My Dying Bride – „The Ghost of Orion” (2020)

Smutek, melancholia, ciężkie, posuwiste riffy gitary i gothic/death/doom metal to moje skojarzenia w kierunku deszczowej Anglii i My Dying Bride. Jedni z pionierów mojej ukochanej metalowej stylistyki po pięciu latach raczą nas kolejną propozycją w swoim rozległym dorobku wydawniczym. Płyta The Ghost of Orion miała swoją premierę 6 marca br. i jest pierwszym krążkiem w karierze zespołu, który wyszedł pod skrzydłami Nuclear Blast.

Na początek warto zwrócić uwagę na kontekst. Z pewnością duży wpływ na zawartość i całokształt albumu miały przeżycia Aarona Stainthorpe’a związane z diagnozą choroby nowotworowej u jego córki. Zresztą inklinacje do osobistych przeżyć podkreślone są już w przejmującym Tired of Tears, będącym drugim singlem promującym płytę. Przyznam szczerze, że z początku nie doceniłam tego kawałka, ale w końcu uległam – przede wszystkim brzmieniu skrzypiec.

A jak sprawa wygląda dalej? Najmocniejszym punktem całego wydawnictwa jest otwierający Your Broken Shore, a także The Old Earth, utwory, które w dużym stopniu przywodzą mi na myśl dokonania z Songs of Darkness, Words of Light oraz A Line of Deathless Kings. Obydwa numery są dla mnie przykładem idealnego wyważenia pomiędzy melodyjnym i emocjonalnym wokalem Aarona a jego agresywnym, silnym, głębokim growlem. Ponadto gitarowe riffy wraz ze skrzypcami, szczególnie w pierwszym z wymienionych tworzą przepiękne harmonie, który potęgują melancholijny wydźwięk kompozycji.

Moją uwagę zwrócił również minimalistyczny i hipnotyzujący The Solace z wokalnym udziałem Lindy Fay Hella (Wardruna) w gitarowym akompaniamencie. Choć zdecydowanie bardziej do gustu przypadł mi nieco psychodeliczny numer tytułowy, w którym szeptane deklamacje tworzą nastrój niepokoju, brzmiąc niczym złowieszcza kołysanka. Trzeba również przyznać, że klimatu dopełnia samo zakończenie krążka w postaci chóralnego wykonania You Woven Shore.

Wszystko ma tutaj swoje określone miejsce i… no właśnie, czasami brakowało mi takiej swobody w muzycznych emocjach, która jednak wyróżniała poprzednie krążki zespołu. Może nie przeżywam całości z zapartym tchem, ale kompozycje potrafią wprowadzić w stan przyjemnej zadumy. Swoisty minus płyty w moim odczuciu stanowi także zbyt mała zmienność tempa, melodii w tych dziesięciominutowych utworach na płycie. Nie ma w nich momentów zwrotnych, czegoś, co zapadłoby w pamięć, stąd być może trudno utrzymać zupełne skupienie.

My Dying Bride jest na tyle cenionym zespołem, że z łatwością wybacza się mu niewielkie potknięcia. Gdybym miała wskazać w ich dyskografii zupełnie chybioną oraz asłuchalną pozycję, to chyba nie potrafiłabym tego zrobić z czystym sumieniem. Po raz kolejny otrzymujemy od ikony death/doom metalu krążek utrzymany na dobrym poziomie.

Ocena: 7/10

 

My Dying Bride na Facebooku

Marta (Kometa)
Latest posts by Marta (Kometa) (see all)
(Visited 18 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , .