Omega Point – „Isolation” (2018)

Jeżeli stosunkowo świeża kapela w ciągu jednego roku kalendarzowego wydaje na świat dwa albumy studyjne to należy się cieszyć i gratulować pomysłowości, a może obawiać się przerostu ambicji? W przypadku niemieckiego Omega Point najpierw styczeń, a potem wrzesień roku 2018 były świadkami dwóch pełnowymiarowych krążków. Przyjrzyjmy się bliżej temu drugiemu, zatytułowanemu Isolation.

Motorem napędowym niemieckiej kapeli jest znany z YouTube’a Ristridi, czyli Michael Wöß, chłopiec z gitarą, który w sieci umieszcza swoje niezliczone covery i autorskie nagrania. Do swojego projektu gitarzysta zaprosił kilku muzyków, którzy, obawiam się, nie do końca dopasowali się do stylistyki, którą chciał osiągnąć Ristridi. O ile popisy gitarowe wspomnianego twórcy stoją na wysokim poziomie, riffy w dobry sposób przeplatają się ze sobą, jest parę fajnych zmian tempa, a solówki wynoszą słuchacza na zupełnie inny poziom, tak pozostałe elementy stanowią jedynie nieciekawe tło. Perkusja i basówka nie są w żadnym stopniu nadzwyczajne, ale domyślam się, że taki był zamiar, by to właśnie gitara przewodziła całemu materiałowi na Isolation. Podobnie zresztą jest na poprzednim krążku projektu. Płyta The Descent rządziła się tymi samymi prawami. Najbardziej kulawy jest jednak wokal, a właściwie są wokale, bo za mikrofonem dzieje się tu całkiem sporo, spotykają się ze sobą różne style, co powoduje istny gatunkowy chaos. Instrumentalne wersje utworów Omega Point dałoby się zaszufladkować jako atmospheric/symphonic/black metal, natomiast są tam momenty, w których śpiew zakrawa wręcz o emocore, co zdecydowanie umniejsza przyjemność z odkrywania twórczości młodego projektu.

Od początku do końca Isolation to pole do popisu dla dwudziestoczteroletniego Ristridi’ego, który za chwilę może być okrzyknięty nowym Joe Satrianim. Jego muzyczne wycieczki w świat progresywnego metalu są tu bardziej wyraźne, niż na The Descent, a w połączeniu z paroma świetnymi blackowymi riffami mamy tu potężne uderzenia w postaci takich numerów, jak The Last Light czy My Empty Grave. Osobiście brakuje mi jednak w tych kompozycjach pazura, jakiejś wewnętrznej siły, która urzeczywistniałaby się nie tylko przy pomocy riffów i solówek, ale też potężnej sekcji rytmicznej.

Gdyby wymienić tych kilka kulejących elementów, z wokalem na czele, to Omega Point śmiało mogłoby nadawać ton nowej fali metalu progresywnego. Na chwilę obecną jest to obiecujący projekt, który powinien ewoluować w dobrym kierunku. Trzymam kciuki, gdyż jestem ciekaw, co przyniesie przyszłość i jak potoczy się kariera Ristridi’ego i jego muzycznych poszukiwań.

Ocena: 6/10

Vladymir
(Visited 1 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , , , , .