Ordos – „House Of The Dead” (2017)

W przeszłości, kiedy było się jeszcze pięknym i młodym, albo złym i brzydkim (ciężko wybrać, co lepsze), byłem wielkim fanem wszelkiej maści doomu. Tradycyjny doom, stoner doom, death doom, funeral doom. Słuchałem tego wszystkiego z wielką pasją i smuciłem się przy tym niezmiernie. Nadal słucham doomu, ale tylko wtedy, gdy wpadnie mi w ręce coś godnego uwagi. Tak się też stało, przed Państwem zespół Ordos.

Kapela ta pochodzi ze szwedzkiej miejscowości Uppsala i została założona stosunkowo niedawno, w 2011 roku. Ich drugi krążek, House Of The Dead, wyszedł na światło dzienne pod koniec stycznia 2017 roku, nakładem Moving Air Music.

Na najnowszym wydawnictwie Szwedów znajdziecie sześć stoner/doom metalowych kompozycji, ociekających diabelskim bluźnierstwem. Ordos garściami czerpie z okultystyczno-satanistyczncych inspiracji via Black Sabbath, ale nie tylko. Już samo tytułowanie utworów, jak The Infernal God, Satan Venit, Hounds of Hell, czy też The Witch, mówi samo za siebie.

Otwierający album The Infernal God jest niczym czarna modlitwa. Tworzy go riff. Ten riff!!! Miażdży, przygniata, niczym czarnym buciorem w podłogę piekielnego kościoła. Co jakiś czas jednak popuszcza ucisk, by po chwili wrócić ze zdwojoną siłą. Satan !!! To imię pojawia się często. Emil, wokalista Ordos, niskim, ponurym głosem odprawia modły ku mrocznym panom, wyliczając ich imiona. Przywołuje je w posępnej inkantacji, aby pod koniec utworu wykrzyczeć imię czarnego boga – Satan! Satan! Satan! – wciąż i wciąż od nowa, niczym w ponurej, nieświętej pieśni.

Trzecim w kolejności, jednocześnie najdłuższym na tym krążku, jest Satan Venit (tłum. szatan nadchodzi). To rozciągniecie mrocznych modłów z poprzedniego kawałka, tylko w bardziej urozmaicony sposób. Ciężka, budząca grozę atmosfera tego numeru ciągnie się przez ponad 6 minut, aż do kulminacji, w której usłyszycie powtarzane ciągle dwa słowa – Satan Venit. To apokaliptyczny hołd dla księcia ciemności. W tym miejscu chciałbym zwrócić Wam uwagę na wokal Emila. Człowiek po prostu miażdży! Obojętnie czy śpiewa, krzyczy, zawodzi, wszystko to jest przepełnione kopalnią emocji. Od pierwszego przesłuchania tego krążka wiedziałem, że ten facet ma charyzmę i z chęcią zobaczyłbym jak to wszystko słychać na żywo.

Całość kończy sztuka o nazwie The Witch. „Wiedźma” to prawie typowa, zamglona, zadymiona, sztandarowa kompozycja stoner doomu. Zaczyna się powoli, skrada dusze, i niepostrzeżenie przenosi w inny wymiar. Po ponad dwóch minutach uderza ciężkim riffem, by po chwili, znów zwolnić. I tak dalej, aż do chwili, gdy wiedźma dosiada swej latającej miotły, a ciężki riff przygniata raz jeszcze. Pod koniec tego numeru wspaniały wokal Emila urozmaica kobiecy głos, tworząc razem z nim iście sabatowy klimat. Ten stonerowo-bujający twór wspaniale zamyka 42 minuty, którymi nasz raczą panowie z Ordos.

Przyznam się szczerze, że ostatnimi czasy zepchnąłem trochę doom metal na boczny tor. Odkrywałem inne rejony muzyki. Ordos sprawił, że zasmakowałem ponownie w tym oleistym, pełnym smutku bagnie. Mam nadzieje, że dla Was House Of The Dead okaże się równie mocnym odkryciem, jak dla mnie.

Ocena: 8,5/10

Ordos na Facebooku.

(Visited 3 times, 1 visits today)

Tagi: , , , , , , , .