Oath – „Mustan Liekin Veljeskunta” (2016)

Są ludzie, którym zawsze mało. Na przykład dwóch jegomościów maczających łapki (i być może nie tylko łapki) w fińskim projekcie Oath. Mosterdziejów Grimma666 i V.Khaoza znamy już chociażby z takich projektów jak Grimirg czy Kalmankantaja. Teraz zajmiemy się ich najświeższym, zdaje się, projektem muzycznym, pełnym chłodu i szatana.

Mustan Liekin Veljeskunta to długi pełnoprawny album tego devilish duo. Poza tym Oath puścili w świat kilka EPek i splitów, co jest niezłym wynikiem jak na cztery lata działalności. Nowy krążek zawiera pięć kompozycji łącznie dających prawie czterdzieści minut. Wydane przez Immortal Frost Productions.

Ta płyta najlepiej sprawdziłaby się zimą lub jesienią. Przysiężony black metal od zimnych melodii skrzy się niczym brokat na nosie Luxurii Astaroth. Z tą różnicą, że tutaj to zmysłów nie kłuje, a wręcz może się podobać. Mustan Liekin Veljeskunta jest praktycznie jedną wielką melodią. Lodowatą, bardzo blackmetalową. Czasami podchodzącą nawet pod podgatunek atmosferyczny, zdarzy się też ton czy dwa dźwięków orientalnych. Melodia ta zaczyna się bardzo dobrym, ambientowo-niepokojącym intrem na Aamutähden Poika, by później regularnie się zmieniać. Zdarzają się więc chwile wręcz kojące (pierwsze minuty Lankeemuksen Tuhannet Kasvot, Pedon Profetia), bywają też momenty złowieszcze (dalsze minuty Lankeemuksen Tuhannet Kasvot, druga część Amen Apollymi). Po drodze traficie też na dodatkowe atrakcje w formie jakichś dziwnych (i stanowczo za słabo rozpoznawalnych) piszczałek, ale to raczej jednorazowe bonusy. Podstawą muzyki Oath są lodowate riffy połączone z złowieszczym i bardzo jadowitym wokalem oraz dużą ilością blastów. Brzmi jak Immortal? Poniekąd tak, choć nie jest kalką.

Dużym plusem Mustan Liekin Veljeskunta jest dobre wyważenie utworów. Są dość długie, ale zupełnie się nie dłużą. Mają odpowiednie tempo, motywy pojawiają się tyle, ile trzeba i ogólnie na poziomie rzemieślniczym wszystko jest bueno. Problem zaczyna się na poziomie artystycznym, kiedy to zauważymy jest, że niektóre motywy są do siebie aż zbyt podobne, a inne po prostu nie trafione. To tylko procent wszystkich melodii, niemniej potrafi przeszkodzić. Podobnie jak warstwa produkcyjna. Do samego brzmienia nie mogę się przyczepić, bardzo pasuje do takiej muzyki, jest szorstkie, oziębłe i ostre. Skopano trochę głośność perkusji i basu. Pierwsze jest zbyt ciche, drugie wręcz przeciwnie, wybija się często-gęsto, choć nie powinno. Wokal brzmi bardzo dobrze, choć na mój gust pojawia się częściej niż powinien. Natomiast layout produkcji został zaserwowany bardzo ładnie. Przyznaję, pomimo tego, że zupełnie nie w moim stylu.

Suma sumarum, płyta wyszła całkiem niezła. Nie jest porywająca i jakoś wybitnie zapadająca w pamięć, ale da się tego słuchać bez grymaszenia, a niektórzy pewnie nawet będą do niej wracać częściej. Prawdopodobnie byłbym nawet w stanie ją polecić niektórym czerninowym fanom.

Ocena: 7/10

Kapitan Bajeczny
Latest posts by Kapitan Bajeczny (see all)
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , .