynaście minut antycypacja narasta, jakby krok za krokiem zbliżało się coś wielkiego, crescendo, które powinno spaść, urwać się i zakończyć międzygalaktyczny lot statkiem Sphere. Tak też się dzieje, a chwile, które pozostają do końca albumu wypełnia pustka i cisza.

Ten album to kolejny strzał w dziesiątkę grupy, która nigdy nie zawodzi i zawsze tworzy ambitne dzieła sztuki. Przy Astra Symmetry z 2016 roku myślałem, że nie da się więcej, bardziej, lepiej. Da się. Artyści z Monkey3 znów przełamują wszelkie konwenanse, bawią się formą, plączą ze sobą koncepcje. Sphere ma w sobie boską cząstkę, która urzeczywistnia się przy zderzeniu klasycznego prog rocka z futurystycznymi poszukiwaniami space rocka. Odejście od stonerowych riffów na rzecz monumentalnych post-rockowych zagrań to kolejny powód, dla którego najnowszy krążek Monkey3 zasługuje na najwyższą notę. To są kompozycje, które świetnie sprawdziłyby się jako ścieżka dźwiękowa do hollywoodzkiego filmu lub wysokobudżetowej gry z gatunku science fiction. Jakże ubogaciłoby to i tak piękne wizualnie produkcje! Po raz kolejny wypada zachęcić do zapięcia pasów i wyruszenia w drogę poza granice znanego nam wszechświata.

Ocena: 10/10

Vladymir
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , , .