Musmahhu – „Reign Of The Odious” (2019)

Postawa takich ludzi jak niejaki Swartadauþuz jest doprawdy zaskakująca. Internetowe źródła podają, że ten bliżej nieznany osobnik na przestrzeni około dziesięciu lat udzielał się w prawie dwudziestu różnych projektach, przeważnie jednoosobowych, siejąc black metalową zagładę, i wydając ją najczęściej we własnym labelu. Musmahhu to kolejne oblicze wyjątkowo płodnego Szweda, które właśnie zaatakowało pierwszym, pełnowymiarowym albumem, tym razem pod flagą Iron Bohehead Prouctions. Nie wiem jak gość się odnajduje w takim pędzie tworzenia, i jakie szanse przetrwania mają te legiony projektów, ale w tym twórczym szaleństwie musi być jakaś metoda. Przyznam szczerze, że nie znam innych jego dokonań, ale jeśli są chociaż w połowie tak dobre jak Reign Of The Odious, to doprawdy będzie co nadrabiać.

Tym razem Swartadauþuz zabrał się za eksplorację death metalu, i to w sposób, który bynajmniej nie jest charakterystyczny dla Szwecji. Mamy bowiem siedem piekielnie ohydnych, przeszywających hymnów, które najzwyczajniej w świecie wysysają mózg. Wyjątkowo gęsta warstwa instrumentalna, zabarwiona black metalem, atakuje bez żadnego znieczulenia i kąsa bardzo dokładnie i metodycznie. Nie usłyszymy tu żadnych patatajek, ani grama szwedzkiego feelingu, o melodyjności nie wspominając. A nawet jeśli jakimś cudem ktoś je wychwyci, to będą bardzo mocno nacechowane nieokrzesaniem i zwyczajną, muzyczną wulgarnością. Tu nie ma miejsca na żadną ogładę, jest tylko krew, piekielny ogień i dźwiękowa profanacja. W bardziej rozpędzonych fragmentach górę bierze diabelski black metal, ale poprzez nałożone szumy, siarczyste wyziewy piekieł i kosmiczny brud, całość skręca w stronę wielkiej, wymykającej się szufladkowaniu brutalności. Z kolei w nieco wolniejszych momentach (Slaughter Of The Seraphim) można wychwycić jakieś melodie, ale bardziej będą przypominać jęki tortur niż cokolwiek innego. To czyste, dźwiękowe zabójstwo, dokonane w okrutny, bolesny sposób. Trudno porównać ten album do czegoś, co już znamy, bo na Reign Of The Odious łączy się wszystko, co najbardziej intensywne i niebezpieczne, zarówno w death jak i black metalu, z wyraźną przewagą tego pierwszego. I to w sposób, który z powodzeniem można uznać za nową jakość w muzyce ekstremalnej.

Mordują nie tylko same kompozycje, ale też produkcja. Wokal mógłby wpędzić w kompleksy hordę diabłów, gitary i wszelkie szumy przytłaczają intensywnością, a kiedy przejdą w tremola, to po prostu wiercą. Całości dopełnia gęsta, czyściutka, sterylna wręcz perkusja. Do tego stopnia, że czasami wydaje się, że to morderstwo dokonywane jest na sali chirurgicznej. Trudno sobie wyobrazić większy radykalizm.

Dawno nie słyszałem tak groźnej płyty. Jeśli Swartadauþuz pociągnie ten projekt dalej i nie pohamuje intensywności, to już strach się bać. Cudowny armagedon na początek roku.

Ocena: 9,5/10

 

 

Rafał Chmura
Latest posts by Rafał Chmura (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , .